Ryk Crubnasha poderwał Kogosha na równe nogi. Lepiej nie być w pobliżu gdy wódz jest niezadowolony, bo łeb może się potoczyć. Polazł za Vagrahhem, byle dalej od zagrożenia.
Usiadł na kamieniu pod uschniętym drzewem przysłuchując się rozkazom. Kozło-czueka zahciauo mu sie. Lypsze to do ubicia nisz nic o ile znojdziemy jakie rogate cuś. - rzucił pełnym zniechęcenia tonem. Popatrzył na chłopaków przygotowujących się do polowania na rogi dla wodza. Zatrzymał wzrok na orku, który miał naostrzyć siekacze. Pomasował mordę w miejscu, w które dzień wcześniej uderzyła morda Mordobija. Rozdarta kłem skóra swędziała. Jeszcze jo mu pokasze - pomyślał patrząc na współplemieńca - ale nie teroz.
Oparł łeb o suchy pień i zamknął oczy. Jak znajdom szamana i zoczniemy iść, to nie bydzie czasu na sponie. To sie wyspie tero, o. - Pochwalił się w duchu za swoją pomysłowość i z odrobinę lepszym humorem zaczął zasypiać. |