- Jełop – mruknęła Jagna całkiem wyraźnie przechodząc koło Gotte. Nigdy nie lubiła, tego pożal się Sigmar, kuzyna, a dziś była w wyjątkowo podłym nastroju.
Poprawiła łuk na plecach i odeszła zirytowana zarówno od niego jak i od tej przesłodzonej Angeli mizdrzącej się do chłopców, a potem opowiadającej im jak to została bogu w posługi oddana.
Pff, prędzej by pasowała na żonkę tego Millera, ale wtedy trafiła by do rodziny, a naprawdę nie wiadomo było co gorsz
e.
Czując ciągle złość na niesprawiedliwość tego świata, która kazała jej pilnować murów w dniu święta Tannenbaumówna poprawiła gęste, kasztanowe włosy i krzywo uśmiechnęła się do matuli, która nalewała właśnie kufel jakiemuś moczymordzie. Bracia z ojcem specjalnie wytoczyli kilka beczek okowity z okazji Dnia Słońca. Pewnie gdyby nie musiała stróżować i tak pomagała by Lenie, z drugiej jednak strony wójtowa szybko by przymknęła oko na harce córki. Wnuki jej się pewnie marzyły, niedoczekanie!
Jagna nie zamierzała tu sczeznąć z mężem jełopem i tymi samymi facjatami oglądanymi przez resztę żywota.
O nie! Jej pisane były wielkie czyny koniec kropka.
W sumie dobrze, że ojciec kazał do straży się zaciągnąć. Zawsze to parę przydatnych umiejętności, technik głównie. Bo parę w pięści miała zawsze, oj przekonało się o tym paru chłopków próbujących pchać łapy gdzie nie trzeba. Można było ich rozpoznać głównie po wybitych zębach.
Warta zaczynała się za pól dzwonu, w sumie miała jeszcze chwilę czasu. Za wcześnie z domu się wybrała, chyba. Niech i tak będzie.
Dziewczyna złożyła osprzętowanie bojowe w pobliżu matki, oddając je pod jej pieczę i ignorując znaczący uśmiech. Żadnych wnuków! W tym jednym była zgodna z ojcem, który piany na pysku dostawał na myśl, że ktoś mógłby do jego córeczki takie rzeczy…
Z drugiej strony nic nie szkodziło by potańczyć, hołubców po wywijać. Może nie miała na sobie najbardziej wyjściowego stroju, ale co tam! Skórzany kubrak odpowiednio opinał to co miał opinać, a czym w swej łaskawości hojnie obdarzyli ją bogowie.
Nie wahając się więcej wójtówna podeszła do Marianki Miller, kuzynki i przy okazji najbliższej przyjaciółki. Jeśli z kimś szło tu sensownie porozmawiać to może z nią. No przynajmniej szło sensownie po wyżywać się nad nieudanymi członkami rodziny (Gotte), fałszywymi świętoszkami (Angela) i wieloma innymi. A także porozmawiać o szlakach dalekich i o tym, gdzie się kiedyś będzie podróżować, a jak! |