Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-11-2012, 17:36   #8
Pietro
 
Pietro's Avatar
 
Reputacja: 1 Pietro jest na bardzo dobrej drodzePietro jest na bardzo dobrej drodzePietro jest na bardzo dobrej drodzePietro jest na bardzo dobrej drodzePietro jest na bardzo dobrej drodzePietro jest na bardzo dobrej drodzePietro jest na bardzo dobrej drodzePietro jest na bardzo dobrej drodze
Te sny, wizje, czy czymkolwiek w istocie były coraz mocniej odbijały się na jego nerwach. Nie wystarczyło, że z nocy na noc pojawiały się w nich dodatkowe szczegóły, teraz przyszła pora na inne istoty. Naprawdę ogarniał go obłęd? Kiedy obudził się poprzednio, granica między snem a jawą zatarła się niemal całkowicie. Był wręcz pewien, że w łóżku zamiast jako człowiek leży pod postacią wilka. Wyostrzony węch wychwycił zapachy potraw gotowanych w mieszkaniach sąsiadów, futro dawało tak przyjemne ciepło, zęby przypominały szable kiedy przejechał po nich jęzorem.

Dopiero wtedy coś jakby rzuciło go w objęcia rzeczywistości. Dźwięk budzika, toaleta, śniadanie, droga do pracy. Wszystkie punkty porannej rutyny odhaczone z wręcz chirurgiczną precyzją. On jeden stanowił element nie podobny do znajomego obrazka. Jego myśli nadal wędrowały ku miejscom odległym i mrocznym. Tak wiele pytań, tak niewiele odpowiedzi.

Kogo miał odnaleźć? Tego chłopca Akamu? Nawet gdyby jakimś niewyjaśnionym sposobem duchy miały zesłać na niego wiedzę pozwalającą mu rozwiązać tą zagadkę, efektem byłoby tylko więcej pytań. Dlaczego on, dlaczego teraz? W myślach znowu mignął mu obraz kliniki odwykowej, dokładnie ten sam który jeszcze niedawno widział w bocznym lusterku auta. Nawet myśl o nim wystarczyła by wywołać ciarki na jego plecach.

Niewiele brakowało, a zawyłby zupełnie jakby nad głową zawisł mu właśnie księżyc w całym swym majestacie. Jego dłonie zacisnęły się na kierownicy z taką siłą, że niemal jednocześnie wszystkie kości wydały z siebie charakterystyczny trzask.

Wtedy nadeszła ta niebywale kojąca chwila. Zdenerwowanie zaczęło odpływać, zupełnie jakby zmyte zwykłą wodą. Serce stopniowo zwalniało, do momentu w którym jego uderzenia przypominały miarowe, donośne uderzenia bębnów. Wszystkie myśli zaczęły blaknąć. Z czasem pozostały tylko proste barwy, ledwie zauważalne szczegóły. Umysł zupełnie jakby posiadając własną świadomość, samoistnie pokazał mu to co w tej chwili było najważniejsze, to co jeszcze miało jakiekolwiek znaczenie.


Dopiero po przerwie wypełnionej niczym prócz ciszy rozległo się jedno pytanie - a jeśli starał się zbyt mocno? Ostatnimi czasy miał wrażenie, że na każdym kroku z czymś walczył, osoby, sprawy, uczucia ... wizje. W zadziwiająco prosty sposób tracił zmysły na własne życzenie. Dawno już mógł wziąć te sny za to czym naprawdę były, przestać ignorować znaki. Udawać zwykłego człowieka, jednego z setek otaczających go na co dzień. Przecież on nawet nie był jednym z nich! Być może nawet Tani przestałaby zachowywać się w taki sposób gdyby sam nie atakował jej przy każdym choćby niewinnym pytaniu dotyczącym rodziny.

Miał czym zająć myśli w trakcie drogi na posterunek, z pewnością dlatego ta umknęła niepostrzeżenie. Otoczony grupą pracujących w pocie czoła funkcjonariuszy i wszechobecną pracą nie miał już czasu na dłuższe rozmyślania. Wpierw w jego dłonie wpadły dokumenty przekazane przez Van Vlecka. Od samego początku wiedział z jakim człowiekiem miał do czynienia. Przeglądając jednak zdjęcia praktycznie nagiej matki, której zapłakana twarz nadal gościła w jego myślach, najchętniej rozerwałby go na strzępy. Szkoda tylko, że ta sama kobieta ledwie kilka dni temu podczas ich ostatniego spotkania nie miała większych skrupułów przed zatajeniem tak wielu faktów z jej życia. Nie mógł powiedzieć, by był zaskoczony zważywszy na to czego dowiedział się z lustrowanych dokumentów. Widać ich spotkanie na posterunku będzie jednak nieuniknione.

Wezwanie na uniwersytet z pewnością nie pomogło. Niemal każdego dnia Pocałunek Kanaloa wyrywał życie z czyjegoś ciała. Z jakiegoś jednak powodu ludzie nadal sięgali po niego niemal bez żadnych oporów. Jak mieli z tym walczyć? Nie istnieją na tej planecie istoty tak lubujące się w niszczeniu swej własnej rasy. Obrona ich przed nimi samymi naprawdę stało się obowiązkiem Garou? Jakby tego było mało musiał wpaść na Tani, co gorsza w towarzystwie osób związanych z rodziną. To nie mógł być dobry znak. Samuel od razu skojarzył zamieszanie na posterunku sprzed kilku dni. Chodziło o wymuszenie w Japońskim Mieczu. Wystarczyło przypomnieć sobie kilka wspomnianych przez funkcjonariuszy nazwisk, by szybko połączyć wszystkie fakty. Naprawdę wolałbym, żeby choć ta jedna rzecz nie wymknęła się spod kontroli.

Docierając na uniwersytet obaj wiedzieli już czym mają się zająć. Kahua nie czekając dłużej postanowił dowiedzieć się możliwie jak najwięcej od opiekuna grupy. Nigdy nie przypuszczałby jednak co będzie czekało na niego w biurze profesora Kaewe.

Ledwie zdążył zadać jakiekolwiek pytanie, a dziwne urządzenie leżące na biurku wykładowcy zaczęło wydawać z siebie dziwaczne dźwięki. Niemal instynktownie skrzywił się kiedy do jego uszu dotarła kakofonia trzasków i szumów. Dopiero kiedy pośród drażniących dźwięków zaczął wyłapywać słowa układające się w rozpaczliwe błaganie jego twarz wygładziła się. Zupełnie jakby w przeciągu sekund całkowicie skamieniała.

Czy istniał choćby cień szansy, że to co właśnie zobaczył i usłyszał mogło być przypadkiem? Nogi postanowiły cofnąć się o krok jakby wiedząc zbyt dobrze, by tracić czas na pytanie go o zdanie.

- Co do ... ?! - Zająknął się jak zahipnotyzowany spoglądając w przestrzeń gdzie jeszcze przed momentem widniał tajemniczy obraz. - Co to było?
 
Pietro jest offline