Walka na szczęście szybko się skończyła... Poszło niemal zbyt łatwo. Świat wyglądał dziwnie. Działy się rzeczy jak ze snu, pokręconego, męczącego koszmaru, z którego obudzi się zmęczony, jakby całą noc nie spał... Najchętniej położyłby się i poczekał na przebudzenie. Potem pewnie byłoby śniadanie... Poczuł się głodny i zmęczony, i pewnie zostałby tutaj, gdyby nie te figury... Nie chciał na nich patrzeć. Najpierw Asz, teraz oni, czy może on też niedługo...? Musiał przestać na to patrzeć i przestać o nich myśleć. Może jak pójdą na plażę to tam będzie weselej. Może będą tam inni i powiedzą mu o co chodzi. Ze zwieszoną głową, pilnie wpatrując się w czubki swoich butów, tak by nie patrzeć na nic innego, odwołał Soggyego i ruszył za Mai.
__________________ Cogito ergo argh...! |