Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-11-2012, 20:31   #472
Betterman
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
przy znaczącym udziale Armiela, rzecz jasna

Właściwie powinien od razu rozpieprzyć lustro w drzazgi i uciec z potępieńczym wrzaskiem. Ale górę wzięło znużenie. Dosyć już miał tych wszystkich potworności. Zaśmiał się krótko, ponuro. Pokręcił głową.
– Czego tu szukam? Dobre pytanie... – Upuścił graty na ziemię i oparł się nonszalancko plecami o ścianę. – Chyba przyjaciela... – Sprawdził w nieśpiesznym zamyśleniu kieszenie, które mu jeszcze zostały. – Tak, zgubiłem jednego przerażonego żółtka... – Zmiął w garści pustą paczkę, zgrzytnął zapalniczką. Zaciągnął się z lubością i skrzywił przepraszająco do upiornego odbicia. – Wybacz, ostatni... Niewykluczone, że z gołą Murzynką. W większości.

Potwór w lustrze wyszczerzył się, parodiując większość ruchów Summersa.
- Luke - zaczął chrapliwym, mało wyraźnym głosem. - Faktycznie, jesteś ostatni. Ostatni pośród szaleństwa, który jeszcze nie dał się... jemu. Zagubiony pośród labiryntu, tak jak wcześniej zagubiony, pośród chaosu tej wyspy. Doskonały żołnierz. Wieczny wojownik. Zawsze tam, gdzie trzeba przelać krew, gdzie trzeba zabijać, gdzie trzeba walczyć, by przeżyć. Ty. Wieczny wojownik. Spójrz...

Lustro zafalowało, a Summers zobaczył... siebie. Z włócznią w futrze bijącego się z innymi dzikusami, powożącego rozpędzonym rydwanem, który ostrzami na kołach kosił wrogów w rozbryzgach krwi. Siebie o ciemnym odcieniu skóry, walczącego w futrze leoparda i z wielką tarczą. Siebie w kolczudze i z mieczem, Siebie w mundurze z epoki wojen napoleońskich. Siebie na koniu walczącego u boku Custera pod Little Big Horn. Siebie w mundurze z okresu Wielkiej Wojny szturmującego Ziemię Niczyją pod ogniem wrogich km-ów. Niekończący się korowód wizji szaleńczej walki, krwi, rzezi, śmierci i zwycięstwa.

- Więc, powiedz - lustro zafalowało ponownie i pojawił się w nim ten sam zniszczony, paskudny “Summers” - czego tak naprawdę szukasz. Bo wiesz. Mogę ci pomóc. W końcu jesteśmy tacy sami. Nieodłączni kumple. Summers i jego dusza. Mogę pokazać ci drogę. Tylko, powiedz, gdzie ma ona prowadzić? Gdzie, tak naprawdę, chcesz dojść?

„Do Tongue'a”... Chyba tak powinna brzmieć odpowiedź. Przecież dla zwykłych chłopaków daleko od domu właśnie do tego sprowadzała się wojna, nieważne, co ględzili o niej ważniacy w gabinetach i sztabach. Nie zostawia się kumpla w potrzebie i tyle. Za „do Tongue'a” nikt by nie miał pretensji; było by całkiem zrozumiałe, a w każdym razie zgodne z filozofią korpusu. I tradycyjną postawą starszego szeregowego Summersa też.
Ale ze środka, z głębi, przyszły inne słowa. Pstryknął niedopałkiem w lustro i sięgnął po oparty o ścianę karabin.
– Tam, gdzie można to wszystko rozpieprzyć.
 
Betterman jest offline