Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-11-2012, 11:32   #7
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Ojciec Anders patrzył i słuchał uważnie, nie dbając o sprawy tak przyziemne jak głośne jedzenie czy inksze dyrdymały, jakimi mógłby przejmować się inny człowiek na jego miejscu. Gdy skończyli, jął odpowiadać, poczynając od ostatniego z wypowiadających się, krasnoluda z dalekiej północy, który jednakże Reikspiel opanował w znacznym stopniu i teraz dogadywał się bez problemu.
- Dziwna, zaiste, ale nie taka niespotykana. To wszystko to Chaos, który wypacza ciała i umysły żywych istot, kierując ich na plugawą ścieżkę. Dlatego podążyłem tak daleko, nauczając i głoszą w wiarę Sigmara Młotodzierżcy, choć lud tamtejszy bardziej wciąż Mannanowi oddany. Dziękuję wam za okazywaną pomoc. Szukać to na bagnach, ale prosić o to nie śmię, to jak szukanie igły w stogu siana. Lecz sama wasza obecność w Fauligmere pomoże pewnikiem, gdy serca wasze nie zlękną się i stawicie czoła wiedźmiarzowi.
Przerwał na chwilę, wypijając zawartość swojego kufla, w którym pochlupywała zwyczajna woda.
- Do Barona Eldreda zgłosić się powinniście, powiedzieć, ze to z mojego polecenia przyjrzeć się temu chcecie, problemów wtedy robić nie powinien. A ja czym prędzej ruszę w dalszą podróż do Altdorfu, gdzie u swoich przełożonych pomocy poszukam. - Spojrzał uważnie na czarodziejskiego ucznia, wiercąc go spojrzeniem. Niezbyt dobre stosunki kleru i magów znane były od dawna. - A gdy czasu starczy, albo pomoc okaże się niewystarczająca, zwrócę się także do twojego mistrza, młody człowieku. Czas już na mnie. Dziękuję raz jeszcze za okazane zrozumienie i obiecaną pomoc.
Wstał, gdy jeszcze zerknął na obrazek podsunięty przez Ketila.
- Być może, ale na bagnach. Niezbyt często zbierany, a ja zielarzem nie jestem, na pewno jednak w Fauligmere ktoś na to pytanie będzie znał dalece dokładniejszą odpowiedź.
Opuścił ich, a chwilę później karczmę. Gereke odetchnął z ulgą.

***

Gustav Haschke był człowiekiem niskim, ale urząd wcale nie wydawał się go oszczędzać. W mocno średnim już wieku, gdyby ktoś chciał być miły, żylasty i chudy raczej, chociaż także twardy i pewny siebie. Mieszczański strój dopełniała sygnatura urzędu, ale mężczyzna nosił także miecz, nie chcąc pozostawiać zupełnie wszystkiego na barkach zatrudnionej ochrony. Kupiecka barka, na której mieli spędzić kilka następnych dni, nie wyróżniała się niczym wśród wielu innych, a przewoziła tyle dóbr, że zanurzała się do granicy swojej prywatności. Inna sprawa, że do ładowni nikogo wpuszczać nie chciano, a ich pracodawca pić dużo zabraniał, oko mając zwłaszcza na oba krasnoludy, które mimo, że wyglądały solidnie, to wiadomo, że reputacje miały też odpowiednią. Zwłaszcza w pobliżu wody, przy której wiele z nich piło więcej, aby odpędzić myśli dotyczące wpadnięcia do niej.
Tyle, że obawy miały być bezpodstawne. Niecałe cztery dni w dół rzeki później docierali już do celu podróży, a nie spotkali po drodze nic bardziej interesującego od innych barek i łodzi należących do patrolującej Reik straży.

***

Fauligmere było wsią całkiem sporą. Liczyło kilkadziesiąt chat i około dwustu mieszkańców, czego dowiedzieli się jeszcze w trakcie rejsu po Reiku. Osada nie leżała nad samą wielką rzeką, ale nikt nie umiał dokładnie jej na mapie umiejscowić - tyle tylko, że położona była przy rzece Bach, raczej wąskim, ale głębokim dopływie Reiku właśnie. Barka musiała zboczyć, aby móc ich wysadzić bezpośrednio na nabrzeżu celu ich podróży, ale poborca podatków zapłacił wystarczająco, aby to zrobiono. Marienburg znajdował się jeszcze dwa dni rejsu od tego miejsca, ale mimo popołudnia, nie zatrzymano się dłużej po wysadzeniu pasażerów.
Już pierwsze spojrzenie i pociągnięcie nosem wyjaśniało dlaczego.
Odór ryb uderzył ich pierwszy. Atakował zewsząd, nieprzyzwyczajonych zmuszając nawet do próby osłonięcia nosa, choć to i tak nic nie dawało. Mdły, obrzydliwy smród zwyczajnie przywarł do tego miejsca. Podobnie jak unosząca się tu lekka mgła i szare, nieprzyjazne niebo. Osada zewsząd była otoczona przez Przeklęte Bagna, których niepokojąca aura przenikała do środka palisady, Fauligmere było bowiem nią otoczone zewsząd, oprócz strony rzeki.

I mimo tego, że było spore, to niewątpliwie biedne.
Brudni i obszarpani, wyglądający na wygłodniałych ludzie otoczyli ich zewsząd. Mimo tego nie wyglądali na usposobionych wrogo, raczej popatrywali z nadzieją i ciekawością na osobniki spoza własnej wioski, zwłaszcza, że były w śród nich dwa krasnoludy, pewnie widywane tu bardzo rzadko. Domy, które widzieli dookoła, również nie przedstawiały przyjemnego widoku. Im dalej od centrum osady, tym bardziej przypominały lepianki niż prawdziwe chaty; duża część z nich była również stawiana na palach, ze względu na podmokły grunt. Błoto było tu zresztą wszechobecne. Niedaleko od nabrzeża widać było niewielki placyk, wokół którego postawiono najsolidniejsze domy, stanowiące pewnie centrum osady. Był tam jakiś niewielki pomnik, karczma i kuźnia, a także największy ze wszystkiego w najbliższej okolicy - wrak dużego galeonu, teraz przerobiony na budynek. Podstawowa wiedza o okolicznej religii niektórym z nich szybko podpowiedziała, ze jest to prawdopodobnie świątynia Mannana.

Zanim podjęli jakieś kroki, przez rozstępujący się tłum przeszedł wysoki, chudy mężczyzna w znacznie lepszym niż tłuszcza stroju. Miał niebieskie oczy, łatwo zauważalne ze względu na to, z jaką przenikliwością i pewnością badały otoczenie; czarna, równo przystrzyżona broda i włosy również stawiały go znacznie wyżej od zwyczajnych mieszkańców tej osady. Tej możnowładczej aury nie zmieniał nawet gruby, szary gołąb, w którym Jutzen rozpoznał jakiś drogi i rzadko spotykany gatunek. Gdy mężczyzna stanął przed nimi, na jego twarzy pojawiło się coś w rodzaju ulgi.
- Witajcie. Jestem Baron Eldred von Stauffer - mówił dźwięcznym, zdecydowanym głosem. - Nie spodziewałem się pomocy tak szybko. Ojciec Anders miał rację co do swoich słów...
Nie zdążył w pełni dokończyć, gdy Haschke odchrząknął cicho.
- Osobiście nic nie wiem o ojcu Andersie, jestem tu natomiast w sprawie podatków rodziny von Staufferów. Gustav Haschke, z regionu Marienburskiego.
Ulga na twarzy Eldreda szybko została zamieniona na złość i wręcz niedowierzanie.
- Podatki! Pewnie, mam wszystkie księgi i udostępnię je, ale sam zobaczysz, że już nic nie mam. Zupełnie nic!
Poborcy było wszystko jedno. Tłuszcza też zaczęła patrzeć groźniej. Co nie znaczyło, że sytuacji już uratować się nie dało.
 
Sekal jest offline