Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-10-2012, 22:57   #6
Lady
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Nie rozmawiały podczas tego trudnego marszu. Rany Marthy przestały już boleć prawie zupełnie, jej naturalnie nienaturalne gojenie działało doprawdy niesamowicie. Ale mimo tego, że narzucała dość solidne tempo, Gwen robiła wszystko, aby nie zostawać w tyle. Zaciskała mocno zęby, przezwyciężając swój ból. Zmęczenie sprawiało przynajmniej, że nie myślała o tym, co się zdarzyło. Nie był to ich pierwszy gwałt na jej osobie, one wszystkie przeorały jej psychikę. One i to, że czuła się jak zwykłe bydło na rzeź, to jak traktowali wszystkich ludzi... Potrząsnęła głową, wyrzucając z niej wszystkie myśli. Bardzo potrzebowała towarzystwa, a rudowłosa odnalazła ją w ostatniej chwili. Następnego dnia zapewne opuściliby już tereny zamieszkiwane przez ludzi przed rozpoczęciem tego wszystkiego. Już to samo sprawiało, że czuła wdzięczność, chociaż wciąż mocno niedowierzającą. Bo ona sama zdążyła się już poddać, zaakceptować swoją powolną, straszną śmierć. Bogowie odeszli, nie wiedziała więc czemu dziękować za ten niesamowity ratunek. Podświadomie całą sobą dziękowała więc nieznajomej.

Martha nie zatrzymywała się, tylko obracała co jakiś czas, sprawdzając czy Gwen wciąż za nią idzie. Gesty współczucia w tej chwili nie miały najmniejszego sensu, znacznie pogorszyłyby sprawę. A dziewczyna mimo niewątpliwego bólu szła szybko. Podróżowanie z Czarnymi musiało ją bardzo wzmocnić, a może już wcześniej była przyzwyczajona do takich wędrówek. Ciemność trochę przeszkadzała, ale rudowłosa świetnie znała drogę, a dodatkowo miała przy sobie nieomylnego Ducha. W końcu dotarły więc do celu, pozornie nie różniącego się zbytnio od wcześniej mijanego otoczenia, prócz faktu, że wszędzie dookoła pojawiły się skały, obok wyrastających zewsząd drzew. Tutaj dziewczyna zwolniła i przepuściła towarzyszkę, sama zacierając za nimi ślady. Zawsze to kilka minut więcej w przypadku, gdyby ich tu odnaleziono.
Zeszły do niewielkiego, wyżłobionego naturalnie zagłębienia i przeszły pod gęstymi chaszczami, za którymi znajdowały się drzwi.

Rudowłosa weszła do środka, pociągając za sobą zaskoczoną Gwen. Dwuizbowa chata oparta była z jednej strony o skały, z pozostałych wkopana w ziemię i dobrze ukryta. Główna izba zawierała łóżka, piec, kominek, stół i krzesła, a także wiele zwierzęcych skór, znacznie ocieplających to wnętrze. Zawieszone były na ścianie jak i pokrywały prawie całą podłogę. Drugie pomieszczenie było znacznie zimniejsze, zamknięte podwójnymi drzwiami. Wydrążoną rynienką płynęła tam woda z ciepłego źródła, w pobliżu którego zbudowano chatę. Tutaj już nie miała w sobie ciepła, ale za to wciąż daleko było jej do zamarznięcia. W zimnym pomieszczeniu można było także przechowywać zapasy, których obecnie prawie nie było. Martha wzięła stamtąd jeden z ostatnich kawałków zamrożonego mięsa i wróciła do głównej izby, pokazując wciąż rozglądającej się Gwen łóżko.
- Usiądź i przykryj się, zagrzeję ci wody i ziół. Musimy cię ogrzać... i umyć.
Niewielkie okna nie dawały praktycznie żadnego światła, nawet w ciągu dnia, więc w nocy było tu prawie zupełnie ciemno. Tylko pochodnia dawała trochę ognia, ale rudowłosa wrzuciła ją do paleniska, gdzie trochę przygasła. Dziewczyna szybko zabrała się za podsycanie ognia. Brunetka wykonała polecenie, zagrzebując się w grube skóry. Drżala, a oczy jej się zamykały, domyślała się jednak, że nie mogła już teraz usnąć. Przyglądała się krzątającej “gospodyni”, i w końcu odezwała się, nie mogąc znieść ciszy. Jej głos był cichy, wciąż przestraszony.
- Czy... czy to wszystko twoje dzieło? - nagle znów zadrżała, widząc jak Martha odwraca się do niej z grymasem na twarzy. - Przepraszam, nie powinnam się odzywać...

Rudowłosa powoli pokręciła głową. Zawiesiła niewielki garnek nad ogniem, a potem podeszła do Gwen, siadając obok. Na jej ustach pojawił się cień uśmiechu, a dłonią bardzo delikatnie przykryła dłoń drugiej dziewczyny.
- Nie bój się. Już nie jesteś wśród tamtych. Ja... po prostu trzy dni temu zmarł Stary, to znaczy mój mentor. Miał na imię Harl. To jego miejsce, on mnie tu przygarnął i uczył, używać i ukrywać moje zdolności.
Brunetka uspakajała się powoli, nie odsuwając się. Przysunęła się nawet bliżej, jak osoba spragniona dotyku, ciepłego i przyjaznego.
- Jesteś czarodziejką? - ożywiła się. - Podejrzewam, że mnie właśnie dlatego ciągnęli tam do siebie... bo znam magię. Niewiele, ale szybko to zauważono. Inni... inni ludzie na mnie donieśli. Po tym jak Czarni przyszli, bardzo wielu się zmieniło...
Martha słuchała uważnie, dla niej były to nowości. Zdziwiło ją jednak zachowanie dziewczyny.
- Po tym co poczułam w twojej głowie, myślałam, że nie ma już dla ciebie nadziei. Spotkaliśmy razem ze Starym... kilku złamanych. Mówił, że nie tamci nie mogli ich wyczuć, bo ich umysły były puste.
Druga z dziewczyn pokręciła głową. Ścisnęła mocniej dłoń rudowłosej. Miała zimne, szczupłe ręce.
- A mimo to mnie uratowałaś... dziękuję ci za to. Z całego serca - jej duże oczy także wyrażały tę wdzięczność. - Zamknęłam przed nimi umysł. Odcięłam się zupełnie, kiedyś... kiedyś nauczyła mnie tego moja matka. Teraz czuję ból... ale nie pamiętam nawet co mi robili. Nie do końca. Na szczęście odważniejsi stali się dopiero po oddaleniu od swoich mistrzów, jak ich nazywają.

Martha wyswobodziła się delikatnie. Wstała i nalała nieco wywaru z kociołka do glinianego kubka, przynosząc to Gwen.
- Są obrzydliwe, ale to mieszanka Starego. Oczyszczają i rozgrzewają, mają także wpływ na umysł. Pozytywny - dodała szybko. - Masz we krwi magię, prawda? To dlatego cię ciągnęli do swoich. Ja przetrwałam ukryta tutaj, ponoć mam magię w głowie, to z niej wszystko wychodzi. Nie znam się na tym, ale potrafię na przykład stworzyć sobie broń. Dzięki temu zabiłam Czarnych - Martha mówiła jakby od wieków nie miała okazji się do nikogo odezwać. Stary rzadko się odzywał. - Nie wiem jak oni to sprawdzają, ale mój mentor twierdził, że tylko ci z prawdziwym talentem do czegoś się nadają, mogą przetrwać i nie zwariować - przerwała na moment. - Musisz... się rozebrać. Spalimy wszystko co masz na sobie. Jesteś mojego wzrostu, mam trochę zapasowych rzeczy.
Zabrała się za przygotowywanie jedzenia w drugim z kociołków. Ogień w palenisku szybko rozgrzewał niedużą izbę, doskonale zabezpieczoną przed przenikaniem zimna z zewnątrz. Jego ciepłe światło sprawiało również, że obie dziewczyny szybko się rozgrzewały. Gwen wypiła szybko zioła, nie krzywiąc się nawet i nie zważając, że trochę parzą w gardło.
- Od dawna nie miałam w ustach nic ciepłego...

Ku zdziwieniu Marthy wstała i zaczęła się rozbierać, nawet nie próbując odwracać się od rudowłosej. Na jej wzrok uśmiechnęła się smutno.
- Wiem, że nie wyglądam za pięknie, ale... zapomniałam co to wstyd. Oni nas trzymali w jednym pomieszczeniu. Zwykle się tego nie robiło, aby nie prowokować.... ale ja jestem przekonana, że mnie nie skrzywdzisz.
Odrzucała kolejne fragmenty podartego, brudnego i niedopasowanego ubrania. Ciało miała bardzo blade, wychudzone. Malutkie piersi lekko sterczały, a tylko na nogach wciąż widać było mięśnie i trochę tłuszczu, przez co nie były chude jak patyki, w przeciwieństwie do rąk. Widać było, że brunetka przez długi czas dostawała zbyt mało pożywienia. Martha nie odwróciła wzroku, przełykając ślinę. Nigdy w życiu nie widziała nagiej kobiety, zresztą nagiego mężczyzny też nie pamiętała, prócz Starego. A Stary był przecież stary. Uśmiechnęła się ciepło do drugiej dziewczyny.
- Jesteś piękna, bardzo piękna. Tylko... trzeba cię podtuczyć. - Z trudem wróciła do przygotowywania jedzenia, wskazując na kosz w jednym z kątów. - Tam znajdziesz ubrania, wybierz sobie coś dla siebie. W nocy nawet pod futrami bywa zimno, gdy ogień przygasa.

Gwen skinęła głową, przeglądając przez dłuższą chwilę zebrane tam ubrania. Nałożyła przez głowę długą wełnianą koszulę i wciągnęła spodnie, wracając na łóżko. Rudowłosa w tym czasie zawiesiła nad ogniem kociołek z potrawką, podrzucając jeszcze do ognia. Drewna również należało narąbać, ale jej ręce gwałtownie zaprotestowały, usiadła więc znów obok brunetki.
- Jeszcze dziś miałam plany, aby nazbierać żywnowści i udać się na południe. Ale teraz... Zdecydowanie potrzebujesz odpoczynku, nabrania sił. Tak jak ja potrzebowałam towarzystwa.
Druga z dziewczyn okryła je futrem, wpatrując się w płomienie.
- Tam nie ma już czego szukać. Czarni kontrolują wszystko i wyłapują takich jak ja czy ty. A inni ludzie wcale nie są pomocni. Bogowie naprawdę nas opuścili, Martha... Tacy jak ty to wyjątek, nawet jeśli gdzieś żyją to z dala od dawnych miast, nie wiemy nawet jak ich znaleźć! Całą straż złapano i zabito, tak przynajmniej mówią. Ja tam nie wrócę, nie mogę...
Podkuliła nogi i objęła je ramionami. Rudowłosa westchnęła.
- Ale ja nie mogę żyć tak jak teraz. Bezczynnie. Oni w końcu nas wyczują i zaatakują nieprzygotowane. A z drugiej strony, musimy ćwiczyć to co umiemy, aby być w stanie się im przeciwstawić. Teraz tu zostaniemy, przynajmniej przez jakiś czas. Opowiesz mi jak tam jest? Prawie nic nie pamiętam z południa, byłam tam tylko będąc małą dziewczynką, zanim zabrał mnie Stary Harl.

Gwen zamyśliła się, patrząc przed siebie pustym, smutnym spojrzeniem. Otrząsnęła się po chwili, mrugając oczami. Otarła szybko pojedynczą łzę.
- Pochodzę z Mayborn. To nie tak daleko na południe jak mogłabyś sądzić. Chociaż stąd, gdy widzi się niedalekie górskie szczyty, to wszystko może wydawać się niezwykle odległe. Gdy się urodziłam to było dobrze prosperujące, duże miasto. Niedaleko był kryształ gromadzący magię, były też szlaki handlowe i rozstaje, więc naoglądałam się nawet przemarszu wojska. Nawet kilku Strażników z Muru, chociaż powiadają, że prawie nigdy nie opuszczali swoich posterunków. Ale już wtedy musieli błagać o rekrutów, a to co im dawaliśmy pochodziło co najwyżej z więzień, bo ochotników nie było.
Przerwała na chwilę, potrząsając głową. Przysunęła się też bliżej Marthy, tak że teraz opierały się o siebie.
- A teraz? Ruiny, w których żyje resztka ludzi. Większość zginęła, pozostali zostali zamienieni w niewolników, a to na dodatek wyzwoliło najgorsze ludzkie cechy. Nie potrafimy się już zebrać w sobie, walczyć, być twardzi. Tylko wciąż myślą jak polepszyć swój osobisty byt chociaż minimalnie. Lata powodzenia zniszczyły Aronborczyków, Martha. Jedyni twardzi ludzie pozostali z bezpośredniej bliskości Zimnego Muru, ale was pierwszych zalała fala Czarnych i być może jesteś ostatnią.
Rudowłosa pokręciła głową, obejmując Gwen i przytulając, raz i mocno. Nie była przezwyczajona do dotyku innego człowieka, zwłaszcza kobiecego i czułego.
- Na pewno nie. Ale wszyscy są poukrywani, tak jak ja. Myślisz... myślisz, że mogłybyśmy nauczyć się zaklęć pozwalających nam ich odszukać? Zgromadzić w jednym miejscu? Nie, to głupie, przecież i tak nie mamy szans z Mrocznymi.
Brunetka nie mogła się nie zgodzić, ale nadzieja zawsze umierała ostatnia.
- Chyba, że bogowie wrócą. Nasza magia się nie wyczerpuje, a może Czarni zaatakowali tylko dla tej zgromadzonej w kryształach? Ona im się skończy,,,
- Ale oni też potrafią walczyć i jest ich całe mrowie!
- Pokonałaś już kilku i to sama. A mimo wszystko nie widziałam ich tak znowu niezwykle dużo. Zwykle posługują się sługami i niewolnikami, mającymi tylko nieliczne z ich cech.

Martha westchnęła, nieprzekonana. Wstała, podchodząc do gotującego się jedzenia i sprawdzając twardość mięsa.
- To tylko gadanie. A jesteśmy tylko dwoma dziewczynami pośrodku niczego, umiejącymi tylko kilka magicznych sztuczek. Ja nawet nie wiem jak zachowywać się w stosunku do innych ludzi. Wielka przywódczyni co drży, gdy siedzi obok ładnej dziewczyny.
Zaśmiała się krótko, jednak Gwen nie podzieliła tej wesołości. Ale nie starała się kontynuować tematu, który teraz faktycznie nie mógł nic zmienić.
- Dlatego musimy znaleźć innych. A czułości łatwo się nauczyć. Pamiętam te jej odrobiny, które otrzymywałam przed pojawieniem się Mrocznych. Pokażę ci, jeśli chcesz. Myślę, że będziemy tego potrzebowały, twardość i nieczułość to zły sposób. Tak ich nie pokonamy. Chodź, to mięso na pewno jeszcze nie jest dobre.
Wyciągnęła dłonie i uśmiechnęła się delikatnie. Tutaj, w ciepłej i cichej izbie ukrytego domu, czuła się tak dobrze, jak nie czuła się od lat. Fakt, że Martha podeszła i pozwoliła objąć w pasie, siadając tuż przed nią, również mocno się do tego przyczyniło. Rudowłosa zadrżała, ale pozostała w tej pozycji, powoli się odprężając.
 
Lady jest offline