Sally Dean stała na rozstaju dróg.
Pod skórą czuła, że to ważny wybór. Kluczowy.
Dookoła rozlewała się szarość. Potężna, wszechobecna, przytłaczająca. A pośród niej ciągnęły się ścieżki w różnych odcieniach. Odchodziły na boki jak powiewające na wietrze kolorowe wstążki.
Gdyby była małą dziewczynką sięgnęłaby po którąś z jaskrawych pogodnych barw. Kojąca zieleń albo słodki pomarańcz.
Tyle, że Sally Dean wydoroślała. Szczególnie każde z ostatnich lat naznaczyło ją głęboko i boleśnie pozostawiając po sobie bliznę.
Teraz już rozumiała, że czerń i biel nie istnieją. Życie jest zbyt skomplikowane, zbyt zawiłe i pełne niedomówień aby zamknąć je w jakiś ramach. Czerń i biel... Dobro i zło... to skrajności. Zbyt oczywiste i zbyt nieprawdopodobne. Szarość. Tylko ona jest prawdziwa. Wszystko jest jej odcieniami, pochodną. Słodko-gorzką mieszkanką.
Jeśli któraś z tych ścieżek miała ją gdzieś doprowadzić, coś objawić... Postawiła na kolor popiołu. |