Flakorwij siedział na ziemi i rzucał swoje tępe spojrzenie na obóz, rozglądał się po orkach i goblinach. Rozkazy wodza były głośne i wyraźnie na tyle, że je usłyszał. Popatrzył na zbierających się zielonoskórych i podszedł do orka ostrzącego topory. - Mojego tesz naoscz. Ide z wami. Dugo nie było bitki. - powiedział spokojnie i wręczył ospale mu swój topór. Po czym wrócił na swój kawał ziemi i zaczął przygotowywać się do drogi. Ubrał zbroje, pozapinał paski i przyczepił swoje trofeum do pasa, które było niczym innym jak zmumifikowaną krasnoludzką głową dyndającą swobodnie przy pasie. |