-
A więc stado zwierzoludzi pod sztandarami Nurgla – podsumował relacje Shutzmann. –
Większość wybita, niedobitki uciekły do okolicznych lasów. Wieś Wortenbach, trzy dni drogi od miasta. Większość mieszkańców poległa, ci co przeżyli zostali odtransportowani w Waszej eskorcie do Middenheim. Pojawiła się też jakaś choroba, która zabrała ze sobą życia kilku ludzi w drodze. Miejmy nadzieję, że kapłanki zajęły się tymi zakażonymi, którzy dotarli do miasta. Teraz brakuje nam tu jeszcze epidemii...
-
Co do owej ikony – Komendant kontynuował. Jego wyraz twarzy i ton głosu zmieniły się diametralnie. Zwiastowały kłopoty. –
Dostarczyliście ją Ojcu Mortenowi w świątyni Sigmara. Miało to miejsce dzisiaj, niedługo po przybyciu do miasta…
Schutzmann spojrzał do leżących na stole notatek, przełożył kartkę. Powoli popatrzył na każdego z obecnych, pomijając stojącego w progu Markusa. –
Dzisiaj po południu znaleziono ciało Ojca Mortena poznaczone śladami mordu, a ikona zaginęła…
Zrobił efektowną pauzę, pozwalając zgromadzonym mężczyznom na przetrawienie tragicznej informacji i domyślenie się co Schutzmann insynuuje.
-
Byliście ostatnimi osobami, jakie widziały go żywego – oznajmił komendant. Podniósł ze stosu jakiś papier i trzymał go w rękach, mówiąc dalej. –
Mam niewystarczającą liczbę ludzi. Graf, Ar-Ulryk i rycerze są nieobecni i to na Straży spoczywa większość obowiązków związanych z porządkiem i obronnością. Broniąc wsi, pomagając mieszkańcom i oddając cenną ikonę udowodniliście, że jesteście godni zaufania... „Ale gdybyście odmówili mi pomocy, wtedy może się okazać, że to właśnie Wy stoicie za tym mordem i kradzieżą! Za coś takiego jest tylko jedna kara. Stryczek.” – Mimo iż Schutzmann mówił zupełnie coś innego, to wszyscy byli niemal pewni, że właśnie tak myśli. Komendant wyciągnął rękę, w której trzymał opieczętowany papier. –
Udajcie się do świątyni i zbadajcie tą sprawę. Właśnie dlatego potrzebujecie przewodnika, a Markus z chęcią pomoże, jestem pewien.
***
Dokument bez problemów otworzył drzwi świątyni. Bez zbędnych ceregieli zostali zaprowadzeni do tego samego miejsca, gdzie parę godzin wcześniej przekazali ikonę i usłyszeli wesołą nowinę o nagrodzie.
-
To tutaj – powiedział prowadzący ich kapłan i wskazał drzwi. –
Gdy znaleźliśmy ciało Ojca, natychmiast zawiadomiliśmy przełożonych Świątyni. Opat Kluge nakazał pozostawienie wszystkiego w takim stanie, w jakim...
Głos mu się załamał i kapłan zaszlochał. Widać było, że jest zszokowany tragicznym wydarzeniem, jakie miało miejsce w świątyni. Przez chwilę szlochał i w końcu podniósł załzawione oczy na stojących obok mężczyzn. –
Niechaj Sigmar i Morr czuwają nad nim. Co za przeklęty człowiek zdobył się na to? Dlaczego?
W końcu weszli do gabinetu. Pomieszczenie było niewielkie. Gołe, kamienne ściany zasłonięte były przez wysokie regały z książkami i pergaminami w tubach. Ciało Ojca Mortena spoczywa na krześle. Wygląda tak jakby usnął przy pracy z głową wspartą na biurku. Za nim znajduje się otwarte okno, z powiewającą na wietrze kotarą. Na blacie biurka i na podłodze poniewierają się arkusze papieru rozrzucone przez wiatr.