Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-10-2012, 14:03   #10
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Wszystko to przypominało wyreżyserowany spektakl. Telekonferencja była wszak nim. Improwizacją teatralną z rozpisaniem na rolę. Należało się dużo uśmiechać, acz nie za bardzo. Tryskać entuzjazmem, acz nie przesadnym. Okazywać wdzięczność za troskę centrali i podkreślać, że dobre wyniki były efektem pracy całego zespołu. I zwracać uwagę na przekaz ukryty między wierszami.
Ryozo dobrze to wiedział. To była w końcu kolejna jego telekonferencja z zarządem.
Przekaz zresztą był dość optymistyczny. Szefostwo było zadowolone z pracy Ryozo, co nie oznaczało że wyniki hawajskiego oddziału były imponujące. Bo nie były. Za to oznaczało to, że w innych miejscach jest jeszcze gorzej. Oznaczało też, że zwolnień na Hawajach nie będzie, a wizytacja ma tylko charakter formalności, którą trzeba odbębnić.
Czyli wszystko było dobrze. I po zakończeniu konferencji Ryozo mógł wreszcie odsapnąć i zrelaksować przy herbacie.
Ale... najpierw kwestia brzęczącego w kieszeni natręta.

Ryozo wystukał na komórce numer Aolaniego, zastanawiając się co też może od niego chcieć ów hawajski biznesmen. Jakkolwiek ich firmy łączyły pewne interesy, to jednak nie były to wielomilionowe kontrakty. I z tego co się orientował, nie było z nimi problemów.
Gdy uzyskał połączenie spytał się Hawajczyka uprzejmym tonem.- Dzień dobry James. Jak mija dzień?
Przekazując w ten sposób jemu inicjatywę w tej rozmowie.
- Dzień dobry Ryozo. - Odpowiedział ściszonym głosem. W tle słychać było jakieś podniesione głosy. - Twoja żona jest w szpitalu. Waikiki Health Center.
- Panie Aolani, proszę w tej chwili wyłączyć ten telefon. - Dało się słyszeć jakąś kobietę.
- Tak, oczywiście. - James Aolani odpowiedział potulnie. - Muszę kończyć. Wybacz. - Powiedział do Japończyka i zakończył połączenie.
Ryozo stał niczym słup soli, trzymając już wyłączoną komórkę przy uchu. Przez jego myśli przetaczała się burza, prawdziwe tornado myśli i uczuć.
Odłożył komórkę na biurko i wcisnął przycisk interkomu.- Panno Fredriksen, proszę zamówić taksówkę pod siedzibę firmy. Natychmiast.
-Coś się stało?- spytała zdziwiona zarówno pytaniem jak i tonem głosu kobieta. Ryozo był bowiem osobą punktualną, pracowitą i całkowicie przewidywalną. Przychodził do pracy o określonej porze i o podobnej wychodził. Podobnie sztywno i schematycznie miał zresztą ułożone życie osobiste. Można było wedle jego poczynań regulować zegarki.
-Nic związanego z firmą.- rzekł krótko Japończyk ucinając dalsze pytania.- Niemniej proszę zanotować, że biorę urlop do końca tego dnia i przez najbliższe …-przerwał licząc coś pod nosem.- Hmmmm... Na razie, przez najbliższe dwa dni. Ważne rozmowy proszę przekierowywać na mój prywatny numer. O resztę zadba Masaru-san.
-Powiadomić kiedy przyjedzie taksówka?- spytała w odpowiedzi Talula.
-Nie. To nie będzie konieczne. Już idę na parking.- stwierdził szybko Ryozo udając się w kierunku drzwi swego gabinetu. Co prawda na parkingu stała służbowa toyota, która należała do Ryozo, lecz Japończyk nie znał na tyle dobrze miasta by samemu szybko dojechać do szpitala.

Taksówka przybyła dość szybko, Ryozo wsiadł do środka pojazdu i usłyszał standardowe pytanie. -Dokąd?
- Do Waikiki Health Center, spieszy mi się.- odparł Japończyk szybko.
-Jak każdemu w dzisiejszych czasach.- odparła ze śmiechem kobieta za kierownicą. Po czym ruszyła, puszczając z kasety jakieś regge.


Podczas gdy hawajska taksówkarka przebijała się przez centrum miasta, Ryozo pogrążony w był w rozmyślaniach. Bowiem nie wiedział co się stało i jak do tego doszło?
Przecież Kasumi była w świetnym zdrowiu. I podczas wczorajszego spotkania nie zdradzała żadnych oznak choroby. A tu tak nagle... szpital?!
-Uspokój się Ryozo-kun.”-szeptał cichutki głos Riku.“-Na pewno to nic poważnego.”-
Wypadek. To musiał być wypadek drogowy, bo cóż innego. Może powinien zawiadomić jej rodzinę? Jeszcze nie. Przecież tak naprawdę nic nie wiedział. I ten właśnie fakt, doprowadzał go do furii.
I nawet ciche szepty Riku tu nie pomagały. Sakamoto potarł czoło zastanawiając się co może zrobić w tej sytuacji. I miał wrażenie, że niewiele. I to było naprawdę frustrujące, gdyż strach o Kasumi i bezsilność wyzwalały w nim spory gniew, który potrzebował znaleźć ujścia.
Choć to akurat nie było widoczne na jego obliczu, bardziej podobnym w tej chwili do pogrzebowej maski niż twarzy ludzkiej. Jako wychowany tradycyjnie Japończyk Ryozo maskował te silne emocje, które mogłyby narazić na szwank jego wizerunek w oczach innych.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline