Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-10-2012, 13:01   #3
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację

Przy jednym ze stołów, skądinąd w rogu sali biesiadnej, siedziała zbieranina różnych indywiduów. Widać to było z daleka, bowiem nieczęsto zdarzało się spotkać elfa w niedużym miasteczku na prowincji. W dodatku szamającego pośród miejscowych na wspólnej sali. A nade wszystko - w towarzystwie dwóch krasnoludów łypiących nieprzychylnym okiem na szkaradę. Elfa, znaczy się.
Jeden siedział i karmił psa. Drugi, o powabnym imieniu Detlef, przypatrywał się temu z dezaprobatą.
"Szkoda mięcha na tego szczekacza..." - myślał sobie nieśpiesznie, wciągając kaszę ze skwarkami z jednej miski i przegryzając udkiem pieczonego kapłona, czy innego ptaszydła z drugiej.
"Z drugiej strony lepszy szczekacz, niż drzewołaz..." - kolejny raz łypnął ponuro na dzikusa z lasu. Korożerca niechybnie zaiwanił komuś to żelastwo, które tachał ze sobą.
"Paskuda jedna" - zakończył przyglądanie się dziwolągowi.

Mimo wyglądu zatwardziałego w boju brodacza, Detlef był raczej spokojnej natury. Przynajmniej do czasu, kiedy ktoś zbytnio mu się naprzykrzał. Chwilowo miłośnik drzew nie podpadał pod tę kategorię, dlatego brodacz cierpliwie tolerował dziwadło przy jednym stole. Nie obyło się, co prawda, bez paru znaczących chrząknięć i marszczenia brwi, jednak drzewołaz chyba nie łapał aluzji. Dla Detlefa było to potwierdzeniem ogólnej słabości umysłowej przedstawicieli tej porąbanej rasy, a przy okazji cieszył się z tego, że obecność nieproszonego chudzielca nie była przyczyną zakrztuszenia się posiłkiem. To, że ze swojej strony gorąco życzył tamtemu właśniej takiej przypadłości, można było zaliczyć do wrodzonej u szlachetnej rasy mieszkańców górskich twierdz para-miłości okazywanej drzewolubom przy każdej okazji.

Miał toporną, jakby z grubsza tylko ciosaną twarz, mięsiste wargi, przypominający bulwę ziemniaka nos, krzaczaste brwi nad głęboko i chyba też nieco zbyt blisko osadzonymi piwnymi oczami. Jego wygląd był niechlujny - poza skołtunioną brodą i wąsami zakrywającymi sporą część wcale nie pięknego oblicza, miał przetłuszczone, nierówno przystrzyżone jasnobrązowe włosy, a jego oddech śmierdział czosnkiem, kiełbasą i piwem, co tworzyło mieszankę, od której rozmówcy kręciło się w nosie. Całości wyglądu dopełniały brak większej części prawego ucha i ostatniej kości palca serdecznego lewej dłoni - odgryzionych kiedyś przez wielgachnego szczura, kiedy ciężko ranny Detlef leżał na stosie trupów zalegających pobojowisko po jednej z potyczek z goblinami, na przemian odzyskując i tracąc przytomność. Wtedy też przekonał się, że nawet szczury wolą gryźć szlachetne, krasnoludzkie mięso, niż padlinę goblina. Albo parszywe gryzonie były z zielonoskórymi w zmowie, czego też nie wykluczał.

Jego twarz zwykle wyrażała znudzenie, jednak elegancko ubrana kobieta, która w asyscie służby pojawiła się w gospodzie wywołała umiarkowane zainteresowanie brodacza, co uwidoczniło się podniesieniem lewej brwi i łypnięciem przekrwionego oka.
"Ale dziunia" - podsumował beznamiętnie, raczej stwierdzając fakt, niż ekscytując urodą kobiety. Podobnego zdania musiała być większa część sali, bowiem atmosfera niemal natychmiast zrobiła się gęstsza, a lepkie spojrzenia miejscowych kleiły się do eleganckiej białogłowy. Brudne myśli miejscowych pijusów rozpraszały się błyskawicznie pod lodowatym spojrzeniem ochroniarza nie odstępującego pracodawczyni na krok.
Innych przyjezdnych Detlef ledwo zaszczycił swoją uwagą - wolał topić swój wzrok w złocistej zawartości pieniącego się w kuflu napoju, którego goryczka co chwilę błogo drażniła gardło brodacza. Nie umywał się do choćby i średniej ligi krasnoludzkich trunków, ale dawał radę. Jak na ludziowe siki, ma się rozumieć.

Skończył kaszę, przegryzał resztką skrzydła i nawet się zbytnio nie upaprał. Może ktoś uważny znalazłby jakiś drobiowy kąsek, czy skwareczkę w zakamarkach skołtunionej brody, ale i tak, przynajmniej w swoim mniemaniu, zjadł niczym wytworny panicz. Ponownie pociągnął solidnie z wyszczerbionego glinianego kufla, którego ktoś starał się ozdobić wizerunkiem jelenia, czy innego rogacza. Nieudolnie zresztą.
"Partacz" - podsumował rzemieślnika, który przygotował formę do wypalania gliny, po czym beknął donośnie. W kuflu pokazało się dno. Sapnął niezadowolony i gromko zamówił jeszcze.
- Piwa! Piwa, bo umrę z pragnienia! - poganiał usługujące dziewki. - Najlepiej cały dzbanek - dodał nieco tylko ciszej, za to z wyrazem zadowolenia na swej ślicznej facjacie. Po chwili napełniał kolejny tego wieczora kufel.
- Gdzie ten Markus, cholera by go... - przypomniał sobie, po co właściwie tutaj przyszedł. Miał na tym nieźle zarobić, więc postanowił być wyrozumiały nawet dla ludzia nieszanującego czasu przyzwoitego krasnoluda.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline