Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-11-2012, 13:19   #8
VIX
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Vagrahh wszedł do lepianki i odsapnął...głowa go bolała, a szczególnie oczy, ciągle musiał wszystkich bombardować wzrokiem, a kto swego spojrzenia nie odwrócił od razu, tego Vagrahh musiał przetrzymać, na tyle długo by tamten wiedział kto ma większy siekacz. Od wzroku Crubnash'a uciekał, jak i od wzroku większych pobratymców, ale takich w obozie by można na palcach jednej łapy policzyć. Vagrahh stęknął gdy przypomniał sobie że albo niedługo zajmie czyjes miejsce w hierarchi klanu, albo będzie musiał odejsć...lub co gorsza, zginie jak gobos, rozerwany na strzępy.

Kiełrwij rozejrzał się po lepiance, rozgonił ogromną łapą chmarę much która na stałe zamieszkała już w tym szałasie. Vagrahh, nie odczuwał tu smrodu i nie widział brudu, gnijących resztek jedzenia i odchodów, tego wszystkiego co zauważyła by każda cywilizowana istota, każda ale nie ork. Vagrahh ruszył smiało na przeciwległy koniec lepianki, po drodze deptał zaplesniałe koce, cynowe miski, pozostałosci po posiłkach, czuł jak masy wesz i pcheł przeskakują mu z kłebowisk szmat i lisci, patyków i mchu, tego co orki nazywały łóżkami, na nogi Vagrahh'a...ale nic sobie z tego nie robił, w końcu to jego dom.

Znalazł nareszcie swoje legowisko. Odsunął stare zmierzwione futro niedźwiedzia na którym spał, zaczął kopac i po chwili odnalazł szmaciane zawiniątko...wygrzebał z niego futrzaną czapę w której miał bochen gobliniego chleba z grzybami. Zatknął chleb za pazuchę, pod swą futrzaną kurtę, a czapę wsadził na łeb. Zaczął kopać w zwałach szmat rzuconych w róg chałupki, rozrzucał wszystko jak leci po pomieszczeniu, fekalia, koce, siano...zrobia się niezła kurzawa...w końcu znalazł to czego szukał. Z pomiędzy tego wszystkiego wyciągnął swój topór, obejrzał go dokładnie, zważył w łapach, usmiechnął się i zaczął isć w stronę wyjscia.

~chorera...że, ja fszystko ukrywac muszem...przeklente skurkowanicy, jakbym tak to zostawił to zara by mi zwendzili, przeklente odchody Morka.

Vagrahh spojrzał jeszcze raz na topór i zaryczał do siebie...był dumny ze swego Blachobija, straszliwego dwuręcznego topora, którego głownia naszpikowana była ostrzami połamanych mieczy i sztyletów. Vagrahh scisnął mocno topór i wyszedł na zewnątrz...swiatło nie było uciążliwe ale oslepiało oczy Vagrahh'a. Po chwili przyzwyczaił się do niego i butnie ruszył przed siebie. Kilka razy zakrecił głowną topora wokół własnej osi.

~a niech się bojom...pomyslał

Gobliny uciakały szybko jak wiewiórki, niektóre co mniejsze orki schodziły z drogi Vagrahh'a...inne czarne orki rzucały tylko porzelotnie wzrokiem i wracały do swych zajęć. Vagrahh podszedł do pokrzykujących, Ghajuka i Mordobija.

Ciszej gadojta głomby...chceta żeby Crubnash nas na pale ponabijał? Ja mam swoje głowe..może pustem pałem mam, jak mi Skerif, czarownik kiedy tam powiedział, ale gadam wam że tego zwierz - człeka trza bedzie złapać, nie na żarty. Ghajuk, ty to zawsze masz jakies posrane te pomysła, ale dobrem som, dam ci narzie spokój, a gobosów nie znoszę trza ci wiedzieć. Mordobij, ty żes do jatki zawsze chentny jest, wim to i podoba misien to, ale pamintaj że szefo dął ci zadanie do wykonania, tom nie leć pierwszy do rzeźni jak zawsze...no chyba że ci czarownik pozwoli. Dobra..pójdem jeszcze w krzaczory i zara bende spowrotem.

krzycząc...a gdzie jest czarownik?...trza go sprowadzić, może być potrzebny

Vagrahh rozgląda się dookoła i spostrzega przysypiającego, pod drzewem, Kogosha.

~bede se musiał na tego uważać, cos mi on za spokojny jest, skrytobójca jaki czy co...hmmm
 
VIX jest offline