Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-10-2012, 12:55   #16
Pietro
 
Pietro's Avatar
 
Reputacja: 1 Pietro jest na bardzo dobrej drodzePietro jest na bardzo dobrej drodzePietro jest na bardzo dobrej drodzePietro jest na bardzo dobrej drodzePietro jest na bardzo dobrej drodzePietro jest na bardzo dobrej drodzePietro jest na bardzo dobrej drodzePietro jest na bardzo dobrej drodze
Gdyby znał ich imiona, podziękowałby teraz z osobna każdemu członkowi rodziny, która od wieków przelewała krew za Brytanię. Tylko dzięki nim wędrując z szablą przy boku uznawany był za osobę honorującą swych przodków, a nie tak jawnie pozbawioną taktu. W tej krótkiej chwili podczas której nastał szok wywołany seansem, tylko kurczowo ściskająca zdobioną rękojeść dłoń stopniowo koiła jego nerwy. Jakkolwiek nawet najlepszy oręż byłby wart tyle co widły w starciu z upiorami, z uczuciem ogarniającej go bezradności radził sobie zadziwiająco dobrze.

Kilka uderzeń serca dzieliło go od stanu względnego opanowania. Zważywszy jednak na to, że owo biło jeszcze znacznie szybciej niż zazwyczaj. Jego ciało potrzebowało więcej czasu by całkowicie się otrząsnąć. Zadziwiające jak inna była jego reakcja. Tylko on jeden pozostawał na miejscu pośród motłochu pragnącego tylko i wyłącznie uciec z tego miejsca. Nie znał powodu takiego stanu rzeczy. Być może chodziło o fakt, że dawno nie przyszło mu odczuć tak intensywnego dreszczu. Odpowiedź mogła być również znacznie prostsza, ostatecznie skoro zdarzało mu się widzieć go w oczach ojca, dlaczego jego szpony strachu miałyby się imać?

Z zamyślenia wyrwał go widok jednego ze służących, którzy przybyli wraz z nim na bal. Nie miał w zwyczaju otaczać się ludźmi głupimi. Nic więc dziwnego, że Joseph, bo takie ów mężczyzna nosił imię, szybko zareagował na chaos, który wypełnił posiadłość. Henry błyskawicznie rozpoznał niesioną przez niego sporej wielkości drewnianą szkatułę. Kiedy ten zbliżył się do hrabiego i uniósł jej wieko, oczy arystokraty mogły nacieszyć się jej zawartością.


Wyciągnął dłoń i palcami objął pięknie zdobiony rewolwer. Tak, to zdecydowanie przedmiot, który mógł się przydać. Wolał jednak nie denerwować dodatkowo nadal obecnych gości widokiem broni, wsunął go więc za pas i dodatkowo przykrył frakiem.

Ledwie zdążył nakazać słudze pozostanie w pobliżu, a na miejscu pojawił się gospodarz. Zdezorientowany lord Meldrum od razu wyłowił go spośród zaaferowanego tłumu. Henry doskonale zdawał sobie sprawę co go czeka. Zadziwiające jak ludzie o takich wpływach i płynących z nich potędze mogą być jednocześnie tak bezradni. Przez moment zastanawiał się czy faktycznie bardziej zależy mu na zachowaniu swego statusu, czy bezpieczeństwie córki. Między innymi tego typu tematy rozważał beznamiętnie potakując, ewentualnie lakonicznie streszczając zdarzenia mające miejsce pod jego nieobecność.

O dziwo im głębiej drążył w temacie, tym bardziej wszystko to zaczęło przypominać mu mistyfikację. Dość wyszukaną zważywszy, że nie spostrzegł niczego pomimo swego wykształcenia. Duchy w powłóczystych szatach, dziwne macki, zapowiedź nadejścia wielkiego zła i inne elementy tego “pokazu” przywodziły na myśl bardziej sztukę teatralną niż seanse, w których miał przyjemność uczestniczyć. Żaden nie był może organizowany z takim rozmachem i na tą skalę, cała ta sprawa nadal jednak wywoływała w nim niemałe zwątpienie. Pozostawała też istotna kwestia samego ducha. Manifestacja w tym przypadku to rzecz tyleż zagmatwana co i rozbudowana ponad miarę. Istnieją tysiące różnych sposobów na objawienie się czyjegoś ducha. Te sytuacje kiedy zaobserwować można całą sylwetkę klasyfikowane są jako niebywale rzadkie z uwagi na konieczność wystąpienia niezwykle silnego eterycznego bytu. Jakby tego było mało wszyscy obecni mogli usłyszeć słowa Rebecci, co również należało do zjawisk nietypowych. Nawet sięgając do ksiąg wertowanych w toku studiów nie mógł przywołać choćby wzmianki o podobnym zajściu. Wolał jednak sądzić, że to upływ lat stopniowo spowija jego umysł coraz gęstszą mgłą. Takie podejście znacznie ułatwiało mu trzymanie własnych nerwów w ryzach.

Wszystkie te rozważania skutecznie odwróciły jego uwagę od tego co istotne. Do jakichkolwiek wniosków by dzięki nim nie doszedł, prawdopodobnie i tak zachowałby je dla siebie. Rzucanie bezpodstawnymi oskarżeniami było w tej sytuacji więcej niż daremne. Jego wzrok powędrował ku sylwetce von Mithoffa. Tak, gdyby miał znaleźć jakieś dowody, z pewnością kryłyby się w umyśle tego mężczyzny. Nie tracąc czasu hrabia chwycił jedno z krzeseł i swym ciałem zablokował drogę, którą gość honorowy kierował się do wyjścia. Ustawił siedzisko tuż przed sobą i wskazał je ręką.

- Najmocniej przepraszam niestety nie możemy pozwolić oddalić się panu na niewątpliwie zasłużony odpoczynek - mówił spokojnie i rzeczowo, jednocześnie cały czas obserwując twarz cudzoziemca. - W chwili obecnej nikt inny nie jest w stanie rzucić odrobiny światła na to co właśnie zaszło.

Mithoff z nietęgą miną usiadł na wskazanym krześle i po chwili wzdychania i ocierania twarzy zmoczoną chusteczką rzekł:

- Drogi hrabio, niestety nie jestem w stanie panu pomóc. To, co się wydarzyło, jest tak samo dużym zaskoczeniem. Ostrzegałem od samego początku, że organizowanie tego seansu to zły pomysł. Zgodziłem się na pokaz moich sztuczek, tłumaczenie snów, czy wróżenie, ale to... Lord Meldrum jednak bardzo nalegał, a ja na swoje nieszczęście się zgodziłem. Jedno jest pewne, że musieliśmy rozdrażnić jakiegoś ducha. Ciężko mi jednak wyjaśnić dlaczego ujrzeliśmy córkę lorda w postaci ducha. Naprawdę nie potrafię tego wyjaśnić. Muszę odpocząć i wszystko przemyśleć i wtedy możemy porozmawiać. Teraz mój umysł jest zbyt roztrzęsiony, by analizować to co się zdarzyło.

W odpowiedzi Vestey wpatrywał się w niego z czymś co można by uznać za szczere współczucie. Trwał tak przez moment, dopiero zaś kiedy ich spojrzenia się spotkały zabrał głos. Zupełnie jakby tylko na to czekał.

- W takim razie jestem zmuszony zatrzymać pana tutaj. Jeśli ta teoria jest prawdziwa i posiadłość została nawiedzona, nie możemy ryzykować i pozwolić oddalić się komukolwiek - przerwał i przywołał do siebie jednego ze służących. - Pozostanie pan tutaj, pod okiem moim i lorda Meldruma. Ze swej strony mogę obiecać, że służba zadba niezwłocznie o zapewnienie wszelkich potrzebnych wygód.
Mithoff pokiwał głową ze zrozumieniem, ale widać było po jego twarzy, że nie jest zadowolony z takiego obrotu sprawy.

- Pana obawy lordzie, oczywiście są uzasadnione, ale w tej chwili nie wyczuwam żadnej obecności metafizycznych bytów. Co prawda, moje zmysły są w tej chwili przytępione i mogę się mylić. Jak mówiłem muszę odpocząć, bym mógł spojrzeć na sprawę trzeźwym okiem. Na razie trudno mi w jakikolwiek sposób ocenić, to co się stało. Czuję się po cześci temu winny, bo nie powinienem się zgadzać na ten seans. Od początku uważałem, że nie jest to dobry pomysł.
- I jak widać słuszność była po pańskiej stronie. Jak już jednak mówiłem, nie możemy ryzykować - upewnił go, jednocześnie powolnym ruchem ręki starał się dodatkowo uspokoić mężczyznę. - Teraz pozwolę sobie zostawić pana samego. Proszę zbierać siły i korzystać z pomocy służby wedle uznania. Raz jeszcze proszę jednak o pozostanie w tej sali.

Oddalając się od von Mithoffa nie był do końca przekonany co sądzić. Nie dostrzegł żadnych oznak fałszu. Jakkolwiek pewny swych umiejętności, daleki był jednak od tego by uważać się za osobę nieomylną. Postanowił więc rozejrzeć się po sali w poszukiwaniu elementów, bez których spreparowanie owego seansu byłoby niemożliwe. Niestety tu również poległ. Dopiero oględziny świec podtrzymały jego podejrzenia przy życiu.


Te zdecydowanie nie należały do tych jakie widuje się na co dzień. Po bliższym przyjrzeniu okazało się, że przy samym knocie znajduje się jakaś nieznana mu czerwona substancja. Niestety nie miał wiedzy ani narzędzi potrzebnych do jej identyfikacji. Na szczęście towarzyszył im Abraham de la Roche. On nie powinien mieć problemów podobnej natury. Z taką właśnie myślą chwycił jedną ze świec i przepraszając wcześniej gospodarza, ruszył na poszukiwanie przeszukujących górne piętra posiadłości towarzyszy.
 
Pietro jest offline