Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-11-2012, 21:47   #6
VIX
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
-*...ach, nie ma o czym gadać, ale łatwo nie było, inne czasy wtedy były Ergnir...ale, ale, powiedz mi kuzynie lepiej coś o tym miejscu. Eilhart nie wygląda tak źle, spodziewałem się starsznej nory, jakiej wiochy, albo czego gorszego...a tu całkiem zacnie jak na ludzkie bytowanie...Kraka to to nie jest, ale wyżyć się chyba da, co?

-Nie ma co za wiele gadać bracie...ot, zwykła ludzka mieścina, złota mało ostatnio dla takich jak my w tych okolicach. Teraz jeszcze, Ranulf zachorował i żeśmy z kiesy naszej kompanii wklepać musieli trzy złote sztony na medykamenty...ale na ciebie Smednir też chyba nie spogląda przychylniejszym okiem, co Helv? Skórznia połatana, topora nie nosisz...wszystko co masz to ta torba podróżna i to co na grzbiecie?

-*Aye,...tak, to wszystko co mam, ale klnę się na Rukh'iego...jeśli to co khazad na barkach ma o wartości jego świadczy, to ja pić nie chcę z tymi co tak to widzą.

-...nie złość się bracie, nie to chciałem przekazać, siadaj i wieczerzaj z nami. ...Khevran, po piwo idź, a zaraz bo cię w tę pałe trzasnę, siedzisz tylko i mruszczysz cały wieczór...co to ja? a tak...nie żem wagę twą pokazać chciał, jeno jak na podróż ze stanicy Hargrim'a to żeś wiele nie poniósł ze sobą.

-*Har, abo i północny khazad dużo do szczęścia nie potrzebuje. Ciepła kurta, mocne nogawice i podkute buty, roboty Jarven'a. Skórznia, fakt, lepsze czasy widziała...ale od zimna chroni, a przecie przed ostrzem to...

-*...żadna skóra cię nie ochroni, chyba że smocza, zaś khazad tylko w stal się okuwa do bitwy
-...żadna skóra cię nie ochroni, chyba że smocza, zaś khazad tylko w stal się okuwa do bitwy

-*...czyż nie prawdziwe to słowo naszych ojców Ergnir?
-...tak Helv' dobrze mówisz, jako nasi ojcowie co teraz z Grimnirem przy jego Kamiennym Stole ucztują.


-*patrz tutaj Ergnir, ty też spójrz Khevran...łuczysko kuszy i miecz są z stali z Azkrah, takiej już może nigdy nie zobaczycie, zacne prawda? Piękne.

-...prawda kuzynie, ale nigdym nie pojął czemu wy tam miecze nosicie zamiast toporów...tu na południu każdy khazad ma przy sobie porządny trzon i stalowe ostrze na nim osadzone...ale co jak co, w tam tarcze macie hardsze, grube jak dwa palce.

-*taaa, thrungi, zawsze były u nas ciężkie i grube, to się chwali, ale miecz noszę bom agland jest, durgrimst...kiedyś, jak mi dane będzię, topór w swe dłonie chwycę...ale pókim nie godzien, pókim kludjargh'em nie jestem...to agland mym orężem...nie warto więcej o tym mówić. Powiedz Ergnir, Gunnarsson'a znasz, Skerif'a? ... ... ... nie? To szkoda, szukam go, ale nie ważne już, co tam za hałas na zewnątrz...pójdźmy zobaczyć.


***

-...ile to już będzie...dwa, nie, trzy dni odkąd tu jestem i ciągle nie znalazłem jego ladu, a ty mówisz że ktoś o podobnym nazwisku rozmawiał z włścicielem karczmy w Fauligmere? Jesteś pewien? Hmm, zatem zgoda, ale tak czy inaczej wezmę tą złatą koronę za dzień pracy, jak w umowie...umowa rzecz po krasnoludzku święta. Gdzie postawić znak? Tutaj? Dobrze. Stawię się o świcie. Co? Skąd jestem? ...Z północy, z dalekiej północy...i tak, wiem że jestem wyższy i większy niż krasnoludy które widziałeś do tej pory...my już tacy tam jesteśmy. Jak żeś powiedział...Bezpieczna Przystań? Dobra, tam będę...bywaj zdrów Haschke.

***

Krasnolud wyszedł z biura Haschke i spojrzał ze szczytu schodów na okolicę...nieco po lewej spostrzegł grupkę ludzi i jednego krasnoluda stojących razem ~ hmm, to muszą być oni, większość z nich wygląda całkiem dobrze...kto wie może nawet nie będzie trzeba machać bronią tym razem? ~

Helvgrim zszedł na poziom drogi i pozwolił aby ciężki wóz załadowany beczkami i skrzyniami przejechał przed nim powoli. Ruszył w stronę grupy najemnych, w tle jakiś przeklęty pies ujadał jak by go żywcem ze skóry obdzierano. Helvgrim krzyknął będąc kilka kroków od grupy, ale im był bliżej grupy tym jego głos cichł.

-Panowie zbrojni, toć to jest drużyna Haschke'go? Jam też do niej przystał...mówcie mi Helv' lub Helvgrim jeśli wolicie, ale wiedzcie żem jest Durazthrung, z klanu Hjontind'a Kamiennej Tarczy, pana na płaskowyżu, tego który niesie Łzę Vallay'i. Jestem z Domu Gromril'owego Kowadła, jam jest Helvgrim Torvaldur Sverrisson, syn Svergrim'a Kearn'a Valriksson'a, kapitana żelaznej straży na Kraka Azkrah...teraz w bogów niełasce, niestety.

-...i ja cię witam uniżenie, Ketil'u z Hurgan'ów...niech Grungni przychylnie patrzy na twój klan i domostwo. Gridd ek tromm Dulg A Khazk. ( Helvgrim kładzie zamkniętą dłoń na piersi na krótką chwilę ).

~ci ludzie wyglądają jak młokosy przy Skaeling'ach lub Varg'ach, choć jeden z tych tu ma bystre spojrzenie i rękę chyba szybką do miecza...tego drugiego trzeba będzie raczej doglądać, ale kto wie może nas zaskoczy, już ne takie rzeczy się działy pod nieboskłonem Helion'a, Ketil jest hardy i krzepki, jak na południowca...dobry to będzie kompan~

Helvgrim kuca i zaczyna głaskać psa który ucieka po chwili i ociera o nogi swego pana, pies patrzy na krasnoluda krzywo, ale chyba nie wydaje mu się nieprzychylny. Od tego momentu Helvgrim ucisza się i przysłuchuje temu co mówią inni członkowie grupy. Kiedy grupa rusza w stronę karczmy Helv' widzi podchodzącego do nich mężczyznę, który zaczyna coś nerwowo mówić, wyciąga miecz o stopę z pochwy i staje przed nim. -Zna go ktoś? Hmm...mów człeku czego chcesz!

***

Helvgrim zdjął z głowy skórzaną czapkę i potarł skórę, łysej głowy, dłońmi o zrogowaciałym naskórku. Czapkę rzucił na stół w Bezpiecznej Przystani, pomiędzy kufle i miski z jadłem. Kuszę położył na podłodze i przycisnął ją butem, obok kuszy wylądowała prawie pusta torba podróżna. Helv' chwycił łyżkę i jadł najpierw zupę głśno chlipiąc, a później kaszę z tłustym sosem, od czasu do czasu spłukiwał to wszystko potężna porcją jasnego piwa w przepastną gardziel, nie zwracał uwagi że niektórzy patrzą się na niego z zaciekawieniem, inni kręcą głowami, a nawet pies wbijał czasem w nigo swój wzrok jakby było tam coś dziwnego. Mieszanka strawy i napitku osadziła się na długich blond wąsach Helv'a i jego krótkich czterech blond warkoczach, w jakie zapleciona była jego broda. Skórzane rzemienie jakich Helv użył do warkoczy były niechlujnie zawiązane i zwisały po bokach tworząc jakoby dodatkowe wąsy. Przez cały czas posiłku nie spojrzał na nikogo przy stole czy na sali, patrzył tylko w miskę i łyżkę, jakby cały świat tam był...nie da się ukryć że zjadł najwięcej. Kiedy Helv napełnił już żołądek rozsiadł się wygodnie z kuflem w dłoni i wyczekał na pauzę w rozmowie po czym zaczął swoje.

-Dziwna to historyja, to co nam kapłanie prawisz. Powiedz ty nam lepiej co się wcześniej działo w tej wsi...zanim...ciemność wasz naszła. Spokojnie było czy wam się bydło czterorogie chowało po stodołach? Kapliczkę macie tam...ziemię święciłeś aby jak trzeba kapłanie? Płonące chałupy to rozumiem, ba, nawet oczy, ale dłonie? Dziwaczna to opowieść. Jednak strawę za twe złoto żem zjadł to i ci przysługę mogę oddać...rozejrzymy się po tej wsi, zgodne widzę twarze i słowa słyszę od kompanów. Masz jaki pomysł kapłanie gdzie te poszukiwania zacząć, czy tylko żeś widział co żeś widział i do Altdorfu pędzisz od razu...po pomoc? Twa trzódka teraz sama z wilkiem tańcuje, to śpiesz się orędowniku ludzkiego boga, a my za ten czas popilnujemy ci zagrody. Co wy na to?

Helvgrim uśmiechnął się pod wąsem i napił się piwa...otarł dłonią wąsy i brodę z piany po czym wbił wzrok gdzieś za okno, na chwilę...krótką chwilę.
 

Ostatnio edytowane przez VIX : 16-11-2012 o 12:44.
VIX jest offline