Koleś gnał z przyjemością pełnym galopem, a co bedzie żałował. Zdaje się, że ktoś ich ściga, niech wącha końskie bździny i chuj, he-he-he. Jakoś się nie uśmiechnął, nawet t gdy rzucił do neowikinga: - Joe, kurwa, ale co tu tak mokro? Mówiłem Ci żebyś się odlał przed podróżą, karwia, nie w trakcie...! - a więc pogoń a przed nimi lasek, tak? Miejmy nadzieję że nie jest zbyt gęsty... Zresztą co, On, KOLEŚ, nie przejedzie? Kurwa, akurat. Nie ma takiego lasu... Dodał gazu, wsłuchując się w harmonijne buczenie konia. Dobra maszyna.
Trędowaty został w tyle, ale Koleś i tak miał już na głowie jedno prosię, drugiego świniaka nie potrzebował. Joe zachlapał krwią wszystko wokół... Chyba i tak tego nie przeżyje, ale to już nie w rękach Kolesia. Niech się tym zajmie Bóg, jeśli skurwiel istnieje.
__________________ Cogito ergo argh...! |