Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-10-2012, 19:47   #9
Lilith
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
- Pójdziemy go poszukać? - spytał Kevin. Ron i Ari powoli dochodzili do siebie (chociaż ten ostatni był wyjątkowo marudny), więc można ich było zostawić. Ważniejszy był Matt.
Podał rękę Shane. Chwyciła ją wstając. Trochę nią zachwiało, ale otrząsnęła się natychmiast.
- W tym zielsku trudno cokolwiek zobaczyć. - rozejrzała się trochę chaotycznie.
- Tylko go czasem nie wołaj - uprzedził ją na wszelki wypadek. - Nie wiadomo, co się może kryć w pobliżu.
Lub kto, co mogłoby być jeszcze gorsze.
- Bez obaw, nie jestem głupia - fuknęła z lekką obrazą. - A ty nie wymądrzaj się tylko szukaj. Nie znajdziemy go drepcząc w miejscu.
Zmierzyła teren podejrzliwym wzrokiem, a potem nie zastanawiając się wiele, ruszyła ku jednej z kolumn.
- Pomóc ci? - spytał Kevin.
Miał wrażenie, że widział w życiu wyższe kolumny i bardziej gładkie, ale ta też mogła stanowić pewien problem dla kogoś, kto dopiero co stanął na nogi i zrobił kilka niepewnych kroków.

- Dam sobie radę - odpowiedziała obchodząc kolumnę i oceniając czy da radę dobrać się do niej. - Idź go szukać! Nie ma czasu na certolenie.
- Jak masz potrzebę tresowania kogoś, kup se psa - odparł równie uprzejmie Kevin.
- Nie wściekaj się - spokorniała po chwili odwracając do niego twarz. - Przepraszam. Jestem całkiem skołowana. Boję się o niego. Mam jakieś dziwne przeczucie...
Nie dokończyła zdania. Co jest u diabła?! Jeszcze przed paroma chwilami nie miała pojęcia o istnieniu kogoś takiego, jak Matt. Wyskoczył nagle z jej pamięci, jak nie przymierzając królik z kapelusza dopiero, gdy Kevin wypowiedział na głos jego imię. A teraz czuła... nawet nie to, że czuła. Była pewna, że on musi gdzieś tu być. Nie było innej możliwości. Zawsze był. Tylko gdzie było to zawsze, do jasnej nędzy!
Kevin skinął głową i uśmiechnął się. Uniósł kciuk na znak, że wszystko jest w porządku.
Ale nie było. Przynajmniej jeśli chodziło o całą resztę. Też czuł się co najmniej dziwnie. Najgorsze było to, że nie miał pojęcia, co się dzieje.
- Ty pójdziesz górą, a ja doliną? - zacytował słowa, które wzięły się nie wiadomo skąd w jego głowie.
Ruszył na poszukiwania Matta, trzymając się granicy między kamiennymi płytami a roślinnością.

Shannon popatrzyła za oddalającym się Kevinem. Było jej przykro, że tak na niego naskoczyła. Trudno, stało się. Wszystko przez tę cholerną pustkę w pamięci. Irytowała ją. No a poza tym byli goli. Cały czas pilnowała się żeby patrzeć im w twarz, ale nie zawsze się dało. Sama też czuła się niekoniecznie komfortowo w stroju Ewy. Tym bardziej pomoc faceta przy włażeniu na kolumnę była jej ze wszech miar... nie na rękę. Właśnie przymierzała się do trochę ryzykownego wdrapania się w górę, skąd miała nadzieję uzyskać lepszy widok na okolicę, gdy tuż za pozostałością jakiejś ściany wśród zielska mignęła jej jakaś jaśniejsza plama. Zeskoczyła z kamienia, na którym stała i choć miała ochotę popędzić tam biegiem, ruszyła w jej kierunku ostrożnie stawiając kroki. Bieganie boso po nieznanych, porośniętych zielskiem ruinach mogło się źle skończyć.

Szczerze uradowała się, kiedy w jasnej plamie rozpoznała stopy, a po chwili golenie. Stanowczo męskie. Przyspieszyła kroku, a potem przypadła na kolanach do leżącego na wznak mężczyzny. Zbyt wczesna radość. Był przytomny, lecz już wiedziała, że jest z nim źle.
- Matt, co z tobą? - przyjrzała mu się dotykając jego twarzy i czoła. Było zlane potem. - Jesteś ranny? - spanikowała. Nie powinna, bo tego nie znosił, ale spanikowała.
Nie widziała niczego, co mogło spowodować taki stan i to ją przerażało. Ręce jej drżały. Oddychał płytkim urywanym oddechem, usiłując coś powiedzieć. - Co się dzieje Matt?
- Oni... - przerwał. - Reszta... gdzie oni? - Natarczywe spojrzenie przymglonych bólem oczu ponaglało ją do odpowiedzi.
- Są. Żywi i cali - zapewniła go. - Wszyscy tu jesteśmy. Już tu idą. - Odprężył się trochę, lecz nadal spazmatycznie walczył o każdy oddech. Widziała, że ich zauważyli i zaalarmowani śpiesznym krokiem zmierzali w ich kierunku. - Zaraz tu będą.

- Matt... nie - zaklinała kiedy przestał walczyć. Kiedy jego pierś znieruchomiała a życie w oczach zgasło. - Matt, proszę nie zostawiaj nas... Matt... Matt... zaczekaj... Mat, proszę, nie...
Kilka słów, zaledwie kilka ostatnich słów i to spojrzenie, którym ich na koniec ogarnął. Miała je zapamiętać do końca swoich dni. Tylko to im zostało po najlepszym przyjacielu, jakiego kiedykolwiek mieli. Zawsze był z nimi. Przekazał im wszystko co potrafił, dzięki czemu mogli przetrwać. Walczył z nimi ramię w ramię i gotów był za nich oddać życie. I w końcu udało mu się. Cholera, w końcu mu się udało..
Zacisnęła pięści.
Pomścić?
Dobrze. Niech tylko znajdzie jakiś sposób...
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)

Ostatnio edytowane przez Lilith : 30-10-2012 o 20:08.
Lilith jest offline