Morten nie żył, a oni, obrońcy Wortenbach, zostali nagle pomocnikami kapitana Schutzmana. Strażnikami niemalże. Praca, teoretycznie przynajmniej, jak każda inna. A że Gotfryd wolałby jakąś inną? Nie wyglądało na to, że dowódcę straży to interesuje.
- Oczywiście, panie kapitanie, że wypełnimy to polecenie - zapewnił, odbierając z rąk Schutzmana opieczętowany papier. - Czy w związku z nową pracą będziemy dostawać jakieś wynagrodzenie? - spytał.
Co prawda i tak nie odmówiłby, ale może udałoby się zarobić kilka kolejnych sztuk złota.
***
Po wejściu do pokoju Gotfryd rozejrzał się dokoła, usiłując sobie przypomnieć, czy coś się zmieniło w pomieszczeniu od ostatniej ich wizyty.
Gdy Reiner zaczął demonstrować swą wiedzę, Gotfryd spojrzał na niego z zainteresowaniem.
- Znasz się na tym? - spytał.
Potem zwrócił się do kapłana, który ich przyprowadził.
- Nikt nie rozmawiał z ojcem Mortenem po naszych odwiedzinach? - spytał. - Ktoś ruszał ciało? Kto go znalazł i kiedy? Czy jest możliwość, żeby ktoś niepostrzeżenie wszedł tutaj korytarzem? Bo jeśli nie...
Spojrzał w stronę okna.
- Czy to okno wychodzi na jakąś pustą uliczkę? - zadał kolejne pytanie. |