- Do chuja! Kurwa, ja wam tam dam napierdalanie jeden z drugim! - Wrzasnął odreagowując nieco ból, jakby chciał opierdolić tych debili, co ustrzelili go, gdy piłował linę. Tyle szczęścia, że udało mu się czynność dokończyć i nie musiał wracać do piłowania sznurów. Prom bowiem bardzo powolnie odpływał, co ukazało kolejny problem. Zajebani bracia Berg, niech tam cokolwiek świeci nad ich duszami, niestety martwi nie byli w stanie pchać tykami. Gdy wszyscy jednak wzięli się za strzelanie do mniszków z kusz, do czego Vethrell nie odkrył u siebie zbytnich zdolności, on musiał zająć się czymś innym, chociaż bełt dalej tkwił w jego ramieniu. Padło właśnie na odpychanie promu, co w niemiłych słowach zasugerował mu wkurwiający koleś. Nie było czasu na narzekanie, rzucił miecz gdzieś obok siebie, bo nie było czasu na bawienie się z chowaniem za pas. Wziął tykę od jakiejś dziewuchy, co sobie totalnie nie dawała rady i zaczął machać. Wiedział, że na pewno pójdzie mu to lepiej, choć w obecnej chwili miał tylko jedną w pełni sprawną rękę. Ale drugą też starał się pracować, w końcu to nie był moment na pierdolenie się w tańcu. Musiał też się w miarę starać chować, by nie oberwać kolejny raz. Duchowne cwaniaczki się znalazły. |