Podróż na farmę starego Bena była dość spokojna. Galain obserwował sobie przyrodę, Korgana z jego kozą oraz snuł po drodze rozmyślania na temat piękna przyrody i flaków poprzedniego pracodawcy rozwieszonych na pięknych bukach i oryginalnych żywopłotach. Może by warto przeinwestować, nająć parunastu silnorękich i podziękować? W końcu to kwestia reputacji – rozmyślał. Fakt że spotkanie odbyła się na farmie skazańców z jednej strony wydał się niepokojący, z drugiej zastanawiał się któż i czego może tu od nich chcieć. Koncert dla więźniów? Raczej dobry dowcip. A może brakowało im strażników i była eskorta wydała się dobrym materiałem?
Nowy „pracodawca” zrobił dobre wrażenie. Mimo kompromitującego wybuchu krasnoluda podszedł do nich ze ziem i sercem – szczerozłotym niemalże, gdyby porównać wagę monet z leżącym na drugiej szali wagi wyciętym ludzkim organem…Np. takiego jednego co o złocie jakoś nie pamiętał. Dalsze słowa szefa brzmiały coraz bardziej budująco. To dniówka? Zapytał z cicha Galain – Fiuu, nieźle. Po chwili Galain usłyszał hałas dochodzący zza drzwi i momentalnie później szefa już nie było. Kolejny nędzny dzień, no naprawdę. Usłyszawszy rozkaz tego który uciekał, Galain nie czekając na nic chwycił łuk i zaczął szyć do nich najszybciej jak mógł, celując w nieosłonięte zbrojami części, zwłaszcza głowę i oczy (jeśli są takowe zbroje jak na obrazku ). Jeśli obydwaj padną wybiegnie do drzwi i spróbuje postrzelić tego unoszącego „szefa”.
Ostatnio edytowane przez vanadu : 22-09-2012 o 11:37.
|