Snuff, wredota nad wredotami, najpaskudniejszy goblin pod Słońcem oczywiście słuchał szefa. Patrzał na niego swoimi jeszcze brzydszymi ślepiami i mamrotał pod nosem wiązanki wyzwisk. W końcu to był ork. Kolejny, brzydki, wielki i równie głupi co pień. Wiązanka szła tak długo, aż zaczął grozić swoim żelastwem. Wtedy Snuff pisnął i odbiegł jak najdalej od niego.
Snuff też przysłuchiwał się rozmowy swoich kompanów. Oczywiście z daleka. Śmiał się do rozpuku jak słyszał tą rozmowę. Bo on wiedział. I miał zamiar teraz wszystkim to oznajmić. Dlatego też wyszedł do grupki i pokazując swoje wściekle żółte jedynki zaczął chichotać.
- Ooooo! Wy szuklać pewne rogi dla nazego wielkijakdabwodza! - zawołał z ekscytacją - A ja wjem! Ja wjem! Ja wjem! - zaczął się wydzierać.
- Jest taki las, o tak lass! A tam taaaaaaaaaakie wielkje kozy i blyki som! - dalej nawijał pokazując jakie to one są wielkie - Nawet od nazego wjelkiego wodza! I cjebie teeez! - pokazał na Kiełwrija - I cjebie - pokazał na Flakorwija - I cjebie tez! - pokazał na Mordobija i nagle zaczął się histerycznie chichotać, jakby do reszty mu palma odbiła.
- A rjogi! Tak, rjogi... som o tjaaaaaaaaaaaaaakie! - i znowu pokazał jakie wielkie są rogi - I gdjyby nas wodz je zalozyl... to by... - i nagle urwał po padł na ziemię i po prostu zaczął się turlać śmiejąc się histerycznie - To by sje przewlucil! Haha! - wykrztusił goblin łapiąc gwałtownie oddech. |