Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-10-2012, 21:17   #3
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Dwunasta na zegarze. Na biurku piętrzą się papiery, podobną zawartość pokazuje ekran komputera. Raporty, statystki sprzedaży, oceny wpływu nowych reklam na klientelę.
Sprawozdanie z całego tygodnia. Było tego dużo i pewnie znów nie zdąży tego przejrzeć do końca dnia pracy.
Ryozo nienawidził piątków z tego powodu. A Riku-sama znów siedziała cicho, niewidoczna także dla niego. Nie chciała mu przeszkadzać w pracy.
Ryozo przesunął palcami po oprawce okularów przeglądając kolejne raporty i notując swe uwagi do nich w komputerze. Sytuacja w firmie była napięta, co zresztą było też widać po pracownikach. Plotki na temat kłopotów w firmie matce, przekładały się na brzmiące złowieszcze słowa zmiany kadrowe, co zazwyczaj oznaczało zwolnienia.
Toyota mogła ciąć koszty, zwalniając część pracowników i zamykając część salonów na wyspach. A Ryozo mogła przypaść niewdzięczna rola sędziego i kata.
Lub dołączyć do grona bezrobotnych... W to jednak Japończyk wątpił.
Znalazł się wszak na Hawajach nieprzypadkowo. Kolejne uderzenia w klawiaturę, potem ruch myszki i sprawdzanie poczty elektronicznej.
Nie znalazł w niej tego czego szukał, nie było żadnej przesyłki od Mikiego.
Fundacja się jeszcze nie odezwała. Co znaczyło, że nadal siedzi na Hawajach. Bo w końcu to fundacja go umieściła tutaj.
Mieli dość wpływów w firmie, by zatrzymać go na tym stołku bez względu na wyniki.
Chyba, że zmienili zdanie.
Ale brak kontaktu od Mikiego świadczył o czymś innym.
Godziny powoli mijały i w końcu Ryozo przyszło się zbierać do domu. Z robotą znów nie zdążył, więc część weekendu będzie musiał na nią poświęcić.
Ale nie resztę dnia...

Wpierw dom by się przebrać i zjeść coś na szybko, potem “Samurajski Miecz” i pilne spotkanie...

Ryozo siedział w barze.
Nie liczył ile już dziś tego wypił. Wpatrywał się znużonym spojrzeniem w kieliszek wypełniony


alkoholem i nie tylko. Czekał, zastanawiał się. Nie wiedział co mają oznaczać ruchawki w centrali i jak wpłyną na jego życie. Nie wiedział jak to życie ukształtuje się mu teraz.
Czuł jak istotne wątki jego istnienia wymykają mu się z dłoni. I jeszcze nie zdecydował czy zacisnąć dłoń i nie pozwolić im umknąć, czy też patrzeć jak znikają.
Kasumi zrobiła wrażenie na wszystkich bywalcach tego baru, swoim wyglądem. To trochę zdziwiło Ryozo. Owszem, nie można jej było odmówić urody.
Śliczna twarz, zgrabna figura i wszelkie atuty jakimi matka natura może obdarzyć kobietę... były ani za duże, ani za małe.


Kasumi wyróżniała się strojem i fryzurą. Choć sukienka nie miała odważnego dekoltu to była dość krótka tuż za kolano i obcisła, podkreślając tym jej zgrabną figurę.
Figlarnie ułożone włosy dodawały jej uroku i wprawiały w zdziwienie. Takie okazjonalne spotkania były wszak rutyną dla nich obojga. I jak dotąd Kasumi nigdy się na nie, niespecjalnie stroiła.
Wszak nie musiała. Była piękną kobietą i Ryozo był dumny że klejnotem jego małżeństwa.

Początek rozmowy zaczął się normalnie. Przywitanie, kilka komplementów dla jej urody.
Zaczęła się toczyć spokojna niezobowiązująca rozmowa o wszystkim i o niczym.
A jednak instynktownie Ryozo czuł, że coś się kryje za tym jej nowym wizerunkiem.
Kasumi siedziała na przeciwko niego i wpatrywała się w niego tymi swoimi ciemnymi oczami. Ona dużo na pewno nie wypiła. Od dłuższego czasu sączyła ciągle tego jednego drinka, chyba bardziej by mu dotrzymać jakiegoś towarzystwa niż by pić. Co jakiś czas nuciła sobie melodie, które leciały w barze. I przy niektórych uśmiechała się sama do siebie. Ryozo wiedział, dlaczego się uśmiecha. Kojarzył je, z ich wspólnej historii, a Kasumi była niepoprawną romantyczką. Czasami pan Sakamoto miał wrażenie, że żona uśmiecha się do niego. Że go kokietuje?
Ryozo uśmiechnął do swej żony, wspominając wspólne romantyczne chwile? Ile ich było?
Niewiele... Oboje dobrze wiedzieli, że nie mieli za sobą gorącego romansu. Ale przecież dobrze im się żyło razem. Mimo wszystko... Kiedyś tak myślał i w głębi serca nadal tak uważał.
- Wydajesz się być dzisiaj szczególnie radosna, Kasumi-chan. Coś miłego dziś ci przydarzyło?- spytał bo miał wrażenie, że ona tylko czeka by móc podzielić się z nim jakąś szczególnie radosną wieścią.
- Ryozo-kun. - Zaczęła, ale jednocześnie spuściła oczy uśmiechając się przy tym lekko. - Dostałam propozycję... pracy... tu w Honolulu... - Wzięła głęboki oddech.
-To... niespodziewane... i...- Ryozo zamilkł przytłoczony i zaskoczony jej słowami. Propozycja nowej pracy? A co ze starą pracą? Spojrzał na Kasumi szukając słów, którymi mógłby jej odpowiedź. Spoglądał na nią i widział radość na jej twarzy. Więc sam uśmiechnął się i rzekł.- To chyba dobra wiadomość, tak ? Jakie to stanowisko ? Jaki zakres obowiązków?
- Będę wspólnikiem w biurze projektowym. - Była cała rozpromieniona. - Już złożyłam wypowiedzenie w Tokio. - Nieśmiało położyła swoją dłoń na jego. - Będę mogła... to dla mnie szansa... dla nas. - Dodała już ciszej.
- Dla nas?- uśmiechnął się kładąc swą dłoń na jej dłoni. Dwa słowa, a tak wiele mogą zmienić. Gdzieś za sobą słyszał cichy dziewczęcy szept Riku-sama, swego awatara.-Idź na całość.
Ryozo spojrzał w oczy swej żony i rzekł z uśmiechem.- No to opowiedz o tej firmie w której będziesz pracowała? Widziałaś już jej siedzibę i swoje nowe biurko?
Pani Sakamoto chyba na to czekała. Pociągnęła odrobinę swojego kolorowego drinka przez rurkę.
- Biurka nie widziałam, musimy je dopiero kupić. - Zaśmiała się z własnego żartu. - Widziałam biuro. W dobrej dzielnicy. To biznes mojej przyjaciółki. Ona potrzebuje wspólnika, a ja będę miała okazję robić to co zawsze chciałam. No risk, no fun!! - Rzuciła wyświechtanym frazesem. - Czas iść do przodu i rozwijać się.
- Znajdziesz przy tej pracy czas na malowanie pejzaży ? Bycie wspólnikiem i zarządzanie to kupa roboty... papierkowej roboty.- rzekł Ryozo wspominając swoją rolę w firmie i cały ten sprawo-zdaniowy cyrk.
- Czyżbyś chciał mnie od tego odwieść, anta?? - Ten błysk w jej oku.
-Nie. Nie...- zaczął gorączkowo zaprzeczać Ryozo.- Naprawdę cieszę się twoim szczęściem Kasumi-chan. Tylko...- westchnął z lekkim uśmiechem.- Dyrektorskie fotel nie jest wcale taki wygodny, jak się z pozoru zdaje.
- Ja nie chcę siedzieć na tym dyrektorskim fotelu. Wiesz dobrze, że w Toyocie mogłabym jeszcze awansować. Ja chcę się w życiu realizować. - Ostanie słowo wypowiedziała bardzo powoli i jakby ze smutkiem.
-Rozumiem to... jeśli uważasz, że w ten sposób się zrealizujesz.- uśmiechnął się ciepło Ryozo.- Wiesz, że zawsze cię wesprę Kasumi-chan. Może powinniśmy jakoś uczcić twoją nową drogę życia. Kolacja, albo... Na co miałabyś ochotę?
Westchnęła głęboko, a po chwili dodała, kolacja to dobry pomysł. Może coś nietypowego?? - Zaczęła się zastanawiać.- Może spróbowalibyśmy jakiejś egzotycznej kuchni??
-Nie jestem dobrze zorientowany.- mruknął do siebie Ryozo, po czy rzekł głośniej do barmana.- Yoshi znasz w okolicy jakąś dobrą knajpkę?
- A moja nie jest dobra? - Zapytał jakby z wyrzutem starszy Japończyk.
-Knajpka z kuchnią egzotyczną, meksykańską może. Ale taka z tych lepszych i droższych.- rzekł w odpowiedzi Ryozo.
- Los Banditos. - Uśmiechnął się pan Kobu. - Polecam, naprawdę.
-Co powiesz na odwiedzenie tych bandytów Kasumi-chan?- rzekł z uśmiechem Ryozo.
- Dam się porwać. - Zachichotała cicho.
Może tego im brakowało. Całej tej otoczki związanej ze sprawami toczącymi się przed ślubem. W Japonii nie mieli na to czasu, tam życie toczy się szybko. A praca. Praca staje się życiem.

Knajpka Los Banditos okazała się nie tak droga i nie tak ekskluzywna jak przypuszczał Ryozo.
Była jednak przytulna i miała swój niepowtarzalny klimat.


I o tej porze dnia nie była zbytnio zatłoczona. Ryozo wybrał stolik dla nich obojga i obyczajem zachodnim podsunął jej krzesło gdy siadała. A gdy już usiedli, zapytał z ciekawością w głosie.- Z kim właściwie chcesz otworzyć tą firmę Kasumi-chan?
- Z Aukele Kaewe. Poznałam ją tu w Honolulu, to młoda i ambitna dziewczyna. - Kasumi uśmiechnęła ucieszyła się, że mąż tak się o nią troszczy.
Kaewe... Kaewe... Ryozo nie kojarzył tego imienia. Wydawało mu się, że ten interes jest bardzo ryzykowny. Ale też wiedział, że Kasumi go nie posłucha jeśli jej zabroni. Zresztą gdy w coś się angażowała całym sercem, to nigdy nie słuchała czyichś rad.
- Ryozo-kun, nie musisz się martwić.
-Kto powiedział, że się martwię.- odparł szybko Ryozo przyłapany na rozmyślaniach.
- Widzę to w twoich oczach. - Odparła. Ona naprawdę go kokietowała.
-Ja... wcale się...- speszył się Ryozo wytrącony z równowagi. Kasumi potrafiła przejrzeć jego maski. Zawsze.- Nie możesz mnie winić, że się martwię. W końcu jesteś...- nie dopowiedział. Nie potrafił dopowiedzieć. Nie potrafił określić, nie potrafił uzewnętrznić swych uczuć. A może tylko się bał to uczynić?
-Więcej odwagi Ryozo-kun.”-szeptał cichy kobiecy głosik kibicując mu.
- Jesteśmy?? - Podchwyciła jego żona.
-Jesteśmy małżeństwem. -mruknął bardzo cicho Ryozo. W zasadzie zachowanie żony przywoływało pewne wspomnienia, przyjemne wspomnienia. Zresztą nie było nigdy między nimi cichych dni. Po prostu praca w Tokio nie dawała im zbyt wielu chwil, poza kolacją, śniadaniem... Tylko wtedy dłużej się widzieli.

Przyszedł kelner z kartą dań i przez chwilę państwo Sakamoto milczeli wędrując spojrzeniem po kolejnych daniach. W zasadzie kuchnia meksykańska była dla nich nowością. Na Hawajach jedli albo przygotowane przez siebie posiłki, albo kuchnię wietnamsko-chińską, albo..amerykańsko-włoskie potrawy typu hot-dog, hamburger i pizza.
Ostatecznie oboje zamówili coś co uznali, że może być smaczne.
A przy posiłku pan Sakamoto podjął ponownie rozmowę.
- A jak tam twoje hobby ? Znalazłaś nowe plenery? -spytał mimochodem Ryozo pomiędzy posiłkami.
- O’ahu jest pełne przepięknych miejsc. - Odparła. - Takich dzikich. Tylko usiąść i malować. Ale na to trzeba mieć czas. - Westchnęła.
- Teraz będziesz pewnie miała więcej okazji do jazdy. Bo będziecie chyba tu oferować usługi?- spytał ostrożnie o interesy... przyszłe interesy jego żony.
- I to jest właśnie piękne w tym wszystkim. Będę pracowała tutaj. Będę miała więcej czasu. - Rzekła radośnie.
-Namalowałaś coś ostatnio? Pamiętam jak byłaś dumna ze swego ostatniego obra...- zamilkł przypominając sobie zaproszenie w sprawach biznesowych jednego z ważnych szych Toyoty na kolację. I jego kpiny z jej dzieła, które oboje musieli w milczeniu znosić. Było to dla niej szczególnie bolesne. Ale cóż mogli poradzić, że ów Japończyk bardziej cenił tradycyjną sztukę japońską od tej wzorowanej na europejskich wzorach.
Pani Sakamoto lekko poblakła, ona też najwyraźniej sobie to przypomniała. Szybko wzięła do ręki kieliszek z winem, które zamówili i upiła trochę.
- Zaczęłam... - Odchrząknęła lekko starając się ukryć drżenie głosu. Wzięła jeszcze jeden łyk. - Zaczęłam, znalazłam takie piękny kawałek plaży. Powinieneś to zobaczyć. Lazur wody. Biały piasek. Przepiękny widok. - Rozmarzyła się.
-Nie wątpię. Zawsze lubiłaś takie miejsca.-rzekł Ryozo wspominając dawne czasy.
- To mi się podoba w Ameryce. Oni mają tak dużo czasu wolnego i potrafią go miło spędzać. - Wino chyba podziałało na Japonkę. Policzki jej się zarumieniły.
-Nie wiem czy Hawaje są Ameryką. Moi pracownicy mają na ten temat różne zdania. - Ryozo wspomniał rozmowy z pracy.- Ale na pewno jest to urokliwe miejsce choć... Okinawa też jest ładna.
- Anta, tu jest jak w raju. Musisz tylko wyjść z biura i rozejrzeć się po okolicy. Tej dalszej niż miasto.
-Ostatnio... raczej praca mnie dociśnie do ziemi.- odparł w odpowiedzi Ryozo.
Kasumi Sakamoto westchnęła tylko ciężko, ale nie ciągnęła dalej tematu.
- A u ciebie w pracy wszystko dobrze. - Spytała po krótkiej chwili milczenia.
-Iye. Nie jest zbyt różowo. Chodzą plotki o reorganizacji w oddziale hawajskim. - odparł Ryozo wpatrując się w kieliszek pełen tequili.Nie żeby specjalnie lubił pracować w swym zawodzie, ale... przywykł już do swego garnituru i dziwnie czułby się bez niego.
- Nie masz się co martwić. - Żona starała się go pocieszyć. - Jesteś świetny w tym co robisz. Ty to wiesz, oni to wiedzą inaczej nie wysłaliby cię tutaj. - Mówiła to z takim przekonaniem i pewnością.
-Oni...- Ryozo uśmiechnął się kwaśno przypominając sobie drugi problem ich związku. Tajemnice jakie miał przez Kasumi. Sekrety których nie mógł jej zdradzić. Uśmiechnął się mówiąc.- Nie martwię się tym, że mnie zwolnią. Po prostu ta cała sytuacja niepewności jest... irytująca. Nie wiadomo co centrala planuje.
Po czym zmienił temat na bardziej przyjemniejszy. Zaczęli wspominać wspólne chwile, które spędzili razem. I na tych wspomnieniach zeszła im cała butelka trunku.

Z restauracji ruszyli taksówką. Siedzieli razem, wtuleni w siebie nawzajem i milczeli. Nie chcieli zniszczyć tej chwili niepotrzebnym słowem. Dojechali do jej domu. Ryozo odprowadził ją do drzwi i wtedy Kasumi pocałowała go w policzek. Nie spodziewał się tego. Objął ją instynktownie ramieniem, przyciągnął do siebie... Spoglądał w jej oczy tak ją trzymając, ale zabrakło mu odwagi by ją pocałować. Zresztą nie pierwszy raz. Ich małżeństwo nie było budowane na gwałtownym uczuciu, ich pożycie małżeńskie było bardziej pełne czułości i delikatności niż porywów namiętności.
Nie potrafił zmienić swej natury w ciągu jednego dnia. Nawet tequila tu nie pomagała.
-Śpij... dobrze. Kasumi-chan.- wyszeptał tylko.
Chwile się wahała, ale tylko chwilę. Później na jej twarzy zagościł uśmiech.
- Ty też Ryozo-kun. - Odsunęła się od niego.
Po czym pożegnali się zgodnie z japońskim obyczajem, każde z nich z własnymi rozterkami w sercu.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline