Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-10-2012, 23:50   #4
Pietro
 
Pietro's Avatar
 
Reputacja: 1 Pietro jest na bardzo dobrej drodzePietro jest na bardzo dobrej drodzePietro jest na bardzo dobrej drodzePietro jest na bardzo dobrej drodzePietro jest na bardzo dobrej drodzePietro jest na bardzo dobrej drodzePietro jest na bardzo dobrej drodzePietro jest na bardzo dobrej drodze
Nawet teraz, kiedy znalazł się już pośród osób przybyłych, by świętować urodziny Rebecci Meldrum, nadal miał wątpliwości co do celowości swojego przybycia. Z zasady nie odrzucał zaproszeń, te były bowiem doskonałą okazją do znalezienia nowych przyjaciół, wzmocnienia stosunków z już obecnymi, czasem nawet zniszczenia niezbyt bliskich jego sercu dusz. Z drugiej strony tego typu spotkania obfitowały również w okazję do łowów, a Henry ponad wszystko był drapieżnikiem z krwi i kości.

Poza kilkoma wyjątkami to okazało się być jednak sporym zawodem. Szczególnie biorąc pod uwagę wszystkie środki ostrożności oraz trud włożony w samo dotarcie do posiadłości. Większość czasu poświęcał więc na lawirowanie między tańczącymi parami i kręgami dyskusyjnymi formującymi się w praktycznie każdym miejscu sali.

Taaaaaaak, ci ludzie uwielbiali dyskutować. Nawet wielogodzinne dywagacje nie potrafiły zaspokoić ich apetytu na potyczki słowne. Henry również miał do nich słabość, choć jak ze wszystkim czego się podejmował - gra zawsze musiała być warta świeczki. Z tego powodu nie robił nic czego nie wymagałyby od niego zasady etykiety. Zaczepiony odpowiadał, by chwilę później zbyć rozmówcę, pozostawiając mu tylko wspomnienie uśmiechu i racząc go widokiem swych znikających w tłumie pleców. Zupełnie jakby były to najwspanialsze z darów.

Nie zainteresowały go dyskusje o skandalu, którego dopuścił się ten idiota Pilckerton. Podobnież kłótnia solenizantki z Karlem von Mithoffem, bo i podobnego zachowania doświadczył z pierwszej ręki. Sama postać medium być może stanowiła kuriozum i na swój sposób rozbudziła jego akademicką ciekawość. Niestety był bardziej niż pewien, że w tych okolicznościach nie dane mu będzie wymienić z gościem honorowym choćby jednego zdania. Spodziewał się heroicznej szarży troskliwego ojczulka, który wtargnie do sali na białym koniu. Wszystko by spełnić życzenie swej rozpieszczonej córki. Po gospodarzu i samej solenizantce nie było jednak śladu. Henry nie uznał tego za dobry znak. Wymknął się z pomieszczenia i postanowił rozejrzeć po posiadłości. Minęła ledwie chwila, a jego oczom ukazały się dwie postacie znikające na piętrze.

Widać Rebecca znalazła sobie nową zabawkę. Choć była z tego sławna, Vestey nigdy nie wątpił, że seanse spirytystyczne nie są w jej oczach nawet w połowie tak atrakcyjne, jak te odbywające się w towarzystwie prawdziwego mężczyzny. Jego umysł potrzebował chwili, by poukładać wszystko w całość i dopiero wtedy uświadomił sobie, że jego twarz była mu obca. Było w niej coś tak odstającego od utartego modelu, brakowało mu arystokratycznych rysów, jego ubiór wykraczał również poza zwyczajowy strój służby. Czyżby przemyciła kogoś do własnego domu? Nie wiedział co knuła, ale nagle całe to przyjęcia wydawało się nabierać rumieńców.

Jego uwagę odwróciły dźwięki ludzi wyraźnie zachwyconych urodzinowym tortem, który właśnie pojawił się na sali. Z wolna ruszył więc w kierunku reszty towarzystwa, a przynajmniej taki miał zamiar, przed tym jak na jego drodze pojawił się członek służby z więcej niż intrygującą prośbą.

***

Udając się do prywatnego pomieszczenia, w którym oprócz lorda znalazło się jeszcze kilka doskonale znanych mu figur i wsłuchując się w słowa zdesperowanego rodzica, miał wrażenie że bal dopiero się zaczął. Przepuszczenie takiej okazji byłoby więcej niż ogromną stratą, byłoby niewybaczalnym błędem. Henry w myślach widział już tysiące możliwości na późniejsze wykorzystanie tej sytuacji. Tym bardziej, że cała sprawa nie zdawała się być zbyt skomplikowana.

Ot kolejny potencjalny skandal, w których tak lubowała się ulubienica Meldruma. Z tą rodziną działo się coś złego, to nie ulegało wątpliwości. Co gorsza nie rozprzestrzeniało się wyłącznie przez krew, co mógł wywnioskować spoglądając na lady Gustaffson. Lubił wyzwania, choć mimo wszystko trochę bardziej kobiety. Jego uwaga powędrowała ku gospodarzowi dopiero kiedy w odpowiedzi na jej pytanie użył słowa “dyskrecja”. Ledwie zdołał powstrzymać kąśliwą uwagę. Doprawdy w tak doborowym towarzystwie, kto martwiłby się o subtelne działanie?

Dał sobie jeszcze moment na zlustrowanie twarzy obecnych w pomieszczeniu i dopiero uświadamiając sobie, że jako jedyny posiada jakiekolwiek istotne informacje postanowił zabrać głos.

- Lordzie Meldrum - wykonał krok w przód i uraczył go jakże wystudiowanym spojrzeniem pełnym na pozór szczerego współczucia. - Modlę się by w twym sercu znalazło się wystarczająco dobroci by mi wybaczyć. Tak się bowiem składa, że na własne oczy widziałem jak panienka udaje się na piętro w towarzystwie nieznanego mi mężczyzny. Powinienem był ją zatrzymać, ale obawiałem się, że doprowadzi to tylko do kolejnej awantury. Jej zniknięcie uświadomiło mi jednak jak straszliwy błąd popełniłem.
 
Pietro jest offline