Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-11-2012, 23:48   #3
sheryane
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu

Droga z Calimshanu do Halruaa była najdalszą podróżą w dotychczasowym życiu Kayli. Przeczytawszy list od Aerona, decyzję o wyjeździe podjęła bez wahania. Po prostu spakowała się i ruszyła w drogę. Z nikim nie musiała się żegnać, niczego nie musiała zostawiać pod czyjąkolwiek opieką. Godne politowania? Smutne? Być może, ale w chwili opuszczenia miasta nie mogło być wygodniejsze. Podróż w samotności przez takie połacie świata byłaby co najmniej głupia. Na szczęście utalentowane osoby potrafiące umilić wieczór opowiastką, muzyką czy dobrym widowiskiem były mile widziane zarówno na lądzie, jak i na morzu. Umiejętności, które nabyła do tej pory, pozwalały jej ze spokojem trzymać się z daleka od podejrzanych osobników. Zaś urok osobisty i zdolność zjednywania sobie innych sprawiała, że nawet jak ktoś podejrzany chciał trzymać się blisko niej, to szybko mu się odechciewało.

Z miasta do miasta, z polany na polanę, statkami i wzdłuż różnych traktów brnęła coraz bardziej na południe. Każdego dnia pchała ją do przodu ta sama motywacja, podrzucona przez Aerona. W końcu miała prawdziwy cel, inny niż nie dać się złamać losowi. Nie liczyło się, co się stanie i jakie będzie miało konsekwencje. Możliwości było tak wiele, że nie było sensu rozpatrywać ich wszystkich. Tę kwestię musiała pozostawić w zawieszeniu... Cieszyła się każdym dniem, niczym ptak, który wyrwał się z mroków zapomnianej klatki. Radość odchodziła dopiero późną porą wraz z nadejściem gwiazd.

Nocami bowiem dopadały ją wspomnienia. Obrazy dawnych podróży w radosnej grupie Amana. I Riv wraz z nimi. Już długi czas nie wyściubiała nosa z miasta. Zbyt długi. W końcu Aeron zmusił ją do tego swym listem, ale ruszyła samotnie. Nawiązała po drodze kilka ciekawych znajomości. Kilku znajomych, którzy regularnie odwiedzali ją użyczyło jej gościny. Jednak nie dało się ukryć, że czasy przygód z przyjaciółmi już minęły. Zwykle po takiej konstatacji zapadała w sen, a rano budziła się ze świeżym zapasem sił i postanowieniem, że to się jeszcze zmieni. Że jej życie nie będzie takie już zawsze. I po raz kolejny kluczem był Aeron. Nie mogła doczekać się spotkania z nim, by poznać szczegóły.

Podróże statkiem bardzo przypadły jej do gustu. Morska bryza była niezwykle przyjemną odmianą od ciężkiego i gorącego powietrza Calimshanu. Zaś marynarzy skorzy byli do wyśpiewywania przeróżnych utworów, kiedy grała. Tak, na statkach była zabawa. Droga lądem była bardziej uciążliwa - piach, kurz, gorąc i ogólnie mniejszy komfort. Jednak im bliżej celu była, tym więcej sił miała, tym bardziej chciała go osiągnąć. Jak wkrótce miało się okazać - motywacja, determinacja i podejście ‘zrobię wszystko co trzeba, by osiągnąć cel’ były przereklamowane... I wcale nie były najmądrzejszym wyjściem na każdą okazję.

***

Zbliżając się do Halaraah - już z daleka mogła dostrzec, że jest nawet bardziej wyjątkowe, niż pisano o nim w wielu dziełach. Krajobraz utworzony przez naturę również był piękny, choć zdecydowanie nie umywał się do tego, co stworzyli tu ludzie z pomocą magii. Tego dnia Kayla podróżowała już samotnie, rozstawszy się z ostatnimi towarzyszami, gdy tylko miasto znalazło się w zasięgu wzroku. Ruszyła dziarsko do przodu z uśmiechem i radosną melodią na ustach, poprawiając plecak. Jednak im bliżej murów była, tym mina bardziej jej rzedła. Tłumy były niesamowite i można było ocenić to już z daleka. Zdecydowanie nie tego się tu spodziewała. Miała nadzieję na spokojne, niezauważone wejście do miasta, ale w takim razie sprawa miała się poważnie skomplikować.

Gdy już przyszło jej wkroczyć między ciżbę ludzką i nie tylko, starała się jak najmniej rzucać w oczy. Rzecz jasna nawet stanie się niewidzialną nie ułatwiłoby jej przeciskania przez tłum. Pochodzenie Kayli także nie ułatwiało sprawy, gdyż jej uroda wyraźnie odznaczała się na tle pozostałych. Długie brązowe włosy z rozjaśnionymi słońcem refleksami okalały urodziwych rysów twarz. Fiołkowe oczy uważnie lustrowały kotłowisko ras wszelakich, a pełne usta to wykrzywiały się w lekkim grymasie, to nieznacznie uśmiechały. Kayla wytężyła wszystkie siły i zdolności by maksymalnie nieinwazyjnie przebrnąć do miejsca, w którym mogłaby się czegoś dowiedzieć. Wzbudziła tym kilka niezadowolonych uwag i okrzyków, ale zignorowała je zupełnie. Zaproszenia do karczm pomijała tylko słabym uśmiechem. W końcu jednak znalazła dla siebie niewielką wolną przestrzeń, w sam raz by być świadkiem rozmowy maga i gnoma. Sytuacja nie wyglądała zbyt ciekawie.

Od momentu otrzymania listu Aerona do dotarcia pod bramy Halarahh minęło sporo czasu. Gdyby nadawca wiedział o zamknięciu bram stolicy z pewnością uprzedziłby ją o tym, nawet jeżeli nie mógłby bardziej pomóc. Obserwując oddalającego się gnoma, Kayla okręciła wokół palca kosmyk włosów, który przygryzła w zamyśleniu. Awanturowanie się o wejście nie miało sensu, zresztą nigdy nie uznawała kłótni za dobry sposób na osiągnięcie czegokolwiek. Nie było też raczej szansy na znalezienie innego wejścia. Może w innym mieście, w innym kraju, na pewno nie w najbardziej magicznym zakątku Torilu. Przypuszczalnie magia strażnicza pełniła tu ważniejszą rolę niż sami strażnicy. Ostrożnie zmierzyła spojrzeniem czarodzieja. Jedyna droga wiodła tędy, a on był na tę chwilę jedyną osobą, którą tę drogę mogła jej otworzyć. Pozostawało zaplanować rolę i dobrze ją zagrać. Poleganie na samej urodzie mogła zostawić damom do towarzystwa, choć byłoby na czym polegać. Jednak los sprezentował jej kilka atutów, a życie - z pomocą Amana - nauczyło ją wykorzystywać większość z nich.

Przywołała na usta lekki uśmiech, odgarnęła kosmyk włosów za ucho i pewnym krokiem ruszyła w kierunku bramy i mężczyzny, który odprawił gnoma. Spokojnie poczekała, aż zwróci na nią uwagę, powtarzając sobie w duchu, że powinna zachować profesjonalizm, bo nie jest karczemną dziewką. Podeszła bliżej, by rozmawiać bez przekrzykiwania się przez wzburzony tłum. Ukłoniła się z gracją i przybrała swobodną, ale nie lekceważącą pozę.
- Niespotykany prostak z tego gnoma. Jeżeli przybywa tu więcej takich, nie dziwię się, że ograniczono napływ przejezdnych. - rzuciła mimochodem, błyskając lekkim uśmiechem - Panie Assmarthalozujsie... - zwróciła się do mężczyzny, obniżając głos o pół tonu, by uczynić go jeszcze przyjemniejszym dla ucha - ...nazywam się Sheila Lariss i przybywam z Calimshanu.
Już w drodze uznała, że posługiwanie się prawdziwym imieniem i nazwiskiem nie będzie dobrym pomysłem, ale im mniej kłamała, tym lepiej.
- Służę sztuce i wiedzy. Przybywam do waszego miasta, by poznać bliżej waszą kulturę. Jak ci zapewne wiadomo, Calishyci cenią magię, choć nie są tak biegli w jej Sztuce, jak mieszkańcy Halaraah i całego Halruaa. Chciałabym skomponować utwór, który odda sprawiedliwość waszej wiedzy i umiejętnościom, jednak nie znalazłam jeszcze wystarczająco dużo inspirujących osobowości i miejsc.
Dwóch towarzyszy Assmarthalozujsa zerknęło spode łba w kierunku Kayli, jednak nie wtrącili się do rozmowy. Może nie podziałał na nich jej urok? A może chodziłó zwyczajnie o sprawy służbowe - każdy z nich prowadził w tej chwili własną rozmowę z innymi petentami.
Uznawszy, że nie może zbytnio zanudzać mężczyzny, postanowiła przejść do meritum, nadal bacznie go obserwując.
- Zdaję sobie jednak sprawę, że obecnie Halaraah nie może mnie przyjąć, jeżeli nie posiadam odpowiedniego dokumentu. Przyznam, że nie zostałam uprzedzona o tej sytuacji, wówczas obrałabym inną drogę. Czy możesz poświęcić mi chwilę i wyjaśnić, w jaki sposób mogłabym uzyskać możliwość zwiedzenia miasta?
Kolejnej awanturującej się gdzieś ze jej plecami osobie rzuciła przez ramię pogardliwe spojrzenie i ponownie przeniosła uwagę na mężczyznę z tatuażem na dłoni.

- Któryś z mieszkańców, najlepiej magów z wieży, musi wystosowac odpowiednie zaproszenie dla pani.- jedna z krzaczastych brwi mężczyzny dalej uniesiona była nieco do góry. Grymas ten pojawił się na jego twarzy, kiedy tylko dziewczyna wspomniała o swoim pochodzeniu. - Do Calimshanu trochę taka wiadomośc może wędrowac. Może zdąży pani wrócic przed festynem. - wzruszył ramionami.- A gdzie konkretnie chciała się pani zatrzymac, hmmm? Miasto pęka w szwach.- skrzyżował ramiona na piersi zaglądając kobiecie w oczy.
Kayla uśmiechnęła się delikatnie, rada, że mężczyzna w ogóle zechciał z nią porozmawiać. Nie uciekła spojrzeniem, lecz spokojnie wytrzymała wzrok rozmówcy. W duchu powtarzała sobie, że skoro nie zbył jej jeszcze, ma wciąż szansę, by przekonać go do siebie i dostać się do środka.
- Polecono mi gospodę Psalterium, która podobno znajduje się na wschodnim brzegu rzeki przecinającej Halaraah. Aczkolwiek nie wiem, czy w obecnej sytuacji znalazłoby się tam jeszcze miejsce dla mnie. - westchnęła lekko - Festyn w takim miejscu to z pewnością niezapomniane wydarzenie. Może pozwoliłoby mi na stworzenie wyjątkowego utworu... - ostatnie zdanie wypowiedziała nieco ciszej, jakby do siebie.
Machnęła lekko ręką, wracając do tego co tu i teraz.
- W każdym razie, proszę wybaczyć mi nieznajomość tutejszych zasad i pewną impertynencję, czy jest jakaś możliwość zdobycia zaproszenia od któregoś z magów bez możliwości wejścia do stolicy w tej chwili? - w jej głosie zabrzmiała nuta żalu, całkowicie prawdziwa i uzasadniona. Jak miała zająć się swoimi sprawami bez dostępu do miasta? Zresztą sam festyn mógł być wspaniałą okazją do chwilowego odcięcia się od szarej codzienności.
- Pieśń na festyn powiada pani...- podrapał się po brodzie bez krępacji lustrując jej ciało od kostek po szyję. - Z tego co mi wiadomo Psalterium jest puste jak łeb ogra.- zaśmiał się po dłuższej chwili trudnego do wyczucia pomrukiwania. - To miejsce raczej ponure, które nie prosi się o gości. I zaskakuje mnie pani przez to jeszcze bardziej... Niewielu wie o istnieniu tej gospody. - uśmiech na jego twarzy mógł zwiastować coś dobrego... Lub coś ohydnego, co właśnie zrodziło się w jego głowie. - Dobrze! Umówmy się tak... Jeśli pani zechce przedstawić mi swoją pieśń, na osobności, kiedy tylko będzie gotowa... Może sam zaproszę was do środka? Co powiesz na to Sheila... O przepraszam, mogę pani mówić po imieniu? - ułożył dłoń na jej ramieniu.
- Nie wiem czy to odpowi...
- Stul pysk Brannet. - warknął gniewnie do swego pomocnika, kiedy ten raczej zorientował się w działaniach bardki. - To jak? Powiedzmy po jutrze? Zapraszam panią do siebie. Wtedy będę mógł wysłuchać pieśni.

Dziewczyna spodziewała się dalszych wątpliwości i oporów maga, tymczasem okazało się, że wszystko bardzo ładnie się ułożyło. Chyba nawet trochę za ładnie, biorąc pod uwagę zadowolenie rozmówcy. Ale cóż... Darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby. Z niejednych tarapatów wychodziła już cało, to i w razie potrzeby z kolejnych się wywinie. Póki co miała jeszcze chociaż niewielką kontrolę nad tym, co się działo.
- Proszę się nie krępować, może być po imieniu. O Psalterium nic mi nie powiedziano poza tym, gdzie się znajduje. Być może celowo mnie tam skierowano? - wzruszyła lekko ramionami - Oczywiście mogę przygotować pieśń na festyn. To chyba całkiem dobry pomysł. Będę mogła wpleść ją potem w większe dzieło opiewające waszą krainę. - rzekła z entuzjazmem - Dwa dni to dość krótki czas na odpowiednio dopracowany dla takiej publiki utwór, ale zaręczam, że nie pożałujesz czasu mi poświęconego, Panie. - dygnęła dwornie, uśmiechając się kokieteryjnie.
Niejakiemu Brannetowi rzuciła jedynie powłóczyste spojrzenie z iskierką triumfu.
- Nonsens. Już z miejsca widzę wielki talent panienki do pisania opowiastek porywających słuchacza...- przymrużył znacząco oko. - Zatem po jutrze się spotkamy i wysłucham pani pieśni. Psalterium... Tak, odwiedzę tam panią. - raz jeszcze pogładził się po brodzie mieżąc dziewczynę. - Z pewnością... Tymczasem - serdecznie wskazał jej ramieniem bramę.

Kayla ukłoniła się z gracją i z uśmiechem minęła maga, by przejść przez bramę.
- Dziękuję i do rychłego zobaczenia.
Gdy tylko minęła wrota, miała wrażenie, że pomruk tłumu przed bramą ucichł momentalnie. Być może po prostu przestała zwracać na to uwagę, być może za sprawą jakiegoś magicznego efektu. Trudno powiedzieć, ale nie przejmowała się tym zupełnie. Jej myśli zaprzątał bowiem Assmarthalozujs, który z chyba nie uwierzył zbytnio w jej śpiewkę o pieśni, festynie i poszukiwaniu wiedzy. O cokolwiek ją podejrzewał, mogła mieć nadzieję, że zapomni o tym w jej towarzystwie. Co prawda średnio uśmiechało się jej ponowne spotkanie, które prowadzić mogło do bogowie jedyni wiedzą czego, ale... skoro powiedziało się A, trzeba powiedzieć B i ponieść tego konsekwencje. Tak to już czasem jest, gdy motyw staje się obsesją. Westchnęła głęboko, wzdrygnęła się lekko i ruszyła ulicą, by odszukać Psalterium.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline