Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-10-2012, 21:48   #385
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację



Summers

Luke Summers ruszył zrealizować swój plan. Kilka strzałów w stronę skrzydlatych monstrów ściągnęło uwagę paskudztw na niego. Nie krył się już specjalnie. Nie starał zachować ciszy. I tak te kilka pierwszych wystrzałów nie miało w konsekwencji znaczenia, w porównaniu do tego, co za chwilę miało się dziać.

Ludzki spryt, kilka granatów i karabin przeciwko skrzydłom, ostrym dziobom i haczykowatym szponom. Co miało zwyciężyć w tej konfrontacji, miał przekonać się za kilka chwil.

Strzelił kilka razy i ruszył w bok, gdzie wypatrzył dziurę w pokładzie. Zatrzymał się jeszcze na chwilę, by ocenić, czy potwory ruszyły za nim.
Ruszyły. Większość. Szybując, skacząc, pędząc wprost na niego.

Oddał ostatnie strzały, opróżniając pierwszy magazynek, cisnął granat w największe skupisko skrzydlatych przeciwników i zanurkował do dziury. W chwilę później szedł już przechylonym, zardzewiałym korytarzem. Za nim pierwsze ze stworzeń z furią atakowało dziurę, w której się skrył.
Słyszał inne. Latały nad wrakiem szukając, jak na razie bezskutecznie, drogi pod pokład.

Wydawało się, że dopóki Summers nie wytknie nosa z przerdzewiałego wraku, będzie w miarę bezpieczny.




Harikawa

Plan szalonego kumpla zadziałał. Zaatakowane monstra poderwały się do lotu i ruszyły w ślad za Lukiem, odciągającym potwory z drogi Hairkway.

Tymczasem Yametsu, ukryty pod przerdzewiałym kawałkiem blachy, czekał, wypatrywał sposobności. Odgłosy „wabika” oddalały się. Najwyraźniej Summers wykonał plan najlepiej jak się dało.

Wszystko wydawało się iść dokładnie tak, jak to sobie obaj umyślili.
Harikawa wyjrzał ostrożnie z kryjówki i zaklął pod nosem.
Większość potworów ruszyła na łowy za Summersem. Większość. Ale nie wszystkie.

Nadal z dobry tuzin brzydactw siedział na zdewastowanych przez siły natury i czas pozostałościach okrętu i z wysokości swoich zaimprowizowanych gniazd wpatrywało się w dół, na pokład statku przez który musiał przedostać się Yametsu, jeśli chciał szybko dotrzeć do parowca, na którym znikł Kishler i z którego nadal dochodziła dziwaczna, chaotyczna luminacja.




Dean

Sally otworzyła porażone potwornym blaskiem oczy. Zdezorientowana zamrugała suchymi jak pieprz powiekami.

Ze zdumieniem zorientowała się, że ... stoi w pustce. Wokół niej nie było niczego. Ani podłoża, ani sufitu, ani boków. Wszędzie tylko pustka. Jasnoszara, ponura, przytłaczająca i zimna.

Szybko jednak zorientowała się, że pustka to złe określenie na to, gdzie się znalazła.

Czasami bowiem przez szarości przemknął jakiś rozbłysk światła. W różnym kolorze. W barwie z palety tęczy w różnych odcieniach i intensywności.
Gdzieś w jednym z trudnych do określenia kierunków coś zamajaczyło. Przemknął jakiś kształt. Coś poruszyło się przebierając mackowatymi wypustkami. Coś ogromnego.

I wtedy zorientowała się, że jednak nie stoi w pustce. Ale na rozstajach czegoś, co wyglądało jak drogi. Każda miała nieco inne zabarwienie. Była droga czerwona, była droga żółta, zielona, niebieska, czarna, brązowa, fioletowa, pomarańczowa oraz szara i biała.

Wiedziała, że gdzieś, na końcu którejś z nich czekała ostateczna odpowiedź na nurtujące ją pytania o człowieczeństwo i rodzaj ludzki. Tylko gdzie i na której?

To chyba był właśnie jej wybór.




Boone

Strzelił. Trafił.

Widział, jak kula trafia monstrum prosto w środek czoła. Widział, jak głowa bestii odskakuje w tył, a na ścianie za nią pojawia się plama czegoś, co przypominało parującą kałużę atramentu.

Boone ujrzał, że bestia zachwiała się, a „czar”, który go zaczynał więzić, puścił.

Głowa jednak bolała go tak, jakby ktoś skopał ją bez cienia litości.
Żołnierz, podobnie jak hybryda z przestrzeloną czaszką, zachwiał się, uderzył plecami o ścianę. Łapał oddech ogarnięty nagłą, aczkolwiek przejściową chwilą słabości.

Stwór siadł na ziemi, ale ... Boone widział, jak rana, która dla człowieka byłaby śmiertelna, zaczęła wypełniać się dziwnym, gęstym oparem i ... zasklepiać. Proces ten postępował niezwykle szybko.

Mężczyzna, który pastwił się nad szlochającą kobietą ruszył chwiejnie w stronę pulsującego kryształu, przy którym znikła Sally.




Noltan, Dempsey, Yoshinobu

Noltan stał wyprostowany ze zgrozą obserwując ogromnego krocionoga zmieszanego z człowiekiem, w którego zmienił się Dempsey. Gest, w którym hybryda uścisnęła dłoń Azjatce, wydawał się być dziwnie ludzki, ale przez to jeszcze bardziej przerażający.

- Zaprowadzę was tam, gdzie chce ...

Bestia nie zdążyła skończyć.

Nagle zachwiała się, poleciała w tył, upadła na plecy, a jej ciałem wstrząsnęły dreszcze.

- Idźcie do mojego podarunku – Sakamae i Dempsey usłyszeli znów głos w głowie. – Trzeba go powstrzymać.

Sakamae chyba wiedziała, o kogo chodzi mnichowi. Wydawało jej się bowiem, że przed ułamkiem sekundy usłyszała strzał dochodzący zza drzwi.
 
Armiel jest offline