Gdy nastąpiło uderzenie o ziemię, kabinę windy wypełnił potworny hałas i huk. Zgrzyt metalu przemieszał się z krzykiem i jękiem pasażerów. Nastała głucha niepokojąca cisza.
W ciemnościach jakie panowały trudno było stwierdzić, kto zginął, a kto przeżył upadek.
Aleksandra Weiss czuła pulsujący ból w lewym barku. Nie ruszała się, gdyż złamany obojczyk mógł się w każdej chwili przemieścić i spowodować jeszcze tylko większe obrażenia.
Robert Margolis leżał przygnieciony czyimś ciałem. Ciało było niezwykle ciężkie i nie ruchome. Sam
Robert nie czuł swoich nóg i ten fakt paraliżował jego myśli.
Cisza trwała i kuła w uszy.
W niewielkiej powykręcanej w skutek uderzenia kabinie, unosił się ciężki i duszący zapach śmierci.
Jasny promyk światła wdarł się do kabiny, gdy ktoś po drugiej stronie rozsuwał drzwi windy za pomocą specjalnego rozwieraka.
- Szybko nosze! - krzyknął mężczyzna, który jako pierwszy wsunął głowę do środka - Dwie osoby żyją. Szybko
Aleksandra Weiss i
Robert Margolis ucieszyli się w duchu z faktu, że nadeszli ratownicy. Jednak widok powykręcanych ciał współpasażerów leżących na podłodze uświadomił im jakie mieli szczęście.
Ratownicy wynosili na noszach kolejnych pasażerów z feralnej windy.
Z siódemki pasażerów tylko dwójka przeżyła. Tylko dwójka z nich będzie mogła opowiedzieć o tym, co się stało. Tylko dwójka z nich będzie mogła odpowiedzieć na pytanie, co spowodowało śmierć starszego mężczyzny, który poza dziurą w czaszce nie miał innych obrażeń.