Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-11-2012, 08:35   #2
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Przy nabrzeżu Eilhart cumowało kilka barek. Jedna z nich przypłynęła wprost z Altdorfu i to właśnie z niej, wśród innych podróżnych wyszedł na pomost krasnolud o bujnym, brązowej barwy owłosieniu. W pokaźną brodę miał wplątane małe metalowe pierścienie, odziany był zaś w coś co wojownicy zwali średnim pancerzem, a który składał się z grubej skórzanej kurty i kaftanu kolczugo, brązowe spodnie i podkute buty, a także kaptur z opończą w czarnym kolorze dopełniały jego stroju. Nie było to jednak wszystko co krasnolud miał na sobie. U pasa bowiem miał zatknięty groźnie wyglądający topór i pojemnik z bełtami, na plecach zaś prócz plecaka taszczył kuszę i sporych rozmiarów tarczę.
Bez wątpienia był wojownikiem. Świadczył o tym nie tylko strój, ale również to szczególne śmiałe spojrzenie orzechowych oczu khazada, świadczące iż nie trzeba długo go zachęcać, by zrobił użytek z topora.
Krasnolud był wysoki, oczywiście jak na standardy swej rasy. Od większości ludzi był może z pół stopy niższy. Dzięki bujnym włosom wydawał się być większy.
Eilhart podobnie jak dla większości tu przybywających było tylko dla niego tylko przystankiem w podróży. Tak naprawdę interesy kierowały go ku okolicznym bagnom. Nie szukał specjalnie zajęcia, ale jak usłyszał krzykacza, że poborca udaje się w tym samym co i on kierunku i w dodatku płaci koronę dziennie, no to grzechem by było nie skorzystać. Tak właśnie kierowany nie obcą mu chciwością trafił do dziwnej kompanii.
Ucieszył się widząc w niej innego krasnoluda i nie omieszkał się przywitać:
- Witaj kuzynie. Jam jest Ketil z Hurganów z Karak Izor. Dobrze mieć w grupie kogoś, komu można zaufać. – stwierdził spoglądając krzywo na ludzi.
- A wyście co za jedni? Wiem tyle, że jeden wygląda jakby już walczył, jeden cyrulik, a jeden gryzipiórek. Dwóch pierwszych się przyda, ale Ty gryzipiórku? – spojrzał sceptycznie na człowieka. – Powiedz na co Ty możesz się przydać?
Z właściwą swej rasie bezpośredniością chciał się zapoznać z resztą. W końcu mieli razem pracować. Dobrze było więc wiedzieć kto zacz.

Zleceniodawca, ów poborca Gustav Haschke był tak miły, że opłacił im nocleg w oberży o zachęcającej nazwie “Bezpieczna Przystań” i grupa, bo jeszcze nie kompania udała się w tym kierunku. Ketil właśnie krzesał ogień do fajki, gdy niespodzianie zaczepił ich kapłan Sigmara dość niecodziennie oferując posiłek w zamian za wysłuchanie. No to naprawdę był udany dzień.
- Mój drogi. Kto jak kto, ale kapłan Sigmara może liczyć, że go wysłucham i w miarę możliwości pomogę. Wszak Twój bóg nakazuje Ci pomagać krasnoludom. Byłoby więc niewdzięcznością, gdybyśmy się nie rewanżowali tym samym. – odparł na ofertę kapłana, zastrzegając się zaraz – W miarę możliwości, jak już mówiłem.

Wkrótce siedzieli przy stoliku w zatłoczonej „Bezpiecznej Przystani” przy miskach z kaszą i tłustymi wieprzowymi żeberkami, oraz dzbanami pienistego i ciemnego jak noc piwa. Ketil słuchał sigmaryty, który przedstawił się jako ojciec Anders jednocześnie jedząc i pijąc.
Gdy kapłan skończył krasnolud otarł wierzchem dłoni pianę z wąsów i walnął otwartą dłonią w stół.
- Ha! A to Ci fart. Fauligmere powiadasz. Toż właśnie się tam udajemy. Nie dalej jak jutro z rana tam wyruszamy. Ojcze Andersie a nie znasz Ty przypadkiem miejscowego poborcy Gustawa Haschke? Bo coś mi się zdaje, że to on Ci o nas powiedział.
Spytał spoglądając ciekawie na sigmarytę.
- Nie wiem jak inni, ale ja zobaczę co się da zrobić. Ten płonący stwór na jakiegoś spaczonego maga ognia mi wygląda. A z magią nigdy nic nie wiadomo. A właśnie …
Ketil coś sobie przypomniał wyciągając zza pazuchy pergamin z wyrysowaną jakąś rośliną.
- Nie widziałeś gdzieś na okolicznych bagnach czegoś takiego? Potrzebuję dla znajomego trochę tego zielska? W ramach wzajemnej przysługi. – mrugnął porozumiewawczo do Andersa, po czym wrócił do posiłku.
Bo oni tu gadu, gadu, a kasza prawie całkiem wystygła.
 
Tom Atos jest offline