Kenne zaczynał już irytować urwany ślad. Miała ochote potrząsnąć pokojówką i wydusić z pucybuta zadziorność, gdy wreszcie dowiedziała się wiec czego chciała sięgnęła po sakiewkę. Rzuciła na stół parę monet, gdy Clive chciał je zgarnąć wbiła nóż w blat niebezpiecznie blisko jego dłoni.
Użyła na chłopaku swojego najbardziej szalonego krwią i polowaniem spojrzenia.
- Są ludzie z którymi można pogrywać - syknęła - I są ludzie tacy jak ja, pamiętaj o tym na przyszłość.
Wyciągnęła nóż z cichym brzdękiem, odwróciła się na pięcie i z rysunkiem w kieszeni ruszyła poszukać kogoś, kto będzie wiedział, co to może być.
- Bichop! Vestey! De La Roche! Gdzie do kurwy nędzy jesteście, szczury?! - szła korytarzem, więc goście Meldrumów raczej by jej nie usłyszeli, ale tak naprawdę obchodziło ją to bardzo mało, potrzebowała informacji i potrzebowała ich teraz. Złapała pierwszego lepszego służącego i kazała mu szukać mężczyzn, miała zamiar pokazać im rysunek i wyciągnąc z nich informacje, miała dość siedzenia w tym domu. Roznosiła ją energia. Znalazła swojego woźnicę i kazała mu szykować strzelby.
__________________ I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks |