Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-12-2012, 12:08   #8
sheryane
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
- No już, no już... - Joylin poklepała ledwie przytomnego Halvarda po policzku - Tak żeś się biedaczyno czymś sponiewierał, że mówiłeś przez sen. I to jakby Ci co w gardle stanęło. - przed nos, z uśmiechem na twarzy wysunęła mu już zakręconą buteleczkę. - Ciotka Greta robi wspaniałe sole trzeźwiące. - buteleczka powędrowała szybko do kieszeni pod lekką, białą zbroją - Będzie żył, Agatho. - stwierdziła wesoło.
- Ulga na sercu. Dziękuję pani Whitestone. - ukłoniła się delikatnie - Marku! Marku! - zawołała w kierunku drzwi, którymi kilka chwil temu weszła do głównej izby. Po kilku sekundach pokazał się w nich młodzieniec, ledwie nastoletni.


- Tak?
- Przygotuj stół i należyty trunek. Chłodny, bo się wszyscy podusimy w tym ukropie. Nastaw gar na ogień, państwo muszą być wymordowani. - zmartwiona popatrzyła na Rieven, po czym bardziej zaniepokojona przyjrzała się Halvardowi.

- To był koszmar - Halvard zamknął powieki, a twarz nakrył dłońmi, ucisnął oczy i przejechał palcami po czole i policzkach - Wydawało mi się, że widziałem znaczki Harfistów. Mówię wam, od razu poczułem, że szykują się kłopoty.
Westchnął i z ulgą odjął dłonie od twarzy. I zamarł. Koszmary okazały się prawdą... Choć symbol, na który zerkał, pięknie się prezentował w oprawie rozkosznie wypełniających suknię piersi niewiasty.
- Agatha Moonwell. Właścicielka Psalterium. Gospody, w której właśnie się znajdujecie panie?...- dygnęła grzecznie unosząc nieco brzegi sukni.

Głupio było tak z butami na stole się wylegiwać, zwłaszcza wilczym futrem przyozdobionymi, dlatego czym prędzej (i niemal lądując na podłodze - ten bimber był naprawdę zdradliwy) tropiciel stanął na równe nogi.
- Halvard Hroebertsson - powiedział, zerkając nieco podejrzliwie po zebranych, w tym również na dawnego sprzymierzeńca. -Do usług.
- Trochę nam zasłabliście...- zerknęła znacząco w kierunku trzymającej się na uboczu Quaanti.- Ale spóźnienie było niewielkie.
- Zawsze tak mam jak mnie piękna kobieta za nos wodzi - stwierdził filozoficznie tropiciel, zerkając w tym samym kierunku. Skoro kobieta mówiła w liczbie mnogiej czarodziejka też pewnie miała problemy z dotarciem tutaj.
- O tak, Quaanti ma wiele uroku...- odpowiedziała dyplomatycznie. - Pozwólcie zatem, że przedstawię wam pozostałych.- stanęła bokiem, tak by odsłonić mu nietypową zbieraninę gości. - Dama, która przywróciła wam świadomość to Joylin Whitestone.
- Bardzo miło mi poznać! - wtrąciła się wesoło. - Kapłanka w służbie Dugmarena Jasnego Płaszcza. - zaryzykowała dworskie dygnięcie, jednak nie dla krasnoludzkich nóg takie piruety. Wyszło koślawo.
- Dama za nią to Kayla Rieven. Z tego co mi wiadomo pasjonatka sztuki.- skinęła życzliwie głową.

Dziewczyna stanęła prosto i skłoniła się z gracją Halvardowi.
- W służbie sztuce i wiedzy. - rozbawione iskierki dalej tańczyły w jej oczach.
Sięgnęła dłonią do szyi i przesunęła po palcach srebrny łańcuszek, wyciągając spod ubrania symbol Harfiarzy - No to pan wpadł. - stwierdziła, tłumiąc śmiech i wisiorek wrócił na swoje miejsce.

Halvard jęknął w duchu. Faktycznie, kłopoty się szykowały, jak zawsze od Cormyru, gdzie pierwszy raz spotkał tych muzykalnych nicponi. Ale uśmiechnął się do niewiast, mając nadzieję że ogolone policzki dodadzą uroku temu uśmiechowi. Wyszłoby lepiej gdyby dzisiaj nie upadł już na pysk, i to jeszcze przed bramami miasta.

- Krasnolud którego widzicie za stołem to Driazgat Whitestone, Cicha Woda jego mianem.- wyciągnęła ramię w kierunku krasnoluda. Kayla zorientowała się w tym momencie, że przez cały ten czas jego pozycja nie zmieniła się ani odrobinę. Dalej sterczał w pobliżu stołu, wsparty o swój buzdygan, w głową wciśniętą między potężne ramiona. Gest, jaki wykonał głową na powitanie Halvarda był równie prosty, co ten, którym powitał się z nią.
- Aerona Szarego już na pewno znacie. Jegomość przy stole to E... Panie Blacktail! - wrzasnęła nagle, opierając dłonie na biodrach. - Proszę nie straszyć Marka!
Niziołek wpatrywał się właśnie wzrokiem zabijaki w zniewieściałą twarz pomocnika Agathy, przyciskając jego rękę do stołu.
- Tknij tych kart jeszcze raz, a ktoś będzie musiał ci je wygrzebać z trzewi, jasne?
Chłopak, blady niczym ściana, pokiwał energicznie głową, natychmiast cofając uwolnioną dłoń.
- I zbierzcie te karty ze stołu. To nie jakiś dom schadzek! Marku podaj napitki. A państwa zapraszam do stołu.

Halvard skinął głową krasnoludowi, ominął spojrzeniem Aerona - później chciał z nim porozmawiać - uśmiechnął się do Marka i machnął dłonią do Eranatiana. Miał wrażenie że oberwał ciężką pałką w kark i cała ta sytuacja jest nierealna. Niestety - była realna. Pewnie wyglądał na mało rozgarniętego, ale nic na to nie mógł poradzić.

Kayla drgnęła na nagle podniesiony głos Agathy. Blacktail wyraźnie nie lubił, gdy tykano jego własności. Przeciągnęła się i podeszła do wskazanego stołu.
- To skoro już ceremonię mamy za sobą, możemy przejść do konkretów? Bo zdaje mi się, że będzie ich sporo. - założyła nogę na nogę i skrzyżowała ramiona na piersi, spoglądając po kolei po wszystkich.
- Właśnie do tego zmierzałam.
- Jak słodko...- burknęła Quaanti dosiadając się do stolika, tuż obok niziołka. W jej ślady poszła Joylin oraz Aeron. Jedynie Driazgat pozostał na swoim miejscu.
Agatha oparła ramiona na stole, nieco się nad niego nachylając. Z jej twarzy w jednej chwili zniknęła uprzejmość, której miejsce zajęło napięcie. Wydawała się osobą surową, bardzo rzeczową.
- Jest tego naprawdę wiele... Tak wiele, że aż ciężko wybrać od czego zacząć. Ale chyba najlepiej...- zerknęła na Quaanti. - Od niepokojących wieści przyniesionych mi przez ciebie Quaanti.
- O? Już nie się nie bawimy w panie i panienki? - mruknęła, rudowłosa jednak zignorowała zaczepkę.
- Nie wiem jak wielu z was zapoznanych jest z prawami rządzącymi Halarahh. - popatrzyła po twarzach zgromadzonych. - Jak pewnie zdążyliście się przekonać naszym ludem rządzą arcymistrzowie magii. A ponieważ jest to kraina w niej skąpana jest tutaj takich naprawdę wielu. - skrzyżowała dłonie pod biustem.
Kayli nieco zrzedła mina na wzmiankę o arcymistrzach magii, ale siedziała cicho, dając Agacie mówić.
- Stolica, Halarahh jest miejscem gdzie widać najlepiej wszelkie podziały, stronnictwa... Jednym słowem politykę. Widzieliście wieże wznoszące się wysoko ponad miasto? Są one siedzibami konkretnych grup, związków, organizacji, bractw... Nazywajcie to jak chcecie. Każda z tych grup jednoczy pod sobą kilkudziesięciu czarodziejów, których światopoglądy w jakiś sposób są sobie podobne, bądź też takich, którzy posiadają pewne zainteresowanie w konkretnych dziedzinach czarostwa. Największa z nich należy jednak niepodzielnie do króla - najsilniejszego, a raczej tego, który zjednał pod sobą jak największą ilość czarodziei. Obecnie jest nim Zalathrom. Nazywany Wieszczem. Nie uważacie, że to trochę dziwne? - uśmiechnęła się, bo chyba jedynie dla niej zagadka ta była ciekawa. - W Halruaa od setek lat nie mieliśmy wojny, bitwy, konfliktu. Od kiedy przodkowie obecnego króla, mistrzowie magii zdradzającej tajemnice przyszłości i przeszłości zasiadają na tronie. Nie potrzebne były wywiad, kontrwywiad, wszelkiej maści szpiedzy czy informatorzy. Żołnierze? To też zbyteczna sprawa... Nigdy też, odkąd panują mistrzowie tej szkoły nie zamykano dla przyjezdnych bram miasta. Każde niebezpieczeństwo było odkrywane, nim naprawdę mogło zagrozić komukowiek w tym kraju. Czy rozumiecie dlaczego taki stan rzeczy - wskazała podbródkiem w kierunku wyjścia. - jest niepokojący?
Spauzowała pozwalając zastanowić się słuchaczom lub też zadać im pytania.

- Każda zmiana w porządku trwającym od dłuższego czasu jest niepokojąca. A tu macie do czynienia z, można powiedzieć, wywróceniem sytuacji do góry nogami. Sytuacje, które nie działy się od lat, teraz stają się porządkiem dziennym. Dodajmy do tego dużo, dużo magii i sporo osób nią władających oraz fakt, że praktycznie wymyka się to spod władzy króla... Cóż, tak, sytuacja jest nieciekawa. - Kayla westchnęła, pochyliła się w kierunku stołu i oparła na nim, podobnie jak Agatha, przyglądając się jej uważnie - W tej chwili jednak, mając jakiś pogląd na sytuację stolicy, bardzo interesuje mnie, dlaczego ja i dlaczego aż z Calimshanu? To znaczy... Co to ma wspólnego ze mną konkretnie? - skrzywiła się lekko, wiedząc jakiej odpowiedzi może się zaraz spodziewać.
- Piękna kraina - mruknął Halvard z zadumą na wzmiankę o Calimshanie. To że o mały włos nie trafił tam na galery jakoś nie przyszło mu na myśl.
- Zaufajcie mi, że w jakiś sposób sytuacja ta ma wiele wspólnego z każdym z was... Quaanti jakiś czas temu przybyła z informacją od swego... Opiekuna. Bardzo niepokojącą, zatuszowaną przed światem. A jednak... Biorąc pod uwagę ostatnie zdarzenia i wytyczne władz - możliwą. Przyszłość przesłoniła ciemność... Nagle. Bez zapowiedzi król stracił możliwość jasnowidzenia. I nie tylko on.
- Według informacji, które posiadam każdy mag stąd aż po góry stracił dar jasnowidzenia. Magia ta przestała działać. I trwa to od miesiąca... Przynajmniej od miesiąca o tym wiemy.


Kayla postukała opuszkami palców w usta, analizując sytuację.
- Skoro zjawisko ma skalę przynajmniej krajową, to wyklucza wyłącznie lokalne działanie. Nie znam się na magii wieszczącej, ale zakładam, że nawet jeżeli w czasach wielkiego niepokoju przyszłość jest trudna do określenia, rozwidlając się na setki ścieżek, to i tak da się coś wywróżyć? Czyli zapewne taką sytuację też wykluczyliście? - bardziej w zasadzie stwierdziła, niż zapytała - Co może blokować magię jasnowidzenia? Co może spodować, że nie można z niego korzystać? Nie przypominam sobie takich wydarzeń w obrębie magii wtajemniczeń.
- To bardzo trudne pytanie panno Rieven. - stwierdziła ciężko Agatha. - Odpowiedź może być prosta, ale zbyt straszliwa do przyjęcia... Ktoś musiał wpłynąć na cały, wielki Splot. Nie widzę bowiem innego wyjścia. Przynajmniej takiego, które mój rozum byłby w stanie ogarnąć.
- Głośno myślę tylko...
- To nie wszystko. - wtrącił się z przestrogą w głosie Aeron. - Widzieliście zapewne tłumy pod bramami? Festyn dopiero za miesiąc a i tak nigdy nie przybywały tutaj takie tabuny ludzi. Pomijając fakt, że żaden złoczyńca z łbem na karku nie pchałby się do takiego miejsca jak Halarahh... Tutaj za ledwie bójkę ląduje się w lochu. Co więcej... Część z nich, zwyczajnych albo i też niezwyczajnych oprychów miało zaproszenia. Przepuszczono ich przez bramy.
- Ktoś z wewnątrz macza w tym palce. Pewnikiem ktoś ze stronnictw... Pytanie tylko którego?
- Szpony... Jesteście ślepi? To oczywiste.
- mruknęła Quaanti.
- Nie dajmy się ponieść osobistym urazom.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”

Ostatnio edytowane przez sheryane : 04-12-2012 o 12:10.
sheryane jest offline