King trzymał się jakby z dala tych wydarzeń. Zostawił towarzyszy z półnagim kochankiem Rebeci i ruszył na obchód domu. Powoli przeszedł dwa piętra. Mijał kolejnych służących biegających jak w amoku. Goście już odeszli, ale dla służby zamieszanie dopiero się zaczęło. Zszedł na parter i opuścił budynek. W ogrodzie spojrzał jeszcze raz na krzaki pod dalekim płotem. Tam gdzieś zniknęła córka lorda... poniekąd jego własna krewna, do której czuł taki sam dystans jak do Meldruna i całego tego towarzystwa. -Arystokraci... tfu... - westchnął - Ostatni raz Meldrun... Ostatni...
Z zamyślenia wyrwał go dopiero krzyk jakiegoś sługi. Starszy mężczyzna wołał go wrzeszcząc, coś na temat Lady Gustaffson. Ludzie, z którymi przyszło mu dzielić misję od Meldruna nie należeli do tych arystokratów, którzy automatycznie działali mu na nerwy, ale właśnie Bishop właśnie zaczął zdawać sobie sprawę z tego, że to pewnie raczej kwestia czasu aż któryś z nich go wkurzy... -E... Na prawdę ostatni raz - zarzucił strzelbę na ramię i ruszył w stronę wyjścia gdzie postanowił czekać na resztę.
__________________ Regulamin jest do bani. |