Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-10-2012, 18:58   #203
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Rögnvaldr, Naim, Zafir

Zafir nie patrzył. I całe szczęście, gdyż wystrzelona przez niego strzała ugodziła Marka dokładnie w sam środek pleców. Vidamirovic jęknął, rozłożył ręce, jakby starał objąć się stojącego naprzeciw niego mężczyznę z siekierą, po czym upadł na twarz. Jego przeciwnik nie czekał na następny strzał. Uznał to najwidoczniej za łaskę bogów i jak najszybciej mógł, obficie krwawiąc z ran zadanych mu przez Marka, odkuśtykał między drzewa, po chwili niknąc między nimi.

Naim odstraszył dziewczynkę i wspiął się na platformę. Poza dzieckiem, które wpatrywało się w niego swoimi czarnymi oczami i syczało jak wściekły kot, leżały tu, teraz Naim wyraźnie to widział, dwa zawinięte ciała. Z jednego sterczała strzała. Drugi materiałowy kokon drgał, jakby w konwulsjach, a znajdujący się wewnątrz niego człowiek starał się uwolnić i podnieść. Rusanamani przez chwilę się wahał, nie wiedząc co zrobić najpierw – obezwładnić dziecko czy sprawdzić zawartość kokonu. Gdy sięgnął końcówką miecza w kierunku poruszającego się ciała, dziewczynka rzuciła się na niego, z szeroko rozłożonymi rękami i rozcapierzonymi pazurami, celując w twarz. Naim machnął mieczem na odlew, trafiając dziecko w głowę i posyłając je na skraj platformy, gdzie zwinęło się w kłębek i znieruchomiało. Rozsunął płachtę i aż się cofnął. Patrzyły na niego czarne oczy osadzone w straszliwie pomarszczonej twarzy. Skóra była niemal przezroczysta, widać było przez nią żyły i mięśnie. Blade rozciągnięte wargi poruszały się miarowo, odsłaniając czarne, bezzębne dziąsła. Nagle spod platformy Naim usłyszał śmiech.

Rögnvaldr podpalił konstrukcję, na której wznosiła się platforma. Najwyraźniej nie zauważył znajdującego się na jej szczycie Naima, ale było już za późno na gaszenie ognia. Płomienie ogarnęły drewniane bale i wspinały się ku górze, liżąc od spodu platformę. Ignorując ogień Relhad odwrócił się i odszedł w poszukiwaniu wrogów. Jedyne co ujrzał, to słaniającego się na nogach Zaara, leżącego ze strzałą w plecach Marka i znikającego między drzewami ostatniego z mutantów i przechadzającego się między trupami Hildego.

Redinas

Coś zbliżało się w błyskawicznym tempie. Scypio wystrzelił, jednak efekt pozostał nieznany, gdyż spomiędzy gałęzi nie dobiegł żaden jęk bólu lub krzyk rozpaczy. Nagle wszelki ruch ustał. Wszyscy spojrzeli ku górze, zaskoczeni.

- Raaaaa....! – wrzasnął jeden z bandytów. Gdy popatrzyli w miejsce, z którego dobiegł przeraźliwy, urwany nagle krzyk, zobaczyli tylko drgające w konwulsjach, wystające spomiędzy gałęzi nogi. Potwór musiał być więc dokładnie ponad tymi szamoczącymi się nogami, ale czy warto było ryzykować strzał. Drugi z bandytów nie wytrzymał i jęcząc coś niezrozumiale rzucił się do ucieczki między drzewa. Trzeci z oprychów, Tassel pozostał na swoim miejscu trzymając kurczowo okutą żelazem pałkę. Scypio strzelił ponownie i ciało Sylvio upadło na skąpe poszycie lasu. Brakowało mu głowy, a z szyi ciekła szeroką strugą ciemna krew.

Thoer wystrzelił z kuszy. Obciążony liną bełt pomknął w stronę gęstwiny i zniknął między gałęziami. Lina napięła się i szarpnęła mocno, tak jakby coś w co trafił Redinas wierzgnęło bądź odskoczyło. Szarpnięcie było tak mocne, że niemal zwaliło Redinasa z nóg, a lina zaczęła wysuwać mu się z rąk. Na szczęście mocno trzymała się drzewa, do którego Redinas przezornie ją przywiązał. Wystarczyło aktywować zaklęcie i lina napięła się niemal pękając. Jednak wytrzymała i w stronę Redinasa poleciał ciemny kształt. Z trzaskiem zarył o grunt u podstawy drzewa i Thoer mógł mu się przyjrzeć.

Sześć długich, kostropatych i zaopatrzonych w niezliczoną ilość małych haczyków odnóży otaczało masywny, pokryty szczeciną korpus, z którego wystawała spiczasta głowa zaopatrzona w wielkie, pokryte teraz krwią zarżniętego bandyty szczęki. Każda miała niemal łokieć długości i zaopatrzona była w rogowe wypustki zdolne ciąć zarówno mięśnie jak i kości.

Pająkopodobna bestia klikała dziko, starając się podnieść na potrzaskane nogi. Jej pancerz był w kilku miejscach pęknięty, ukazując cuchnące, zgniłozielone wnętrze bestii.
 

Ostatnio edytowane przez xeper : 26-10-2012 o 20:02.
xeper jest offline