31-10-2012, 14:30
|
#3 |
| ‘’Oui, oui, plus rapide tigre! Mhmm tak, jesteś zajebisty!’’- cóż w miarę zbliżania się do końca przestała dręczyć mnie swoją XVIIIw. prezencją i stała się zwykłą wyzwoloną dziewczyną jakim stawiałem drinki w ‘’Juggernaut`cie’’ (rockowy bar) lub w ‘’Brain Inteference’’ ( klub amfetamino-sick`o-elektroniczny). Skończyłem na wielkich implantach pośladków. Tak powinien kwitować się każdy wieczorny kurs (tego dnia miałem wyjątkowo dzienną zmianę). Zawiozłem madame na O`Hare i pożegnała mnie po francusku, tym razem wdzięczność była czysto fonetyczna. Papieros, kierunek w dystrykt 10. Home Sweet Purgatorium. Moje pół-pełnoprawne getto. Stu-procentowe GHETTO w oczach niektórych, w tym Brad`a Reid. Dilera oraz mojego poł-przyjaciela. Tak więc uściślając znalazłem się pod Social Project`em , wielkim 35 piętrowym wieżowcu jednym z wielu. Na pokrytym trawą i betonem podwórku z huśtawkami poprzerzucanymi na swoje podtrzymujące belki, oraz bandą małolatów , którzy budzili we mnie strach z racji , że byli nie ośmielił bym użyć na nich mojego laserowego pistoletu. Jego skrzynka z ogniwami galwanicznymi była umieszczona w prawej kieszeni moich bojówek, które nosiłem właśnie tylko z powodu mojej broni. Zaletą broni laserowej był całkowity brak odrzutu, samopowtarzalność, cechująca się punktowością- promień trafiał zawsze w to samo miejsce; ciężko przegonić światło. Ponaddto nieuzbrojony cel doznawał ciężkich poparzeń, które jak wiemy są bolesne. W trybie większej mocy(za który rynkowo dopłaciłem 400$MM), czyli tym ostatecznym, spokojnie mogłem przebić kogoś z bliska. Zabiłem już tak kilka typów, wierzcie lub nie. Alkohol i narkotyki, dziwne spelunki i szalone podszepty chybia skutecznie robią z ciebie zabójcę. Mam stwierdzoną schizofrenie. Da się żyć. Łykałeś tylko tabletki od czasu do czasu i balansowałeś na skraju. Totalnej granicy dwóch światów. Wspierając się narkotykami z grup amfetamin i alter-ego. Staję w brudnym przedsionku poskładanym z odpadających płyt ściennymi z forte-plastiku oraz LED`wo podświetlanymi reklamami zginającymi się co trzydzieści sekund w harmonijkę by (jak było w momencie czaso-przestrzennym mojego bytowania na tej klatce) zobaczyć reklamę nowego filmu z Batmanem. Pod windą czeka latynoska dziewczynka. Mówi mi ‘’Dzień dobry proszę pana’’. Odpowiadam ‘’Dzień dobry mała’’ starając rozwiać bezosobowe kontakty międzyludzkie. Wysiada na 13 piętrze, ja robię to na 23. W między czasie spotykam pulchną matkę dwójki dzieci z ciastem dla sąsiadki. Kolejny plus ‘’getta’’ przodujący nad zamkniętymi dzielnicami graczy golfowych. Pukanie budzi psy. Małe i w dalszej części lewego korytarza, duże. Brad, mówię otwórz na litość boską, lub Boską. Słysze rap. Czarny rap, chociaż Brad jest w połowie izraelskim Żydem , a jego ojciec szkotem z długą tradycją rodzinną w Royal Air Force. Nadal kontynuuje tradycje przodków zbierając modele do sklejania oraz w moim mniemaniu fajniejsze, bo dające obejrzeć się z różnych perspektyw (w tym nowoczesnym znaczeniu) hologramy takiego np. Spitfire`a. Otwiera. Ma nos żydka i rudawo-szatynowe włosy. Usta dość wąskie i wiecznie wpierdol-gotowe. Wchodzę. Klitka , dość czysta w przedpokoju ; siedlisko bałaganu w pokoju sypialniano-komputerowo- mieszkalnym. Reid nazywa to jego własnym Sheolem, choć stara czuje się bardziej dumny z męskiego drzewa genologicznego. Kocha jednak swoją matkę dobrą kobietę , która została w Izraelu i przysyła listy tradycyjną metodą, którą małolaty nazywają już starożytną. Siadamy w kuchni. Dzielił towar. Ma już przygotowane pakieciki anty-statyczne - do takich nie przykleja się towar co jest dobre. Klienci myślą (tacy głupi a uważający się za kogoś z getta jak ja to mówię), że nie są oszukiwani a dostają działkę z niedającym się odróżnić siarczanem tetrokatynonu, który jest tańszy i daje efekty stymulujące porównywalne z takim Jemeńskim Khatem z którego utrzymuje się większość Jemeńskich rodzin. Tak więc Brad nawet robiąc ich w chuja jest dobrym wujkiem. Dlatego ma klientów , a ‘’ludzie’’ przywożą mu co nuż nowe partię. Brad nie bierze. Jest na to za twardy, pije tylko szkocką, rzecz jasna. Pytam się go w czym rzecz. -Rzecz w tym, pewien za duży nos- czyli karygodny ćpun nie mający miejsca w naszym idyllicznym society- nie oddaje mi pieniędzy. Pytam go czy jest głupi. Patrzy na mnie zabójczym wzrokiem, nasze obłąkanie musiało mijać się na jakiś poziomach w kręgach wariatkowa Dantego. -Zrozum idioto. Nie dawałem jednemu gościowi w kredki i nie grał mi na nosie kradnąc dziesiątkę za dziesiątką. Przysyłał za to nowych śmieci, cała akcja wydarzyła się z dwa razy. W tym rzecz, że małolaty łaziły od miesiąca. Brad już wiedział , ‘’ludzie’’ nie musieli mu tego mówić. Trzeba sprzątnąć śmiecia zanim zbytnio nie zawiruje. Ja uważałem go za idiotę. Niby dobrze ‘’dopieszczał szczura’’, ale na ludziach nie znał się zbytnio. Myślę , że po prostu dobry wujek chciał być zbyt dobry.
Ostatnio edytowane przez Pinn : 31-10-2012 o 14:33.
|
| |