Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-11-2012, 09:23   #26
Pinhead
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Nad metropolią rozciągało się czarne zachmurzone niebo. Większość mieszkańców spała bezpiecznie w swoich łóżkach. Większość, co nie znaczy wszyscy.
Byli i tacy, którzy czy to z własnej woli, czy też z obowiązku nadal przemierzali ulice Londynu.
Ulice które zazwyczaj były niebezpieczne, ale tej nocy śmierć i groza zbierały na niej niezwykle obfite żniwo.

Henry Vestey
Po rozmówieniu się zarówno z von Mithoffem, jak i młodym Pilckertonem, lord Vestey zdecydował się skorzystać z propozycji szalonego syna Meldruma.
Widząc lorda Vasteya, który z własnej woli zbliża się do niego, Thomas wprost promieniał radością.
- Jak mniemam lordzie, skusiła pana w końcu moja propozycja. Nawet nie wiem pan, jaką radość mi pan tym sprawił. To pod którym murem będzie czekał powóz.
Lord Vestey odpowiedział krótko i rzeczowo, jak to miał w zwyczaju:
- Powóz czeka przed wejście.
- O! A to ci dopiero niespodzianka. Już pana lubię, drogi lordzie. Noc jeszcze młoda, mam więc nadzieje, że będziemy mieli okazję się bliżej poznać.
O dziwo w zachowaniu Thomasa Meldruma, poza jego zwyczajowo nieprzyjemnym i dwuznacznym uśmieszkiem, nie było nic co Vestey mógłby poczytać za jakikolwiek objaw szaleństwa, który tak ochoczo wszyscy przypisywali młodemu paniczowi.

Służba była tak zdziwiona postępowaniem lorda Vesteya, że nawet nikt nie miał odwagi o cokolwiek zapytać, a tym bardziej zabraniać czegokolwiek.
Obaj mężczyźni wsiedli do powozu i odjechali w kierunku wskazanym przez Thomasa.

Przejazd przez miasto okazał się wcale nie taki prosty, jak się wydawało. Ulice były puste i hulał po nich jedynie zimny północny wiatr, ale natrafili na dwie blokady Trupiej Straży. Okazało się bowiem, że tej nocy umrzyki były wyjątkowo aktywne i w kilku miejscach trzeba było poddać kwarantannie całe domy, a nawet ulice.
- Dużo ścierwa coś za światów powraca - wtrącił Thomas przy drugiej blokadzie - Obawiam się, że to dopiero początek. Te pieprzone chmurzyska wiszą nam nad głowami, niczym katowski topór. Słyszałem, że jak w końcu spadnie deszcz to będziemy mieć nie lada kłopoty. Nawet von Mithoff mówił to mojemu papie i zalecał wyjazd z miasta. Pan się nie obawia, lordzie nadchodzącej przyszłości?

Gdy w końcu powóz zatrzymał się przy niepozornej kamienicy Thomas Meldrum wyskoczył z niej niczym poparzony. Zaśmiewał się przy tym w głos i podskakiwał, jak mały chłopiec.
Vestey wyszedł za nim i zdążył jeszcze zauważyć, jak młody Meldrum znika w zaułku pomiędzy budynkami. Henry kazał zaczekać woźnicy, a sam udał się za swym przewodnikiem.
- No szybciej, lordzie. - poganiał chłopak stojąc przy schodach prowadzących do wejścia dla służby.
Gdy w końcu lord stanął obok niego, Thomas zapukał w charakterystyczny sposób i odsunął się od drzwi. Po chwili te otworzyły się i stanął w nich wysoki mężczyzna o aparycji portowego zabijaki.
- O panicz Meldrum! - zawołało radośnie chłopisko.
- Witaj Jeff - odparł Thomas.
Mężczyźni uściskali się, jak serdeczni przyjaciele.
- A to kto? - zapytał odźwierny, spoglądając na Vesteya.
- Pozwól drogi Jeffie, że ci przedstawię mojego serdecznego przyjaciela. To znany w cały City dziwkarz, kokainista i pijak lord Henry Vestey. Drogi lordzie, a to Jeff, a właściwie Jeffrey “Szczerba” O’Sulivan, znany w całej Irlandii i Szkocji łamignat i doliniarz, a obecnie ochroniarz tego jakże zacnego przybytku rozkoszy.
Jeff O’Sulivan wyciągnął dłoń na powitanie, a w jego oczach było coś co mówiło Vesteyowi, że nie zniesie on sprzeciwu.
Po oficjalnym powitaniu Thomas zapytał:
- A powiedz mi czy nie widziałeś tutaj dzisiaj mojej puszczalskiej siostrzyczki. Ten kurwiszon zrobił rejwach na swoim urodzinowym przyjęciu i raczył zniknąć. Mój papa strasznie się o nią martwi, jak zwykle z resztą i wysłał mnie i lorda Vesteya na poszukiwania. Zakładam, że właśnie tutaj zadekowała się ta mała ladacznica.
- Przykro mi drogi lordzie, ale niestety nie pomogę panu. Dopiero, co zacząłem szychtę więc nie wiem, czy pana siostra była tutaj. Zapytajcie w środku. Jeżeli była, to na pewno ktoś ją widział.

Wnętrze “Perły Albionu” przynajmniej na pierwszy rzut oka robiło nie lada wrażenie. Wzorzyste tapety na ścianach, perskie dywany i pozłacane kandelabry zwisające ze ścian. Już od progu obu dżentelmenów przywitał wystrojony w liberię lokaj podający szampana. Towarzystwo, jakie przechadzało się po sali lub siedziało w lożach także było pierwszej klasy. Vestey zauważył, że jest to w większości arystokracja. Na dodatek z samych znamienitych rodów. W jednej z lóż siedział nawet sam sekretarz rady miasta.
Jednak dokładniejsze spojrzenia burzyło, ten jakże idylliczny obraz. Dywany były powycierane i z licznymi plamami, czy to po winie, czy po popiele z cygar, tapety odłaziła w wielu miejscach i była tylko prowizorycznie podklejana. Obsługa również przy uważniejszym badaniu traciła na majestacie. Liberie były pogryzione przez mole i przetarte, a sami lokaje wyglądali jak żywce wycięci z kroniki kryminalnej. Po kątach leżały półnagie pijane i naćpane dziwki o przekwitłej urodzie.
- Thomas! Thomas mój kochany. - zapiszczała jedna z nich na widok młodego Meldruma.
Po chwili wisiała mu już na szyi, obcałowując i głaszcząc po policzkach. Dość szybko dołączyła do niej druga i trzecia. Wkrótce otoczony wianuszkiem kobiet Thomas kierował się już w stronę jednej z lóż, kompletnie zapominając o obecności Vesteya.

Henry przez kilka chwil rozglądał się po sali. Lustrując zarówno teren, jak i gości. Niedbałym gestem odpędzał dziwki, które mu się nachalnie narzucały.
W pewnym momencie zauważył stojącego przy jednej z kolumn mężczyznę, który wydał mu się znajomy. Zastanawiał się przez jakiś czas, skąd zna tą twarz. Dopiero, gdy spojrzenia obu mężczyzn się spotkały, Vestey doznał olśnienia.
No, tak!
To przecież był ten sam człowiek, którego widział na przyjęciu jak wchodził z Rebecca na górę. Mężczyzna ów także rozpoznał Vesteya i w momencie zaczął uciekać w kierunku schodów.
Henry rzucił się za nim, ale tam ten miał zbyt dużą przewagę. Gdy Vestey był dopiero na podnóża schodów, uciekinier wchodził już na taras. A tam na Vesteya czekało już dwóch ochroniarzy broniących dostępu na piętro.
Lord stanął przed trudną decyzją, co dalej robić.

Lady Kenna Gustaffson, King Bishop, Abraham de la Roche
Po rozmowie z funkcjonariuszem Trupiej Straży, cała trójka naradzała się przez chwilę. Robiło się coraz zimniej, a na domiar złego ulicami zaczęła się snuć gęsta mgła. Wydawało się, że aby czegokolwiek się dowiedzieć, trzeba dostać się do środka. Pytanie tylko jak to zrobić i jak pozostać nie zauważony. Jedynie Bishop miał na sobie strój w który mógł ujść uwadze śledczych.
Rozważania te zostały dość nagle przerwane, bowiem z bramy przyległej do budynku siedziby loży wyjechał właśnie czarny parowy powóz. Dokładnie taki sam, jaki opisywał sługa lorda Meldruma.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline