Słony, morski wiatr rozwiewał długie, czarne kędziory Gabriela, stojącego za sterem okrętu zjeżdżającego z prądem ze szczytu góry. Mężczyzna wytężał swoje sokole oczy, dostrzegające nieomylnie wszystko wokół niego, gdy nagle u ujścia prądu do morza zamajaczył mu potężny, czarny kształt. Szybkim ruchem zdjął z ramienia Painter's Rifle i przyłożył do oka lunetę celowniczą.
- Panowie!- Wykrzyknął.- Mamy na kursie coś...! Czarną skałę...!- Rzucił, zawieszając karabin na dawnym miejscu.- Zrzućcie szmaty z rei, spróbujemy wytracić prędkość i nie zderzyć się z tym czołowo.- Zakomenderował, chociaż formalnie nie miał takiego prawa, nie będąc dowódcą. Stał jednak za sterem jako osoba umiejąca już żeglować, dlatego poczuł się w obowiązku, by dokonać próby ocalenia kompanów. Po czole strzelca spłynęła samotna stróżka potu, zabarwiona lekko zieloną akwarelą.
- Nie dajmy się zabić, messieurs!-
__________________ " - Elfy! Do mnie elfy! Do mnie bracia! Genasi mają kłopoty! Do mnie, wy psy bez krzty osobowości! Na wroga!"
~Sulfelg, elfi czarodziej. "Powołanie Strażnika". |