Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-10-2012, 18:39   #10
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
W końcu nastał Dzień Słońca! Od tak dawna oczekiwany, planowany i... W zasadzie wszystkie ostatnie spotkania Berta z Rudim Millerem i Wolmarem Tannenbaumem kończyły się wspomnieniami tego święta lat zeszłych. Początkujący stolarz i młynarz aż dostawali wypieków w oczekiwaniu na ten dzień. A jak pamiętliwi byli? Jak nikt! Dokładnie pamiętali zeszłoroczną zabawę. Bert też ją pamiętał. Jeszcze w zeszłym roku bawił się z Angelą. Hasali po parkiecie jak żadna z par! Bert upił się tak, że niemal wyznał jej miłość. W sumie może gdyby to wtedy zrobił sprawy potoczyłyby się inaczej... Nie. Ani on ani Angela nie chcieli tu kwitnąć do końca swych dni. Co to, to nie.

W oczekiwaniu na epicką zabawę trójka dobrych kumpli lubiła powspominać. Jak w zeszłym roku ojciec Berta upił się wraz z Arno albo jak Eryk Bauer dostał w dziób od Jagny... To ostatnie cieszyło się szczególnym powodzeniem wśród ich wspomnień. Młody Bauer ubzdurał sobie, że Amelka wysyłała mu jakieś sygnały! Jemu! Jak jego twarz nie różniła się za bardzo od kawła siana wokół którego kręciła się jego egzystencja. Może co naiwniejsi jego funfle uwierzyliby w te bajki, gdyby chociaż trochę miał w sobie ogłady. A tej miał równie dużo jak stuletnia babcia mlecznych zębów. Ale pracować to on umiał. To mu trzeba przyznać. I ogólnie solidny z niego chłop. Wytrwały.

- Nie frasuj się już tak, Bert! Będzie setna zabawa! - pocieszał go Ulryk Tannenbaum jak podczas wspominek zwiesił głowę.

- Pewnie, że będzie. Nie to mnie martwi. Ojciec już tydzień temu zapowiedział, że z samego rana po Dniu Słońca jedziemy do Wurtbad! I znowu pewnie będzie w takim humorze jak rok temu. Popije sobie z Arnem i zamulony będzie niczym muł pociągowy. Na wspominki mu się zbiera! Ja to mam farta...

- Stary Kacper bez powodu by się tam nie wybrał...

- Brak złota pewnikiem. - wtrącił się Rudi.

- Niestety tak. Do tego to ja będę musiał zająć się całym handlem. Niech to szlag... Nie będzie mowy o takim piciu jak w zeszłym roku!

- Co nie będzie, Bert?! Jesteś co prawda nieco głośny, ale też wygadany i już trochę w tym siedzisz. Poradzisz sobie nawet się lekko chwiejąc. - wtrącił klepiąc Winkela po plecach Wolmar Tannenbaum.

***

Zabawa zaczęła się już z samego rana. Bert jak zawsze o brak towarzystwa się nie martwił. Po wyczekiwanych pierwszych śpiewach wyszykował się i poszedł na plac, gdzie czekała na niego cała paczka. Rudi Miller już jakiś dziwnie wesoły, Ulryk Tannenbaum gaworzący z Wolmarem i Kariną. Kuzyneczka Berta widać już nie tak bardzo się skrywała po kątach, bo co chwilę z Wolmarem się obściskiwali. Jakby wujek Alfred to zobaczył... paszcza ucznia stolarza byłaby bardziej obita niż zalotników Jagny. No. Może równie mocno...

Gdy pierwszy kufel trunku zniknął w gardle Berta do paczki dołączyła się też jego siostra - Katrina. Dla tej ferajny wesołe podrygiwanie zaczęło na długo przed tym jak wielu wyszło z chat.

***

Niemal cała ekipa - jeszcze przed południem - została wezwana przez kapitana straży do "Starej Beczki". Jak oznajmił im Alfred Tannenbaum część z nich stanie na warcie tej nocy. Mieli ciągnąć słomki. Bajecznie. Przed tym co prawda Arno się zgłosił na ochotnika, ale jak na księgowe oko Berta to nie polepszało jego sytuacji. Z jego szczęściem... nie jest źle! Przynajmniej tak pomyślał młody domokrążca zanim nie spojrzał na słomki innych. Cała jego wesoła paczka miała dłuższe słomki więc z nich wszystkich tylko on - nikt inny - zostanie wystawiony tej nocy na warcie. Na południowo-wschodniej palisadzie murów. Pięknie. Po prostu gorzej być nie mogło. Warta nocą, rano wyjazd w ojcem. Jedynym pocieszeniem w tej sytuacji było to, że stróżował będzie z krasnoludem. Mały lud był znany z waleczności więc o swoją - jego zdaniem całkiem hojnie obdarzoną - buźkę martwić się nie musiał. Przynajmniej tak uważał...

Zostało mu jeszcze parę godzin. A później stróżowanie. Musiał to wykorzystać!

***


Każdy kogo powonienie miało się dobrze czuł zapach świeżego pieczywa i pieczonego mięsa. Każdy kogo nie myliły oczy widział pyszne dania, wyszykowaną odświętnie karczmę i całą zgraję dobrze bawiących się ludzi. Ojciec Berta z rumieńcami od picia na policzkach głośno gaworzący z krasnoludem. Jagna i Marianka co chwila chichoczące jak dzieci, których i tak na dziś dzień Bert miał dosyć. Te małe pucułowate, roześmiane buzie Pitera, Wandy, Anny i Kariny niemal nie wywołały u niego paranoi. A on naprawdę lubił dzieci. Tylko, że co za dużo to nie zdrowo... Bert uśmiechnął się na widok starego Schlachtera i Huberta Thalberga rzucających nożami do tarczy. Karczmarz przy swoim stole dla specjalnych gości też wyglądał na szczęśliwego. Zajadał się jakby za to co zje sam płacili mu podwójnie!

- A każdy kto samemu stać potrafi zaraz udaje się na parkiet... - powiedział sam do siebie Bert zwracając się do Ulryka z uśmiechem.

- Co tak patrzysz moczymordo? - zapytał śmiejąc się parobek.

- Ja? - zapytał Bert wybuchając głośno śmiechem.

- Nie ja. Ktoś tu miał jechać jutro z ojcem do Wurtbad. I stać na warcie. - dodał szturchając go łokciem Ulryk.

- Nie przypominaj mi. A co do picia. Pije trzecie i ostatnie dzisiaj piwo! - Bert był dość głośny, ale jego basowy głos po tych trzech piwach nadal brzmiał zrozumiale.

- Dobra, dobra. Jak dokończysz idziemy pohasać?

- Czego się głupio pytasz! Pewnie. Chwytaj Katrine i leć. Zaraz do was dołączę z moją partnerką. - powiedział Bert z połową kufla pienistego trunku.


Wraz z upływem czasu zabawa nabierała rumieńców. Już mało kto przejmował się przerażającym chłodem panującym na zewnątrz. Przybytek został zamknięty i dobrze ogrzany. Części nawet było zbyt gorąco co potwierdzały gołe męskie torsy. Bert skończył piwo. Trzecie i ostatnie. Jak obiecał sobie i reszcie. Czas było ruszyć w tany...

Spokojnym, ale zdecydowanym krokiem domokrążca ruszył w kierunku dwójki chichoczących dziewcząt. Jagna i Marianka chyba nie spodziewały się spotkania go w pozycji pionowej po tym jak uchlał się w zeszłym roku. Podchodząc ukłonił się nisko. Pocałowałby w rękę, ale obie były dość trzeźwe i za sprawą Jagny nie chciał stracić uzębienia...

- Witam, Panie. O czym tak wesoło rozmawiacie? - kobiety popatrzyły po sobie porozumiewawczo, a Bert się uśmiechnął wesoło. - Dobra przejdźmy do rzeczy. Mogę prosić do tańca? - zapytał wyciągając rękę w kierunku Marianki Miller.

Drwalówna może świetnie się rozumiała z Jagną, ale ani jedna ani druga w rzeczywistości nie była tak twarda jak chciały się uważać. Poza tym nawet najwięksi twardziele latali teraz po parkiecie zgrabnie jak elfie dzieci. Marianka mimo iż robiła jako drwal to dziś nie miała swojej siekiery…

- Woytek, co tak stoisz jak stóg siana?! - zawołał do pasterza Bert. - Bierz Jagnę i dawaj w tany!
 

Ostatnio edytowane przez Lechu : 19-10-2012 o 18:47.
Lechu jest offline