Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-10-2012, 09:42   #1
valtharys
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
[WFRP 2.ed] “Sylvania - Ziemia Przeklętych” +18

Hoetmar mała miejscowość pod Liecheberg, znajdowała się na południowym zachodzie Sylvanii. Wioska otoczona drewnianą palisadą, mającą gwarantować pozorne bezpieczeństwo wieśniakom i przyjezdnym. Główną atrakcją w tej mieścinie była gospoda „Czarny Pan”. Jej właścicielem był Horatio Mertz. Przed wjazdem do miasta zatrzymywali się tutaj prawie wszyscy „obcy”: najemnicy szukający zysku, łowcy wampirów marzący o sławie, kupcy czy zwykli podróżnicy, których zakręty życiowe zmusiły do zawitania do tej mrocznej krainy.
„Czarny Pan” to spora karczma, wielkością dorównująca trzem budynkom. Wschodnie i zachodnie skrzydło przerobione zostały na pokoje gościnne, gdzie można było odpocząć po długiej i ciężkiej wędrówce, a centralna izba, największa, mogła pomieścić ponad setkę ludzi.
Dzień zbliżał się ku końcowi, stary Horatio powoli ścierał kurz z największego stołu w swojej karczmie. Nie spieszył się, bowiem wiedział, że ma jeszcze ponad godzinę nim zmęczeni pracą chłopi zaczną ściągać, jak co wieczór, do jego przybytku. Splunął na blat, żeby zetrzeć zaschnięte resztki czegoś, co wyglądało na sos, podrapał się po rzyci i westchnął przeciągle. Obok niego krzątała się młoda dziewczyna o jasnych włosach. Oboje domyślali się, że jak każdego dnia, przy ostatnich promieniach słońca karczma zacznie się wypełniać gośćmi. Spędzenie wieczoru w tawernie służyło nie tylko rozrywce, lecz także stanowiło możliwość, by zasięgnąć wieści o szerokim świecie, i najważniejsze – dawało schronienie przed nocą.
Za oknem już poszarzało, z nieba począł padać rzęsisty deszcz.
Ludzie tłumnie schodzili się do „Czarnego Pana” w celu wypicia czegoś mocniejszego lub znalezienia noclegu przed dalszą podróż. Drzwi karczmy, na których od zewnątrz wyrzeźbiono gołębicę niosącą młot, co jakiś czas poruszały się, za sprawą wiejącego mocno wiatru, i uderzały we framugę. Goście jednak nie zwracali uwagi na taki szczegół, czuli się tutaj bezpiecznie. Karczma zapełniała się powoli gośćmi, którzy zajmowali wolne stoliki, ławy oraz miejsca przy ladzie barowej. Karczmarz i jego pomocnice uwijały się jak w ukropie, by zdążyć na czas podać ciepły posiłek czy też zimny kufel piwa. Ludzie spokojnie gaworzyli, niziołki grały w karty ogrywając miejscowych, nowi przybysze szukali wolnych miejsc, drwale zamawiali kolejne kufle piwa ; jednym słowem w karczmie panował pozorny spokój nad którym czuwało dwóch rosłych ochroniarzy.

Jeden z nich wysoki prawie na dwa metry, z krótko przystrzyżonymi czarnymi włosach ubrany w skórznie a na dłoniach ćwiekowane skórzane rękawiczki. Drugi z ochroniarzy, wyglądał jakby przed chwilą wyszedł z miejskiego więzienia. Twarz cała pokryta bliznami oraz nos, który niejednokrotnie miał zderzenie z czymś ciężkim i metalowym, sprawiała wrażenie iż, lepiej mu nie podpaść. Był o dwie głowy niższy od kompana lecz równie szeroki w barach, a całe ręce miał pokryte dziwnymi tatuażami. Przy pasie miał tylko drewnianą pałkę najeżoną stalowymi kolcami. Ochroniarze stali na uboczu i obserwowali pilnując porządku. Co jakiś czas barman przynosił im dzban z wodą lub sokiem.

Nagle drzwi karczmy otworzyły się szeroko i weszła do niej bardzo dostojnie ubrana kobieta w towarzystwie kilku mężczyzn. Czworo z nich wyglądało na służących, jeden na skrybę, a ostatni to jakiś ochroniarz albo wojownik.
Sama kobieta była dość wysoka, mierzyła ponad metr siedemdziesiąt. Miała na sobie długą czerwoną suknię, ozdabianą złotymi nićmi, na którą narzucone było białe futro. Czarne włosy miała spięte były w kok. Sama jej postawa, sposób w jaki mówiła świadczyły iż jest ona szlachcianką o wysokiej pozycji.
Mężczyzna jej towarzyszący miał prawie dwa metry wzrostu. Twarz pokryta bliznami oraz gęstym zarostem wskazywała jednoznacznie, że ów człek zaprawiony jest w boju. Na plecach miał przewieszony długi miecz a przy pasie zaś krótszy, posiadał także pistolet. W prawej dłoni trzymał kuszę. Wojownik spokojnie rozejrzał się po karczmie i po chwili udał się za kobietą, nie spuszczając jej choćby na chwilę z oka. Ta krótko i na temat coś tłumaczyła karczmarzowi, który tylko pokornie kiwał głową i dał znak niskiej, pulchnej blondynce by zaprowadziła kobietę i towarzyszą jej służbę do wschodniego skrzydła
***
Gdy kobieta już znikła z pola widzenia, wrzawa, śpiewy znów rozgorzały na dobre w karczmie. Co jakiś czas drzwi karczmy uchylały się delikatnie uderzając we framugę. Słychać było, że na dworze pada coraz gęstszy deszcz uniemożliwiający dalszą podróż. Tym bardziej, iż zapadła noc. Księżyc prawdopodobnie będzie w pełni, lecz przy tej pogodzie może być słabo widzialny.
Nie minęło pół godziny a do karczmy zawitali kolejni podróżni. Trzech mężczyzn, w długich płaszczach i kapeluszami na głowie. Cali przemoknięci od razu po wejściu zdjęli płaszcze, odsłaniając fioletowe koszule, oraz rapiery schowane w pochwie przy pasach. Nie spojrzeli jednak nawet na gości tylko wprost udali się do karczmarza, któremu dali coś do ręki a następnie udali się do zachodniego skrzydła. Najwidoczniej chcieli zażyć ciepłej kąpieli i odpocząć po podróży.
Tuż po nich przybywa kolejny gość. To niziołek który po krótkiej rozmowie z karczmarzem bierze od niego klucz lecz kroki swe kieruje ku swoim pobratymcom by rozpocząć z nimi grę w karty. Nim jednak ten usiadł na dobre, do karczmy wchodzi kolejna osoba.
Kobieta. Na pierwszy rzut oka wygląda na dwadzieścia siedem lat. Ubrana w skórzane spodnie, białą koszulę na którą zarzuconą ma skórzaną kamizelkę. Przy jednym boku nosi rapier, zaś przy drugim długi sztylet. Długie blond włosy swobodnie opadają jej na ramiona. Porusza się ona z wielką gracją, a w dłoni trzyma brązowy kapelusz z rondem. Najwidoczniej ona również zamierza się tutaj zatrzymać na dłużej.
***
Na dworze rozszalała się wichura, drzwi co chwilę uderzają we framugę a krople deszczu wściekle stukają w okna. Mimo iż w karczmie rozpalono kominek, to czuć jak zimny wiatr przedostaje się przez szpary. Przez okna po których spływa woda, widać uderzające o siebie gałęzie drzew, a co jakiś czas się blyska. Z pobliskiego lasu dobiega dziki skowyt jakiejś hordy zwierząt, najpewniej wilków. Można zauważyć, że miejscowi co jakiś czas nerwowo zerkają na drzwi frontowe, jakby sam demon miał zaraz przez nie wejść. Ziemia zamienia się w wielką chlapę i breję. Pomimo, iż nie ma nawet dziewiątej, ludzie pozamykali szczelnie domostwa i tylko w niektórych domach pali się światło.
W samej karczmie zapalono świece i lampy, które oświetlały jej wnętrze. Karczmarz coraz bardziej ponaglał swoje pracownice, by zaprzestały niewinnych flirtów, a wzięły się ostro do roboty.
***
Wy przybyliście tuż po miejscowych, którzy to zaczęli zajmować najlepsze miejsca. Wam się trafiła ława na rogu sali, ale mogliście bez trudu dostrzec wszystkich wchodzących. Zamówiliście posiłek, napitek, który kelnerki z ochotą wam przyniosły, licząc na napiwek. Siedzicie przy jednym stole pogrążeni w myślach, zajęci własnymi sprawami.

Nugan
Znasz te okolice dość dobrze, gdyż spędziłeś tutaj ostatni miesiąc. Dostarczałeś różne przesyłki dla różnych ludzi, nigdy nie pytając nikogo co, na co. Ważne że płacili a ty wywiązywałeś się ze swoich zadań. Lotnik siedział koło Ciebie merdając wesoło ogonem, a ty rzucałeś mu na podłogę kawałki mięsa. Asta miała przyjść wieczorem, podziękować Ci za uratowanie jej życia i miała dla Ciebie jeszcze jedną niespodziankę.

Leopold
Podróżowałeś z miejsca na miejsce aż w końcu nogi przyprowadziły Cię tutaj. Posępna twarz sprawiała że wyglądałeś jak chodzący trup. A w dodatku to Twoje milczenie. Widać było jak ból odbija się na Twoim obliczu, a Ty skrywasz jakąś straszną tajemnicę. Siedziałeś więc teraz w karczmie wracając myślami do tamtych strasznych wydarzeń. Co jakiś czas zerkasz na kelnerki, które nie wiedzieć czemu, obskakują siedzącego przy tym samym stole elfa a Ty dla nich jesteś jakby niewidzialny.

Detlef
Zasiadłeś przy stole i spożywałeś swój posiłek oczekując na niejakiego Markusa. Miał mieć interesującą robotę dla Ciebie. Ponoć w okolicy grasowała bestia, która porywała, zabijała i zjadała małe dzieci. Nagroda była całkiem przyzwoitą sumką, a Markus miał wprowadzić Cię w szczegóły. W końcu żyć za coś trzeba, a z Twojego dość długiego doświadczenia wiedziałeś, że większość takich opowieści to bajki. Mogła to być łatwa kasa. Na samą myśl uśmiechnąłeś się w duchu.
Jedyne co może psuć humor to wysoki, odziany w koszulkę kolczą elf. Elf z dwurakiem. Na Bogów Przodków tego jeszcze Twe doświadczone oczy nie widziały.

Unuriel
Mierzący niespełna dwa metry elf może nie robił takiego wrażenia jak dwa nagie tańczące gobliny, natomiast ciężko było Ci pozostać niezauważonym. Zatrzymałeś się w karczmie by odpocząć, zjeść i napić się a potem ruszyć dalej. Do lasu. Tam ślady twojej „ofiary” prowadziły. Dwuręczny miecz , który miałeś przy sobie sprawiał że gdy tylko przekroczyłeś próg wszystkie oczy, nie wiedzieć czemu, zwróciły się ku Tobie. Osobiście nie przejmowałeś się tym, a już najmniej kelnerkami, które na widok elfa zaczęły skakać koło Ciebie i usługiwać. Robiły to dość natrętnie, choć musisz przyznać że nawet w najlepszym zamtuzie nikt tak by Ci nie „usługiwał”.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)

Ostatnio edytowane przez valtharys : 09-10-2012 o 11:16.
valtharys jest offline