Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-11-2012, 21:48   #8
Blady
 
Blady's Avatar
 
Reputacja: 1 Blady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemu
Drax Lothar dołączył do tej nieco dziwnej kompanii nie długo po tym gdy wypatrzył ich z lasu. Normalnie nigdy nie dołączył by do ludzkiej bandy a tym bardziej ludzkiej bandy podróżującej z krasnalem. Może i rzeczywiście na trakcie w kupie bezpieczniej jak mawiali ludzie, bo jaki bandyta nie skusi się na łakomy kąsek samotnej osoby? A zbrojna banda która wyglądem przypomina najemników wyjętych spod prawa to już co innego. A nie rzadko w imperium zdarzało się że najlepszy nawet kompan „wbił bratu nóż w plecy” dla pół tuzina srebrników bądź miecza z posrebrzaną rękojeścią. A i tyle czasu elf przetrwał sam i jest nadal w jednym kawałku. Jego myślenie zmieniło się nagle gdy usłyszał o usiekanym wampirze. (Jak potem zauważył to była jedna z niewielu rozmów tej kompani). To coś, ta ciekawość i chęć ustrzelenia jakiegoś stwora chaosu skłoniła elfa do wyjścia z ukrycia w cieniu drzew. Ucieszyło go że spotkał się ze zrozumieniem i przyjęciem do towarzyszeniu w marszu. I chodź zauważył iż krasnal miał troszkę nie tęgą minę, cóż się dziwić ich rasy od setek a nawet tysięcy lat nie mogły się dogadać, to dostrzegł również iż grupie brakuje sprawnego strzelca i tropiciela, a dobry zawsze może być na wagę złota jak zwykli mówić imperialni kapłani.



Wysoki, szczupły elf o długich jasnych blond włosach maszerował traktem na przodzie z wysoko i pewnie podniesioną głową. Deszcz który nadchodził chyba tylko jemu nie był straszny. Ile razy przeżywał gorsze nawałnice nadesłane chyba przez samego Mananna schowany w lesie. Gruba, długa peleryna z kapturem chodź może i wysłużona dawała świetną ochronę przed deszczem, wiatrem a nawet i mrozem, a do tego zapewniała niezbędny kamuflaż wśród zieleni lasu. Pod spodem, na piersi nosił zieloną tunikę która zakrywała skórzaną kurtę. Inne części lekkiego pancerza dało się dostrzec na pierwszy rzut oka: nogawice i skórzane karwasze na przedramionach. Szybki marsz na trakcie jak i poza nim zapewniały wysokie, sznurowane buty podobne do tych jakie nosili szlacheccy oficerowie. Cały swój dobytek znajdował się na wątłych plecach Draxa. Nie było go dużo, raptem dwa krótkie miecze delikatnie wykonane oraz kołczan z ponad tuzinem strzał o białym piórze. W lewej ręce cały czas dzierżył długi łuk. Ot cały dobytek. Inne niepotrzebne rzeczy mogły by tylko spowalniać marsz, czyli stało by się to co z towarzyszami spoconymi od wielkich plecaków czy ciężkich końskich juków. O dziwo żaden z nowych towarzyszy nie wyglądał na takiego co nieoczekiwanie zaatakowany prosi przeciwnika o chwilkę oddechu.

Nie miał w naturze prowadzić bezsensownych rozmów więc szedł w milczeniu młody chłopiec o imieniu Zebedeusz. Przyjrzał się uważnie kompanom i już dobrze wiedział z kim nie siadać wieczorem przy stole a nawet uciekać przed tym zaszczytem. Nie ze względu na niechęć do nowo poznanych, wręcz przeciwnie, nawet ich polubił jeśli znał to słowo. Martwił się po prostu tym iż może obudzić się nad ranem leżąc pod karczmiennym stołem w jakichś odchodach, resztkach wczorajszego jedzenia i potłuczonym szkłem. Cóż po prostu niektórym ludziom nie da się przetłumaczyć iż nie ma się chęci na spożywanie alkoholu.

Kiedy Estalijczyk zdecydował podejść do obozu, a żaden z towarzyszy nie zechciał mu towarzyszyć Drax stanął za nim na początku traktu niedaleko od skrzyżowania z drogą do wioski. I chodź trzymał cały czas w ręce łuk to był on opuszczony a w prawej dłoni nie znalazła się strzała. Czekał i czujnie przypatrywał się rozmowie tak na wszelki wypadek bo któż zrozumie wybuchowość ludzi.
 
__________________
What do you see in the dark, when the Demons come for you?

Ostatnio edytowane przez Blady : 16-11-2012 o 01:27.
Blady jest offline