Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-11-2012, 20:35   #9
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ciszę przerywaną spokojnymi oddechami przerwało pikanie budzika.
- Już? - mruknął John. - Dzień dobry, skarbie.
Ucałował Kianę i niezbyt chętnie wysunął się z obejmujących go ramion.
- Pora wstawać? - W głosie dziewczyny trudno było doszukać się zachwytu. - A gdzie śniadanko do łóżka?
- Rozpuszczona dziewuszka - zażartował John. - Starczy grzanka i kawa? - spytał.

Śniadanie jednak zjedli wspólnie - razem z Aukele, która zdecydowała, że nie zamierza wylegiwać się do samego południa.
- Hej, mówią o “Japońskim Mieczu” - powiedziała nagle Kiana, która zamiast bawić gościa rozmową zapoznawała się z lokalnymi wiadomościami. - Moani, zrób głośniej, proszę.


- Za chwilę pokażemy państwu - mówiła Mia Kaewe, prezenterka programu Hawaii News - film nakręcony telefonem komórkowym przez jednego z naocznych świadków tego zajścia.

- Jakieś stary rupieć, a nie telefon komórkowy - mruknęła Kiana, gdy relacja się skończyła. - Niezbyt dobrze widać.
- Lepsze to, niż nic - powiedziała Aukele. - Te urocze buziuchny można bez problemów rozpoznać.
- Tak jak mówiłaś - brzydkie, łyse, tępe pyski z połamanymi nosami - stwierdziła Kiana. - Ciekawe, czy na YouTube pojawią się inne filmiki.
- A wiecie - powiedziała nagle Kiana - coś sobie przypomniałem, jak na to patrzyłam. Ten typek, który zabrał mi medalik, miał na ręce jakiś tatuaż. Mnóstwo liter w każdym razie i taka jakaś dziwna reszta. Zapamiętałam C O E M C K U X P Y. Z pewnością nie w takiej kolejności, ale C na pewno występowało dwa razy.
- Szkoda, że na tym filmiku tego nie widać. Ale z pewnością inni też coś zauważyli i powiedzą policji - stwierdziła Kiana.
John chwilowo nie zabierał głosu w dyskusji. Zastanawiał się, czy oryginał jest bardziej wyraźny, i czy da się na podstawie tego filmiku stworzyć portrety sprawców.


- Jeszcze raz wam dziękuję. - Aukele uściskała najpierw Kianę, potem Johna. - I przepraszam za kłopoty.
- Nie żartuj - powiedział John. - Jakie tam kłopoty?
Mówił całkiem szczerze. Jedynym ograniczeniem była konieczność ograniczenia pewnej swobody rankiem.
- Żaden kłopot - potwierdziła Kiana. - Ze spokojem mogłaś u nas gościć dłużej.
- Kochani jesteście. - Aukele pomachała im jeszcze wsiadając do taksówki i pojechała.

Pół godziny później oni również szykowali się do wyjścia.
- Zawieź mnie tylko do domu - poprosiła Kiana - i nie czekaj na mnie. Nie muszę być tak szybko w pracy.

- Dzień dobry, pani Cramer - powiedział John.
- Dzień dobry - dorzuciła Kiana, nakładając kask.
- Dobry, dobry - odpowiedziała nieco zgryźliwie sąsiadka. Z tonu wyraźnie wynikało, że ranek byłby lepszy, gdyby nie obecność osób jeżdżących na hałaśliwych maszynach.

Po odwiezieniu Kiany John dotarł do pracy na tyle szybko, że mógł jeszcze ze spokojem przejrzeć materiały potrzebne na dzisiejsze spotkanie.
Nigdy nie lubił tych nasiadówek. Dużo gadania, prawdę mówiąc o niczym, bo sukcesów było jak na lekarstwo. Ale trzeba się było podzielić - jeśli nie osiągnięciami, to zastosowanymi metodami, powodami braku sukcesów, planami na przyszłość. I wysłuchać, co mają do powiedzenia inni.

Na szczęście tego dnia John nie miał żadnych wykładów i mógł ze spokojem zająć się swoją pracą.


SMS z propozycją spotkanie stanowił pewne zaskoczenie. Chociaż znali się z Ryozo Sakamoto od dość dawna, to jednak na gruncie prywatnym się nie spotykali.
“OK. 14.45” wystukał i wysłał.


Rozmowa była krótka. Zostało dosyć czasu, by przed odebraniem Kiany z pracy, John zdążył zamienić kilka słów z Colinem Andersonem.
Wieści otrzymane od Colina były dobre i równocześnie złe. W “Mieczu” były co prawda zainstalowane kamery, monitorujące wnętrze lokalu, ale jakimś dziwnym trafem nie były włączone. Co, jak się okazało, było standardową procedurą, nastawioną na “ochronę prywatności gości lokalu”. Za to udało się zdobyć kilka ładnych odcisków palców, bowiem o takim czymś jak rękawiczki ci, co napadli na “Miecz” zapewne nie słyszeli.
- W naszej bazie ich nie ma - oznajmił Colin. - A z kontynentu, zanim sprawdzą, minie trochę czasu. W każdym razie ci goście po raz pierwszy wystąpili na naszym terenie. A wiesz... portrety pamięciowe, przesłuchanie świadków, to ładnie potrwa. Setka osób, a co zeznanie to inna wersja. A ten filmik
- A o tatuażach wiecie? - spytał John.
- Wiemy, ale dość mgliście - odparł zagadnięty. - Garstka liter i coś tam jeszcze..
- Aukele też niewiele pamięta - potwierdził John.
- Mam nadzieję - powiedział nagle Colin - że nie masz zamiaru szukać sprawiedliwości na własną rękę.
- Ależ skąd - zapewnił go John. - Nie widzę siebie w roli Batmana, Spidermana czy Iron Mana. Nie będę się włamywać do bazy FBI i tak dalej. Wymierzanie sprawiedliwości pozostawiam w rękach odpowiednich organów. Poza tym liczę na to, że staniesz na wysokości zadania.
Colin zamruczał coś niewyraźnie.
- To nie była ironia - stwierdził John.
- Wiem, wiem - odparł Colin. - Ale nie masz pojęcia, ilu ludzi ma do nas pretensje o najrozmaitsze sprawy. Jak będę coś wiedzieć, to dam znać.


***

Wtorkowy wykład John rozpoczął nieco nietypowo - od zademonstrowania sztucznej ręki sterowanej głosem.
Tym razem zdecydowana większość studenckiej braci porzuciła myśli o odsypianiu nocnych rozrywek i z zainteresowaniem wysłuchali rozważań na temat zastosowań maszyny Boltzmana do tworzenia programów OCR i w programach służących do rozpoznawania mowy.
Najciekawszy jednak wykład nie mógł konkurować z występem Garry’ego Coopera.

John włączył kamery, które zwykle służyły do kontrolowania uczciwości studentów podczas różnego rodzaju sprawdzianów umiejętności, choć był to gest nieco spóźniony, a potem pospieszył sprawdzić, co się dzieje z Garrym.
Niewiele mógł pomóc komuś, kto leżał na podłodze, wstrząsany drgawkami i tocząc pianę. Na epilepsję to nie wyglądało, przez tą pianę właśnie. Przynajmniej John o czymś takim nie słyszał. Sanitariusz zresztą potwierdził te podejrzenia. I udzielił rady, z której John bez wahania skorzystał.
- Proszę państwa - powiedział, gdy nosze opuściły salę wykładową, a zbici w grupki studenci obu płci omawiali zaistniałą sytuację. - Na dzisiaj koniec zajęć. Proszę przed wyjściem podpisać się na liście leżącej na stole.
Lista była, bowiem John chciał wiedzieć, kto powinien chodzić na jego zajęcia. A że obecności raczej nie sprawdzał, to już była całkiem inna sprawa. Pamięć miał dobrą i wiedział, kto na zajęcia chodzi, a kto nie. Poza tym zdanie egzaminu zależało nie od tego, ile razy kto się pojawił na zajęciach, a od tego, ile kto miał w głowie i jak potrafił to wykorzystać.
Gdy ostatni student zniknął za drzwiami Jonh wyłączył kamerę, zabrał dysk z zapisem, listę obecności i rzeczy Garry’ego, by zanieść je do sekretariatu, gdzie nie tylko mógł sporządzić raport z zajścia, ale i skopiować wszystko, tak na wszelki wypadek.

Godzinę później siedział w swoim gabinecie, zastanawiając się nad słusznością ponurych przewidywań rektora, Brada Wilsona, który przewidywał może nie koniec świata, ale nalot policji, która będzie wścibiać długie nosy we wszystkie kąty i zakłócać pracę.

Gość, który odwiedził Johna, nie był jednak przedstawicielem tego zawodu. Michael Jacobs miał z policją tyle wspólnego, co każdy porządny obywatel, czyli niemal nic. I nie sprowadzała go chęć porozmawiania o porannym wypadku, tylko sprawa “ukochanego dziecka” Michaela - rzutnika hologramów. Jego był pomysł, nie on jednak zajmował się wykonaniem modelu, bowiem o ile teoretykiem Michael był wspaniałym, o tyle z praktyką miał niewiele wspólnego. Za to nieodparcie wierzył w umiejętności Johna, od czasu, gdy ten uruchomił bez większych problemów zepsuty samochód Michaela.
- Muszę to mieć na poniedziałek - powiedział ponuro Michael, stawiając na biurku Johna przedmiot przypominający nieco dolny fragment rakiety kosmicznej - ten z licznymi dyszami, tyle że odwrócony do góry nogami.
Cudowne dziecko Michaela wyświetlało dużo lepsze hologramy, niż wyświetlał R2D2 i niemal dorównywał jakością holoprojektorom z “Pamięci absolutnej”.
Z pewnością marzeniem Johna nie było babranie się w elektronicznych bebechach, ale w końcu... co mu szkodziło spróbować.

Widać był to dzień na gości, bowiem ledwo za Michaelem zamknęły się drzwi próg przekroczył przedstawiciel policji, detektyw Kahua.
Widać Kahua miał na rzutnik dobroczynny wpływ, bowiem ledwo detektyw usiadł, urządzenie zaczęło działać, wbrew temu, co wcześniej mówił Michael. A na dodatek przemówiło, co - jeśli John się dobrze orientował - nie leżało w założeniach związanych z jego funkcjonowaniem.

- A już chciałem spytać, jak pan to zrobił - John odpowiedział na pytanie policjanta.

Oczy detektywa momentalnie skupiły się na sylwetce rozmówcy. Jego mina nie zmieniła się ani odrobinę nadal przypominającą wyciętą z litej skały maskę. Tylko oczy zdradzały jak wiele skrywał za tą fasadą.

- Ten przedmiot zareagował na moją obecność, to nie mógł być … - urwał jakby nagle coś sobie uświadamiając. - Czym jest to urządzenie?

- To taka mała maszynka do wyświetlania hologramów - wyjaśnił John. Nie sądził, by to słowo musiał wyjaśniać swemu rozmówcy. - Dokładniej - zminimalizowany rzutnik obrazów trójwymiarowych. Doskonalsza wersja tego, co można oglądać w kinach. O... jeśli oglądał pan może serial “Kości”. Tam mają coś takiego. Jest tylko jeden problem... Nasze urządzenie było zepsute.

- Zepsute - powtórzył po wykładowcy, ale jego głos był nieobecny, zupełnie jakby jego uwaga skupiła się wokół czegoś innego. - To co widzieliśmy i słyszeliśmy, rozumiem, że to wasze dzieło?

John pokręcił głową.
- Naszym dziełem, a dokładniej naszej naszej uczelni, jest to urządzenie. Natomiast z obrazem, który widzieliśmy, nic nie mam wspólnego. Gdyby działało... - John wyciągnął z rzutnika mały dysk. - Tu pisze “Wazy z epoki Ming”. Nie zajmujemy się programami rozrywkowymi ani przyrodniczymi. FIlmy przygodowe czy fantasy w 3D to też nie nasza specjalność, a to wyglądało zdecydowanie na to ostatnie.

- Jakim cudem zepsute urządzenie wyświetla obrazy - “te obrazy” dopowiedział w myślach - z dysku, na którym pana zdaniem powinno znaleźć się coś zupełnie innego? - Zacisnął zęby z taką siłą, że rozległ się donośny zgrzyt. - Nie trzeba być technikiem by dojść do wniosku, że to bardziej niż niemożliwe.

- Gdybym nie zobaczył na własne oczy, to bym nie uwierzył - powiedział John. Nieco niezgodnie z prawdą, bowiem widywał już dziwniejsze rzeczy, i to bynajmniej nie w pijanym widzie. - Proszę samemu sprawdzić. - Podsunął detektywowi urządzenie. - Proszę spróbować włączyć.

Być może obsługa holorzutnika mogła się wydać laikowi skomplikowana, ale tylko skończony analfabeta nie wiedziałby, w jaki sposób urządzenie się włącza.

Odebrał przedmiot i obejrzał dokładnie, dopiero kiedy skończył oględziny postanawiając go uruchomić. Jak łatwo się domyślić nie przyniosło to żadnego rezultatu. Odłożył je i wykorzystując obie dłonie przygładził włosy jednocześnie upewniając się, że misternie związany kok nadal pozostaje na swoim miejscu. O dziwo tych kilka prostych gestów zdołało nieco go uspokoić.

- Jeśli wolno spytać, kto jeszcze ma dostęp do tego hologramu i pańskiego gabinetu?

- Wolno, oczywiście. Ta maszynka pojawiła się tutaj, na moim biurku, ze dwie minuty przed pana przyjściem. Może nawet minęliście się na korytarzu z Michaelem Jacobsem. To on przyniósł ten aparacik i on może więcej powiedzieć na jego temat. Nawet za dużo powiedzieć, bo to jego pasja. On to, można by rzec, wymyślił. Nie powiem jednak, kto zrealizował projekt Michaela.
- Wszystko powstało dla potrzeb wydziału archeologii - dodał John. - Oczywiście może mieć przeróżne zastosowania.
- Jeśli chce pan z nim porozmawiać, to można go znaleźć w budynku C, pokój 1024.

- Rozumiem - Samuel uśmiechnął się delikatnie i wziął większy wdech. - Tymczasem zdaje się, że mocno zboczyliśmy z tematu. Ostatecznie spotkaliśmy się z dużo poważniejszych powodów niż dziwne zachowanie urządzeń elektronicznych, te i tak mają w zwyczaju żyć własnym życiem - skrzywił się jakby nie żywił zbyt ciepłych uczuć ich względem, po czym przeszedł do sedna. - Co mógłby powiedzieć mi pan o tym chłopcu, który zasłabł na zajęciach?

- Zesłabł, to dużo powiedziane. - John skrzywił się. - Z tego, co wiem, a raczej się domyślam, nie chodziło o zatrucie pokarmowe czy też skutki nadmiernego wysiłku umysłowego. Powiedziałbym, że zażył jakieś świństwo, ale nie jestem specjalistą. Ratownicy to samo sugerowali. Tak delikatnie...
Zamilkł na sekundę.
- Teraz tak... Oto - wyciągnął kartkę z szuflady - lista obecnych na zajęciach. Mam drugą, taką samą.
- Taśma z zajęć nic zapewne nie da, bo kamery zostały włączone po fakcie - dodał.
- Garry Cooper siedział, jeśli dobrze pamiętam, obok Alexa Palmera. - John podkreślił na liście nazwisko. - On powinien wiedzieć więcej. Za nimi siedziały Emily Hope i Bella Roberts. Rzuciły mi się obie w oczy. - Nie wyjaśnił, czemu. - Ktoś robił zdjęcia. Albo i film nakręcał. To był chyba Anderson, ale nie przysięgnę. Miałem co innego na głowie.
- Jeśli zaś chodzi o samego Garry’ego, to zawsze był spokojnym studentem. Chodził na wszystkie zajęcia, prowadził notatki. Pytania zadawał. Dziś tak samo. Dopóki nie wstał.
- Na temat jego życia osobistego nic nie potrafię powiedzieć - zakończył swoją wypowiedź.

- Chciałbym częściej trafiać na takich świadków - uśmiech na twarzy Samuela utrzymał się jeszcze przez kilka sekund. - Oby przesłuchanie tych studentów również przebiegło równie gładko.

Detektyw sięgnął po portfel, z którego następnie wyciągnął wizytówkę.

- Wolałbym żeby nie doszło do powtórki incydentu z zajęć. Dlatego proszę mieć otwarte oczy. Będąc w towarzystwie tych dzieciaków na co dzień ma pan możliwość zauważyć znacznie więcej niż my. Przede wszystkim jednak znacznie szybciej. Będę więc wdzięczny za jakąkolwiek pomoc.

- Oczywiście - przytaknął John, chowając wizytówkę. Detektyw Kahua chyba nie miał pojęcia, jak mały w gruncie rzeczy jest kontakt wykładowcy z większością studentów, prócz tych najbardziej aktywnych oraz tych, z którymi ma się ćwiczenia. - Jeśli cokolwiek będę wiedzieć...
- Jeszcze jedno... Rzeczy Garry’ego są w dziekanacie - dodał.

- Nasi funkcjonariusze już się tym zajęli, niemniej jednak dziękuję za informację - w geście pożegnania skinął jeszcze wykładowcy głową. - Jeszcze raz dziękuję za pański wkład i do widzenia.

- Do zobaczenia - odparł John.

Gdy Kahua wyszedł, John przez moment siedział bez ruchu i wpatrywał się w rzutnik. To była jakaś manifestacja. tylko czego?
Może Evan Whitaker mógłby coś na ten temat powiedzieć. Szkoda, ze był daleko, ale od czego były telefony.
 
Kerm jest offline