Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-10-2012, 18:36   #22
Pinhead
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Lord Meldrum był załamany. Wszystkie jego plany, cały szacunek jaki miał i reputacja w ciągu zaledwie kilku godzin zmieniły się w pył. Na domiar złego jego ukochana córka zniknęła i nikt nie wiedział, gdzie jest i co się z nią dzieje.
Gdyby nie pomóc grupy przyjaciół zapewne popadłby w depresję i apatię.
Tylko dzięki obecności znajomych, jeszcze jako tako się trzymał. Dane przez nich słowo, że odnajdą Rebeccę w znacznym uspokoiło lorda.

Przebieg wydarzeń i tok przeprowadzonego śledztwa sprawił, że nastąpił podział grupy. Lord Vestey pozostał w rezydencji, by rozmówić się ponownie z Mithoffem i młodym Pilckertonem. Reszta natomiast wzięła powóz i ruszyła do siedziby loży “Przebudzenia Eterycznego”

Henry Vestey
Lord Meldrum zamknął się w swoim pokoju i odpoczywał. Służba zaniosła mu miednicę gorącej wody, butelkę koniaku oraz coś do jedzenia. Pokojówki i lokaje uwijali się jak mrówki sprzątając do jakże nieudanym przyjęciu. Lord Vestey miał, więc dużą swobodę i dowolność w przeprowadzeniu dwóch jakże ważnych rozmów.

Na pierwszy ogień poszedł wielkiej sławy pruski hipnotyzer, spirytysta i medium. Lord Vestey zastał go, tak gdzie kazał mu zostać, czyli w saloniku gdzie odbył się seans.
Szlachcic w krótkich słowach przedstawił mu wyniki badań, jakie przeprowadził i zażądał jasnych i precyzyjnych wyjaśnień.
- Drogi lordzie - powiedział von Mithoff, gdy już wysłuchał zarzutów pod swoim adresem. Jego mina mówiła wszystko. Czuł się bezbronny. Jego oszustwo zostało odkryte i widać było, że starannie i uważnie dobiera każde słowo.
- Przyznaję... w swoich seansach wspomagam się substancją o której pan mówi. Nie zgodzę się jednak, by... tego typu praktykę nazwać oszustwem. Jest to substancja przygotowane przez mojego dobrego znajomego, światowej sławy specjalistę w dziedzinie chemii i medycyny, doktora von Lintertropa. Substancja ta to specjalna mieszanka kilku rzadkich i wyjątkowych substancji. Nie stosuje jej, by oszukiwać ludzi. Nie jestem tanim szarlatanem, a jednym z największych europejskich mediów. Substancja ta, a właściwie dym powstały w czasie jej spalania służy mi jako katalizator. Jak pan myśli z czym najczęściej boryka się medium, jasnowidz lub osoba wywołująca duchy? Powiem panu, lordzie. Z niedowiarkami, z ludźmi wątpiącymi. Dziwi się pan, prawda? W czasach, gdy umarli chodzą po ulicach, a wilkołaki i wampiry czają się za każdym rogiem, zwątpienie i niewiara są czymś iście absurdalnym. A jednak, to właśnie tacy ludzie najbardziej przeszkadzają specjalistą mojej profesji. Próby naukowego tłumaczenia zjawisk i procesów stricte metafizycznych prowadzi do tego, że delikatna i krucha osnowa ektoplazmy bywa rozbijana i niszczona. Dlatego też, by ustrzec się podobnych wpadek stosuję metodę... nazwijmy ją subtelnym rozmywaniem wątpliwości. Dzięki temu nawet ludzie wątpiący lub mający ścisłe naukowe umysły, otwierają zmysły na eteryczny świat duchów. Stają się bardziej podatni na głos duchów i ich obecność. Dzięki temu właśnie święcę tryumfy w dziedzinie, którą się param. Dzisiaj, gdy miałem przeprowadzić seans dla tak dużej grupy, musiałem wykorzystać moje świece. W planie miałem zmiękczenie woli odbiorców i przygotowanie ich na nadejście duchowej obecności. Chciałem wywołać ducha, jakieś znanej osoby i zadać mu kilka pytań. Niestety coś poszło nie tak, jak chciałem i nie jestem w tej chwili w stanie wyjaśnić panu dlaczego. Nie wiem co zaszło. Nie wiem dlaczego ujrzeliśmy ducha córki lorda. Nie wiem też kim lub czym była owa macka która ją porwała. Wiem tylko jedno, że to bardzo silna i niebezpieczna osobowość. Groźna i bardzo agresywna i zaborcza. Zanim straciłem przytomność spróbowałem się z nim porozumieć. Jedyne czego doświadczyłem to niezwykle silny opór. Cios psychicznej energii, jaki otrzymałem jest nieporównywalny z niczym, czego do tej pory doświadczyłem.
Wyjaśnienia von Mithoffa brzmiały w miarę wiarygodnie, ale lord Vestey nie mógł się oprzeć wrażeniu, że pruski spirytysta z jakiś względów nadal nie mówi mu całej prawdy. Ostrożność mężczyzny mogła wynikać zarówno z faktu obawy przed wyjawieniem oszustwa, jak i próby ukrycia wszystkich okoliczności nieudanego seansu.
Lord Vestey musiał się dobrze zastanowić, co z tym fantem zrobić i jak poprowadzić rozmowę z Mithoffem, by ten otworzył się przed nim całkowicie.

Niestety nie dane mu było zadać kolejnych pytań Prusakowi, gdyż do saloniku bez pukania wszedł panicz Thomas.
- Oj! - udał zdziwienie - Mam nadzieję, że nie przeszkadzam panom. W sumie bardzo się cieszę, że pana spotkałem, drogi lordzie. Pańscy znajomi już ruszyli, jak się domyślam na poszukiwanie mojej pieprzonej siostrzyczki. Sądząc jednak po kierunku w którym odjechali, nie uda im się to. Zignorowaliście państwo moją ofertę, ale moje wspaniałomyślność każe mi ponownie przedstawić ją panu, drogi lordzie.
Młody Meldrum nie krępował się zagranicznego gościa i przechadzając się swobodnie po saloników opowiadał o tym, co powinno być omawiane w zaciszu gabinetu.
- Ja naprawdę mogę wam pomóc. Wiem o wiele więcej niż wam się może zdawać. W zamian przecież nie chcę, aż tak dużo. Wystarczy przecież tylko podstawić powóz i zabrać mnie w miejsce, które wskaże. Czy ja wymagam tak wiele? Przecież dla pana, lordzie, to mniej niż splunąć.
Przy tych słowach panicz Thomas nabrał śliny w usta i odchrząkując splunął na podłogę zieloną flegmą.
- Niech pan uważa - szepnął von Mithoff - To wariat. Bardzo niebezpieczny wariat. Z nim trzeba ostrożnie.
- I po co pan szepce, drogi hrabio? Ja przecież doskonale wiem, co sobie o mnie myślicie. Po, co więc kurwa udawać i oszukiwać samego siebie.

Lady Kenna Gustaffson, King Bishop, Abraham de la Roche
Było już grubo po północy, gdy trójka bohaterów wyruszyła powozem do siedziby masońskiej loży. Ta mieściła się w samy centrum londyńskiego City, więc czekała ich dość długa podróż przez miasto.
Ulice była praktycznie wyludnione. Jedynie pojedyncze patrole Trupiej Straży przemierzały miasto. Gdzie nie gdzie dostrzec można było biedaków wygrzebujących resztki z kubłów na śmieci i rynsztoka. Niebo zasłaniały ciemno-granatowe, ciężkie chmury. Tuż nad chodnikiem unosiła się rozwiewana i unoszona przez wiatr, szara niczym ołów mgła.
Terkot kół i rżenie koni niósł się głośnym echem po opustoszałych ulicach Londynu.

Po przekroczeniu rogatek City, powóz skierował się w kierunku Smithfield. To właśnie w pobliżu słynnego placu mieściła się siedziba loży.
Niestety grupie nie dane było dotrzeć na miejsce. Okazało się bowiem, że cała ulica jest zamknięta przez policję i Trupią Straż.
Wystawiony na biegu posterunek wskazywał, że wydarzyło się coś niespodziewanego. Dzielnica ta była niezwykle bezpieczna i bardzo dobrze strzeżona, ale także i tutaj zdarzały się przypadki spontanicznego powstania z martwych, czy też ataki wilkołaka, czy też wampira. Ilość i rodzaj zgromadzonych sił sugerował jednak że stało się coś naprawdę poważnego. .
Szybka rozmowa ze strażnikami na rogatce pozwoliła ustalić, że doszło do jakiegoś wypadku w siedzibie loży masońskiej. Posterunkowi nie wiedzieli nic więcej, poza tym, że sprawa podniosła na nogi zarówno szefa Scotland Yard, jak i Trupiej Straży.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline