Gotte domyślał się reakcji Pieguska, jak go czasem pieszczotliwie zwał. Jost zawsze był bardzo wrażliwy na swoim punkcie, nieodporny na Millerowe gadanie. Pewnie też dlatego uczeń kuśnierza podniósł ton i wypowiedział parę słów, które zabolały Schlachtera, głośniej. Specjalnie rzekł je tak, by świniopas mógł je usłyszeć. Nie pierwszy raz więc i pewnie nie ostatni, na szewczyku wylądowała zawartość kufla. - Eee, spokojnie, nie bijmy chłopaka - zatrzymał dwójkę kompanów, z którymi wymieniał opinię o pozostałych mieszkańcach. Ci zbyt pochopnie ruszyli w kierunku Josta. Gotte za to nie był wybuchowy, urazy nie żywił, nawet po tak niemiłym, niekulturalnym zachowaniu. Po prostu przetarł dłonią twarz. - Dokładnie Jościku, niektórzy piwa pić się nie nauczyli… – rzekł z radosną miną. - Ale całe życie przed nimi, może im się uda. Ino poćwiczyć trochę muszą, ni poić zwierzęta... Chodźcie chłopaki. - machnął na kompanów, po czym ostentacyjnie odwrócił się od pastuszka.
Gdy odeszli parę kroków, dodał półgłosem. - I widzą co się dzieje, jak człek niełobyty wśród ludzi? Pewnie mu świnka dziś nie dała - parsknął szaleńczym śmiechem. |