Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-11-2012, 20:22   #13
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Porcelanowa filiżanka wykonała równy łuk i rozbiła się o obramowanie lustra w apartamencie hotelu Touraine.

- Wyrzucili mnie! Wyobrażasz sobie? – wzburzona chodziła szybkim krokiem po salonie – „Przykro mi panienko, ale damy nie mają wstępu do prywatnych sal klubowych” - naśladowanie głosu odźwiernego szło jej naprawdę sprawnie – Panienko!
- Oczywiście, zapłaciłam taksówkarzowi, żeby poczekał, aż doktor skończy i pojechał za nim, ale ten dureń zgubił go gdzieś. Nie można nikomu ufać w dzisiejszych czasach…




Mężczyzna wstał z krzesełka, podszedł i zabrał jej spodeczek od filiżanki. Ujął pod ramię i doprowadził do fotela.

- Siadaj, Nathalie – powiedział spokojnie i stanowczo.
Nie byłby jej agentem od trzech lat, gdyby nie potrafił sobie z nią radzić. Z nią i jej temperamentem. Pozwolić się jej wykrzyczeć, a potem zdecydowanie przejąć kontrolę nad sytuacją. Działało zawsze.. no prawie zawsze.

- Posłuchaj. Posłuchaj! – stanowczym gestem dłoni uciął jej protesty – zatrudnimy Agencję Pinkertona.

Spojrzała na niego, zaintrygowana.
- Niepotrzebnie robiłaś to wszystko sama i w tajemnicy. Wystarczyło powiedzieć, że potrzebujesz pomocy. Zabrać mnie na to spotkanie. - spojrzenie jej szarych oczu zmroziło go – Wiem, wiem… Capra. Ale przecież mogłem to komuś zlecić, albo posłać kogoś z tobą. Mój błąd, że pozwoliłem ci iść samej. Już, moja śliczna, nie denerwuj się. – przysiadł na podłokietniku jej fotela - Pinkerton jest najlepszy, dotrze do niego i wszystkiego się dowie.
- A my
– dotknął pieszczotliwym gestem jej ramienia – omówimy teraz harmonogram promocji tego.. „Paryża utraconej niewinności”, „Niewinności utraconej w Paryżu”? – zajrzał do notesu w eleganckiej, skórzanej oprawie – Ciągle zmieniają tytuł.. mam nadziej, że coś wybiorą do jutra. FOX planuje premierę na październik, tu masz plan na najbliższe dwa tygodnie – wsunął jej plik kartek w dłonie – Więc jutro o 12 konferencja prasowa, potem …

***


Kolejne dni upływały szybko i pracowicie. Konferencje prasowe, sesje zdjęciowe, przymiarki, koktajle, przyjęcia, wydawane przez Studio, wizyty na premierach, odrzucanie zaproszeń, przyjmowanie zaproszeń, odrzucanie zaproszeń, odrzucanie kolejnych zaproszeń…

Will dbał, żeby nie zajmowała się sprawą dr Chance’a. Streszczał jej raporty, które otrzymywał od Pinkertona – wymusiła to - ale pilnował, żeby nie marnowała energii na poszukiwania. Dopóki ona była na topie, on miał zapewnione źródło utrzymania. Obfite źródło. Procent od jej kontraktów, ale też pensyjkę od jej matki, Helena Woolf – która, choć oficjalnie zajęta swoja karierą aktorską, ciągle jednak, zza kulis – nadzorowała Nathalie. I potrzebowało kogoś, kto będzie małą temperował. Oraz drobne gratyfikacje od pisemek brukowych, którym rzucał różne pikantne – w większości przypadków zmyślone, oczywiście – szczegóły. I od fotografów, których informował, gdzie i kiedy panna Kelly się pojawi. Will nie był może ostoją moralności, ale nie był kretynem – nie zrobiłby niczego, co zaszkodziło by Nathalie.

Dość długo udawało mu się utrzymywać dziewczynę z dala od poszukiwań. Ale raporty nie wnosiły nic nowego: dr Chance wyjechał - najpewniej poza USA, chyba do Japonii, ale to nie jest pewne, ślad urywał się w Montrealu. Wydawało się, ze przed kimś – lub przed czymś – ucieka.

„Dziwne” - rozmyślała Nathalie, kiedy zręczne palce hotelowej masażystki ugniatały jej odkryty bark – „Najpierw zwołuje konferencję, a potem ucieka? Przestraszył się czegoś? Kogoś? Przecież nie tych pismaków z brukowców… I dlaczego przeniósł spotkanie do prywatnych pomieszczeń klubu? Wgląda na to, jakby uciekał.. przede mną. To nie ma sensu. A może ma? Może myślał, że ktoś mnie postawił, żeby wyciągnąć jego tajemnicę? Ale przecież powinien rozpoznać pismo ojca… „

Tego wieczora rozpoczęła poszukiwania na własną rękę – przedstawiając się jako reporterka z niewielkiej gazety spotykała się z różnymi ludźmi, odwiedzała biblioteki, towarzystwa naukowe. Ale kolejne spotkania nic nie wnosiły – Chance wydawał się rozpłynąć w powietrzu. „To dziwak” słyszała „Zakała świata naukowego” „Fantasta”.

Z każdym dniem narastał w niej niepokój – z jednej strony, Chance wydawał się tak podobny do jej ojca, z drugiej strony – wymykał się jej jak piskorz. Nie była przyzwyczajona do porażek. Jej życie – od dzieciństwa, od debiutu u boku matki na Brodwayu w wieku niespełna 4 lat – było pasmem sukcesów. Miała talent, znajomości, ale też pracowała ciężko od zawsze i zwykle osiągała to, na czym jej zależało. Nieważne, czy chodziło o kolejną rolę, kolejny język, pozycje w aikido, czy wyjazd z ojcem na wykopaliska do tajgi.

Tutaj jednak obijała się o ścianę. To budziło frustrację.

Frustrował się tez Will – Nathalie spóźniała się na premiery, przychodziła niewyspana na zdjęcia. Wszyscy mieli do niego pretensję. A on czuł się bezradny. Chwycił się ostatniej deski ratunku i umówił na spotkanie z panią Woolf.

***



Stała na środku chodnika, jakby czekała na nią. To było absurdalne, matce nie zdarzało się nachodzić Nathalie bez uprzedzenia. Poza wszystkim – dziewczyna świadczyła głębokie przekonanie, ze matka nie porusza się po ulicy, jak zwykli ludzie. Używała limuzyn.

- Fatalnie wyglądasz – obrzuciła spojrzeniem jej spodnie i kapelusz – jak pensjonarka. Skończyłaś już 20 lat, nie możesz ubierać się w ten sposób. I te warkoczyki…
- Witaj mamo. Twoje ostatnie przedstawienie zbiera oszałamiające recenzje.
- Tak, tak –
pani Helena machnęła ręką – Nie po to tu jestem, Nathalie.

Stając nieopodal limuzyna podjechała bezszelestnie i obie kobiety wsiadł do środka.

- Will wszystko mi opowiedział – stwierdziła, kiedy już siedziała na skórzanej kanapie – To się musi skończyć, Nathalie.
- Ależ mamo.. przecież to mój ojciec! Nie mogę tak po prostu o nim zapomnieć!
- Nie unoś się, Nathalie
– pani Helena zapaliła papierosa – Damie to nie przystoi. Nie oczekuję, że o nim zapomnisz, ale nie możesz szargać swojej opinii. Zawalasz terminy, to twoje zdjęcie w "Wiadomościach porannych” Mamy szczęście, ze ten prostak Peter Jennings cię nie rozpoznał. To się musi skończyć. Natychmiast.
- Ale mamo..
- Usłyszałaś.
– przerwała jej pani Helena strzepując popiół. Odwróciła się nieco i spojrzała na córkę – Kochanie, wiem, że ci na nim zależy. To twój ojciec. Nie wiem, na Boga nie wiem, czemu właśnie on nim został, tylu było innych, lepszych, ale dzięki niemu mam ciebie. Było nam dobrze. Był szalony, miał fantazję,. To jego spojrzenie i akcent… Nikt potem nie mówił do mnie Lenoczka. Nikomu bym nie pozwoliła. Zawsze będę mu wieczna, ze dał mi ciebie. Ale nie chciałby, na pewno by nie chciał, żebyś przez niego marnowała swoją karierę. Ponimajesz, Natasza? – Nathalie zadrżała, matka nigdy nie używała tej wersji jej imienia.

- Tak mamo.
- Dobrze
– pani Helena pogładziła ją po policzku. – Mam coś dla ciebie. Zachowało się tylko kilka sztuk.. nie wiem w sumie, czemu je trzymałam. Ale są.

Podała dziewczynie kopertę. W środku było kilka zdjęć – pani Helena, z przystojnym, ciemnowłosym mężczyzną, objęci, uśmiechnięci. Pani Helena z mała dziewczynką w objęciach, obok ten sam mężczyzna, obydwoje wpatrują się z uczuciem w dziecko, ale stoją już w dystansie. I znowu Nathalie, chyba czternasto-, piętnastoletnia, obydwoje w futrach, ojciec obejmuje ja ramieniem, w tle zaśnieżony szczyt.

- On nie żyje, kochanie. Musisz się z tym pogodzić. I skończyć te dziecięce wygłupy. Obiecujesz?

Nathalie pokiwała głową.

***


Dwa dni potem lokaj przyniósł depeszę od dr Chanse’a.
--- TAKŻE O PANI TACIE --- STOP --- B.E. CHANCE przeczytała raz, drugi i kolejny. I kolejny.

Siódmego września weszła do restauracji Crystal. W niczym jednak nie przypominała tamtej dziewczyny która wtargnęła na spotkanie w klubie.

 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline