Gdy już zdołał rzeczowo ocenić sytuację statku po tym, jak góra wystrzeliła go w powietrze i nagle uderzyła w wodę (całkowity burdel, zero ładu i składu. Dziwne w ogóle, że maszt się nie złamał), ruszył szybkim krokiem w stronę dziobu, by po raz pierwszy w życiu zobaczyć największy ocean świata: Grande Line. Widok zapierał dech w piersiach. Nie zdążyli jeszcze nawet nań wpłynąć, a tu czekała na nich już pierwsza przeszkoda: Duże, czarne.. coś. Niby skała, ale skały do końca mu to nie przypominało. W każdym bądź razie wypadałoby w to nie uderzyć.. niczym, a nie tylko od czoła.
- Sternik, manewruj, by w ogóle się z tym nie zderzyć, jeśli chcesz dalej płynąć!
Jakkolwiek by w to nie uderzyli, z pewnością na tym zdarzeniu zakończyłaby się ich krótka, wspólna przygoda.
Potem spojrzał na Desmonda. Widać chłop potrafił zachować spokój i opanowanie nawet w, możliwe, że najbardziej ekscytującym momencie jego życia. Na statku panuje istny burdel powodowany nienormalną prędkością, a ten sobie spokojnie czyta książkę, nie zważając na nic. Jego opanowanie może okazać się w niektórych przypadkach nieocenione.
Już wcześniej trochę pływał jako członek załogi, także całkiem sprawnie radził sobie z obsługą statku. I tak oto stwierdził, że nie posiadając ekipy doświadczonych wioślarzy ich szanse na wyjście z tego cało są.. nie oszukujmy się, ale marne.
Nic jednak nie szkodziło spróbować. A może któryś z członków załogi posiadał moc jakiegoś owocu, która by im się teraz niezmiernie przydała? W każdym razie bardzo potrzebowali jakiejś siły zwrotnej i to szybko. On sam mógłby spróbować coś zdziałać, jednak pęd statku wydawał się o wiele za duży, jak na jego skromne możliwości. |