Coraz bardziej znudzony czekaniem Detlef obojętnym wzrokiem obserwował, co się dzieje na sali. Bezczelny korożerca nie pojął dziwaczności swego zachowania i wciąż denerwował swoją obecnością. Właściwie, to tylko drobna irytacja była. Z tego też powodu krasnolud skupił się na opróżnianiu kolenych kufelków chmielowego napoju, po prostu ignorując elfa. Za mało wypił, żeby wszczynać awantury o szpiczaste uszy w ludziowej gospodzie.
Nie śledził sukcesów ochroniarza szlachcianki dokładnie, ale i tak zauważył siłę, którą tamten dysponował. Przez chwilę zastanawiał się ze współczuciem, jakim paskudztwem musieli karmić go rodzice, skoro wyrósł na takiego mutanta.
Samo zdarzenie z bojaźliwą dziewką z kuchni przeczekał, nie ruszając się z miejsca. Mimo to, jego dłoń drgnęła, jakby chciała chwycić za trzonek spoczywającego w pobliżu młota lub paskudnie wyglądającego morgenszterna - którego stalowa głowica z wychodzącymi z niej kolcami nasuwała na myśl nieprzyjemne obrazy ciała nieszczęśnika uderzonego tym orężem. Gdy powód paniki został wyjawiony, zarechotał chrapliwie wraz z innymi bywalcami szynku. - I pomyśleć, że drzewołaza mogła jakiego zobaczyć. - rzucił do drugiego krasnoluda przy stole. - A że mordy takie paskudne mają... - zawiesił na chwilę głos, dając obecnym czas na złapanie aluzji - to się jej nie dziwię, że wrzasku narobiła. - Dokończył, wyraźnie zadowolony z żartu i wpakował sobie do ust skrzydełko kapłona. Ostatnie, jeśli nie liczyć sterty kości, kostek i chrząstek piętrzących się na talerzu, do których wnet dołączyły następne. Detlef spojrzał krytycznie na pobojowisko przed sobą i sięgnąwszy po pajdę całkiem smacznego miejscowego chleba wytarł jeszcze talerz z odrobiny tłuszczu kuraka. Chleb poszedł w ślady drobiu i zniknął w gardzieli krasnoluda, który przeciągnął się, ziewnął, po czym czknął. Czknął ponownie, dlatego nabrał w płuca powietrza przez co przez chwilę wyglądał jak brodaty balon. Czkawka minęła, więc powietrze zeszło z krasnoluda. Nie tylko przez usta...
Niezrażony Detlef siedział dalej uśmiechnięty, niczym panienka przed zamążpójściem. W głowie szumiał wypity trunek, stąd i wydłużyła się cierpliwość krasnoluda w sprawie spóźniającego się Markusa. Troszkę... - No gdzie ten podlec?! - mruknął pod nosem.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |