Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-10-2012, 09:25   #5
Viviaen
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Siadła sobie na parapecie okna, przez które niedawno tu wpadła - gdziekolwiek to "tu" jest - i po raz kolejny próbowała sobie przypomnieć, co się stało. Małe zielone jabłuszko, któremu przyglądała się zamyślona, najwyraźniej spełniło swoje zadanie... bo przecież ono ją tu przeniosło?
Faerith przez chwilę bawiła się myślą, że zwariowała, ale wszystko wokół wydawało się zbyt realne a równocześnie zbyt fantastyczne, by mogło być wytworem jej umysłu. Obserwując chodzące po ulicach postaci sama się czuła jak dziwadło, choć według jej standardów była... najnormalniejsza...

Kim był ten dziwnie śmieszny starzec w pomiętym spiczastym kapeluszu? Czy to on ją tu wysłał? Po co?
Jaki związek ma z tym wszystkim wisiorek, który... hmmm... stał się jej własnością? Zielony kamyk nadal błyszczał, przypominając dziewczynie widok słońca przeświecającego przez młode listki, kiedy lasy wokół Haven budziły się do życia. Tym razem opanowała odruch spojrzenia w górę w poszukiwaniu nieba, którego tu po prostu nie było. Po nader gwałtownej reakcji za pierwszym razem postanowiła nie oglądać więcej morza dachów nad głową...

Nie mając innego pomysłu postanowiła rozejrzeć się przynajmniej po najbliższej okolicy. Brakowało jej przestrzeni, lasu, powietrza... może znajdzie jakieś wyjście z tego dziwnego miasta... a może spotka tego śmiesznego starca i zażąda odesłania do domu?
Ból z początku nie był szczególnie silny i złożyła go na karb zmęczenia i tłoku. Jednak po jakimś czasie stał się nie do wytrzymania. Niemal zemdlała, ale zrozumiała w końcu, że jeśli idzie w odpowiednim kierunku, ból słabnie. Więc poszła. W sumie rozwiązanie było równie dobre jak każde inne, i tak błąkała się bez celu...

***

Gdyby nie ból, który nagłą eksplozją omal nie rozsadził jej czaszki, gdy tylko zorientowała się, że grupa dziwnych istot zmierza w tę samą stronę co ona, uciekłaby w przeciwnym kierunku - byle jak najdalej. Próbowała jeszcze zostać w tyle, ale ta dziwna siła, która ją prowadziła, nakazywała pośpiech. Faerith nie mając innego wyjścia dołączyła do grupy z nadzieją, że żaden z pozostałych nie ma złych zamiarów...

***

Od kiedy koty gadają?
Od kiedy księgi gadają?!?


Nerwowym ruchem założyła za uszy swoje kasztanowe włosy, zupełnie zapominając, że odsłania ich spiczasty kształt. Te dziwne istoty w połączeniu z gadającym kotem i księgą zupełnie wytrąciły ją z równowagi. To... coś... ten... owad chyba? też mówił. Ledwie dawało się go zrozumieć, ale mówił z sensem. Chciał do domu, tak jak ona.

Pomieszczenie nie należało do dużych, więc wybrała sobie miejsce jak najbliżej zwierzęcia. Gadający, czy nie, kot - to kot. Zwierzę, czyli coś, co znała z domu... Nie zrozumiała połowy z tego, co powiedział, bo po prostu używane przez niego określenia i nazwy słyszała po raz pierwszy w życiu... ale powoli docierało do niej, że znajduje się w innym świecie a jedynym sposobem na powrót do domu jest udzielenie pomocy tym... dwojgu.

Poczekała spokojnie aż wszyscy powiedzą, co mają do powiedzenia i też zabrała głos.

- Jeśli na koniec odeślecie mnie do domu, dołączę się do wyprawy. Nie mam pojęcia gdzie jestem, to miejsce jest dla mnie zupełnie obce i nie mam pojęcia gdzie jest Automata ani kim jest Heiron, ale mogę na czas podróży zaopiekować się Tobą, Ydemie. Jeśli nie masz nic przeciwko temu, oczywiście.
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein

Ostatnio edytowane przez Viviaen : 29-10-2012 o 09:42.
Viviaen jest offline