Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-12-2012, 13:35   #10
sheryane
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
W duszy Kayli rozpętał się ogień; prawdziwy, cholerny, piekielny ogień. Ciekawe, czy to samo czuł Carl, kiedy widziała go po raz ostatni? Na myśl o nim ogień wzmógł się na tyle, że niemal czuła jak dławi ją od środka. Przynajmniej tak jej się wydawało. Wbiła spojrzenie gdzieś w bok, starając się opanować i na spokojnie przemyśleć sytuację. Ale było tego za dużo. O wiele za dużo. Gdy tylko miała już pewność, że głos jej nie zawiedzie, spojrzała na właścicielkę Psalterium.
- Jeżeli to nie problem, chciałabym wziąć kąpiel i będę potrzebowała jakiejś naprawdę dobrej i szykownej szaty, aby dopełnić wrażenia. - poprosiła cicho.
- Tak, naturalnie. Wszystkim się zajmę. Marku przygotujesz wodę dla Kayli, a później tutaj posprzątasz. Ja zajmę się kupnem sukni. Dopasujemy ją wieczorem. Spotkanie chyba... - spojrzała za wychodzącym Halvardem - Można uznac za skończone. Marku, zaprowadzisz?
Chłopak skinał głową.
- Proszę za mną, panno Rieven.
Dziewczyna pożegnała jednym dworskim ukłonem całą zbieraninę, wzięła swoje rzeczy i poszła za młodzieńcem.
- Musi panienka uważać na Quaanti. - przemówił szeptem, kiedy minęli kotarę i weszli na długi korytarz - Nie jest dumna ze swojego pochodzenia... Przynajmniej tak mówią. - obejrzał się za siebie. - Wie panienka, co mam na myśli?
Kayla spojrzała na Marka i uśmiechnęła się lekko.
- Przyznam, że chyba nie do końca dokładnie. Ale rozumiem, o co chodzi... Będę ostrożniejsza.
- Ona...ona jest jedną z nich. Wiecie? Na pewno słyszałyście... Opowiadają o nich całe legendy. Siostry z Szepczących Bagien?
- To ciekawe, nie słyszałam żadnych wzmianek na ten temat. Zechcesz podzielić się ze mną wiedzą? - zapytała, szczerze zainteresowana, choć nie lubiła przyznawać się do niewiedzy.
Na twarzy chłopaka dostrzec się dało pewien niepokój. Obejrzał się za siebie, w kierunku drzwi do sali, gdzie zasiadywała jeszcze część z gości Agathy, po czym przycisnął się swym bokiem do Kayli.
- Agatha mi kiedyś opowiadała... Te siostry, to właśnie wiedźmy. Wiedźmy z Bagien Szeptów... Ponoć leżą one gdzieś na granicy Tashalar i Halruaa. Na ziemi niczyjej, gdzie nie zapuszcza się nikt, komu życie drogie. - spauzował, otwierając przed kobietą drzwi. Pomieszczenie było niewielkie, pozbawione okien. Drewniane ściany dobrze trzymały przyjemną, wypełnioną zapachem olejków eterycznych wilgoć. W jego centrum znajdowała się obszerna kadź na wodę. Po prawej stronie, tuż obok drzwi ustawiono parawan, a pod ścianą obok niską ławeczkę.


Przy ścianie na przeciwko niego znajdowało się źródło wody... Przynajmniej tak mogła zakładać. Z lewitującego nad stalową miską kryształu cały czas bowiem skapywały leniwie krople wody. Obok czekała sterta węgla, gotowa do podgrzania.
- Przygotuję dla panienki wodę. - uśmiechnął się lekko, ruszając w kierunku “źródełka” - Za parawanem powinien być czysty szlafrok. Może panienka czuć się swobodnie. Na czym skończyłem... a tak. Agatha powiedziała mi kiedyś, że Quaanti pochodzi właśnie z tych Bagien. Że żyła wśród wiedźm i zna ich sekrety, ich straszliwą magię. Nie jestem pewien czemu jest ona straszliwa... Tutaj w Halruaa za straszliwą traktuje się tę... - spojrzał na swoje dłonie - Która nie płynie z ksiąg, mądrości wielkich mistrzów. Być może ta wiedźm z Szepczących Bagien właśnie do takich należy? O Quaanti powiedziała Agatha co innego... Że z własnej woli siostry opuściła. Odcięłą się od ich straszliwych zwyczajów i przestrzegała mnie, bym nigdy nie zadawał jej o tym pytań... Ponoć bardzo nie lubi wracać do tego tematu, o czym chyba panienka przekonała się chwilę temu?
Wykonał gest dłonią nad kryształem, z którego runęła w dół misy woda, niczym z wodospadu. Dopiero teraz dziewczyna zauważyć mogła rynienkę, przeciągniętą w podłodze. Usłyszała również bulgotanie wody w kadzi. Chłopak złapał za szuflę, nabrał węgla i przesypał go do paleniska pod nią umieszczonym.
- Ona ponoć rzeczywiście jest inna niż te wiedźmy... Tak mówi Agatha. Nie wiem czy kiedyś spotkała je naprawdę. W końcu... jest tutaj i opiekuje się mną, a opowieści krążą takie, że... - potrząsnął głową. - O tym jak używają krwi niewinnych do magicznych obrzędów. O tym jak posilają się ich mięsem. I wiele wiele gorszych. - westchnął. - Życzy sobie pani bąbelki do kąpieli? Może jakieś olejki zapachowe?! - błysnęły jego oczy, po czym rzucił się w kierunku kolorowych, szklanych flakoników ustawionych przy kadzi.
- Mamy tutaj same specjały! Czasem i sam się nimi rozpieszczam... - zachichotał niemęsko - Mamy pustynną różę z Mulhorand. Zapach jodły z Wysokiego Lasu. Anielskie kwiaty z Chultu i kwiat akacji ze Smoczego Wybrzeża... Z Calimshanu mamy olejki wyciągnięte z pustynnych pnączy! Wspaniałe, prawda?

Kayla wysłuchała Marka uważnie, raz po raz kiwając głową ze zrozumieniem. Zachowanie Quuanti przestało być tak strasznie irracjonalne. Najwyraźniej faktycznie nie była dumna ze swojego pochodzenia i nie życzyła sobie porównań kojarzących się z jej niegdysiejszymi siostrami. Pozostawało mieć nadzieję, że z nimi Calishytka nigdy nie będzie musiała mieć do czynienia.
- Bąbelki jak najbardziej. Dawno nie miałam okazji wziąć porządnej i długiej kąpieli w odpowiednich warunkach. - stwierdziła z autentyczną radością - Swoją drogą wierzę, że Agatha dobrze oceniła Quuanti. I nie dziwię się jej, że jest nieco... zgorzkniała.
Przeszła za parawan i zaczęła pozbywać się odzienia.
- Może być ten kwiat ze Smoczego Wybrzeża. - dokonała wyboru - Cóż, moja magia też nie pochodzi z ksiąg magicznych czy mądrości wielkich mistrzów. Magia muzyki to coś zupełnie innego... - wyjrzała zza parawanu odziana w samą bieliznę, sprawdzając, czy kąpiel jest już gotowa.
Chłopak z pasją w oczach, ruchami wprawionego alchemika dodawał odpowiednich mieszanek do nagrzewającej się wody. Od czasu do czasu pochylał się do trzaskającego miło paleniska, by podmuchać na ogień. Słysząc pytanie Kayli, wsunął dłoń do wody.
- Letnia, ale będzie się jeszcze nagrzewać. Jeśli chcecie, zostawię wam czerpak przy brzegu. Zalejecie ogień, kiedy woda będzie wam odpowiadać.
Na jego policzku pozostało nieco śnieżnobiałej piany, która dumnie unosiła się ponad kadź. Dodane olejki i rozpalone nie wiadomo, kiedy świece wzmocniły już wcześniej wyczuwalną, perfumeryjną woń.
- Pójdę przygotować pokój dla panienki. Kolację podajemy o zachodzie słońca, więc jest jeszcze dużo czasu. Czy życzy sobie panienka zjeść coś wcześniej? Mamy trochę zupy cebulowej na białym winie, bażanta w cytrusach i świeże ryby pieczone z warzywami... - wyliczał na palcach z zadumanym spojrzeniem wlepionym w sufit - Ręczę, że są wyśmienite. Sam gotowałem. - uśmiechnął się dumnie. Wydawało się, że całkowicie nie zwraca uwagi na strój Kayli, a właściwie jego częściowy brak.

Dziewczyna wprost nie mogła już doczekać się kąpieli, czując wspaniały aromat niosący się od strony balii. Podobało jej się zaangażowanie, które wykazywał Marek nawet przy tak banalnej rzeczy jak przygotowanie kąpieli. Młodzieniec zdawał się czytać jej w myślach w kwestii upodobań, gdyż pojawiły się i świece, o które nie śmiała nawet prosić.
- Dobrze, poczekam aż nagrzeje się jeszcze trochę. - widząc, że nie jest skrępowany faktem, że rozmawia z prawie nagą kobietą, wyszła zza parawanu, czując się swobodniej - Chętnie zjem coś przed kolacją. Ryby z warzywami brzmią wspaniale. - uśmiechnęła się, oplatając się ramionami - Dziękuję za pomoc. I rozmowę. Nie spieszcie się z jedzeniem, chętnie posiedzę tu trochę.

Po odejściu chłopaka przysiadła na skraju balii i splotła ramiona na piersi, analizując całą sytuację. Informacji zbyt wiele nie mieli - pozostawało wierzyć, że Halvard i Blacktail czegoś się dowiedzą. Wiele by dała, żeby zamienić się z którymś miejscem. Niespecjalnie uśmiechało jej się zabawianie niezbyt przyjemnego w obejściu maga. Pod bramą miała gamę rozwiązań do wyboru, ale oczywiście - jak to ona - poszła na łatwiznę. I teraz miało się to zemścić. Mogła jedynie mieć nadzieję, że całe to spotkanie da zamierzony efekt i faktycznie umożliwi jej dostanie się do świątyni Mystry.

Zanurzyła dłoń w wodzie. Temperatura była już odpowiednia. Zalała ogień, wzbijając w powietrze kłęby pary wodnej, która tylko wzmocniła feerię zapachów w pomieszczeniu - na pewno Marek dorzucił i tu czegoś. Kayla z rozkoszą zanurzyła się w wodzie po samą szyję, opierając kark i ramiona na krawędzi balii. Przymknęła oczy, czując jak jej mięśnie powoli rozluźniają się i pozwalają zmęczeniu podróżą odejść w niepamięć. Po chwili zanurzyła też głowę, by namoczyć włosy i zmyć z nich pierwszą warstwę pyłu. Korzystając z kosmetyków przygotowanych przez Marka, odświeżyła się czym prędzej, by ponownie móc ułożyć się wygodnie i cieszyć się chwilą dla siebie. Nie zanosiło się, aby w najbliższym czasie miało trafić się ich więcej...

Pomijając kwestię jakże uroczego Assmarthalozujsa, która to będzie wymagała od niej wspięcia się na wyżyny swych umiejętności, pozostawała jeszcze sprawa Carla. A w związku z nim Kayla miała pewność, że nie pójdzie ani łatwo, ani gładko, ani szybko. Kilka lat nie miała z nim kontaktu, później długi czas nie dało się o nim uzyskać żadnych informacji. Jakby nie było Harfiarze często ją odwiedzali, a wywiadu wcale kiepskiego nie mają. Jednak odnalezienie jej brata przysporzyło wielu problemów i zapewne pochłonęło sporo środków. Tymczasem on, jakby nigdy nic, pojawia się w Halaraah w czasie dużego niepokoju politycznego. I z pewnością nie przybył tu zwiedzać czy czynić dobra... Jego domeną było niszczenie, tylko Kayla do dziś nie mogła zrozumieć jednej podstawowej rzeczy - dlaczego. Gdy tylko jej myśli wpadły na te tory, zaczęła się irytować zamiast relaksować. Zmusiła się więc do wspominania podróży, a zwłaszcza morskiej żeglugi, która mocno zapadła jej w pamięć.

Po dobrej godzinie zorientowała się, że woda jest już prawie chłodna i właściwie wypadałoby zebrać się z łaźni. Z ociąganiem wyszła z balii, nie bacząc na rozchlapywaną wodę. Chyba na tyle mogła sobie pozwolić - nie przejmować się takimi drobiazgami. Sięgnęła za parawan po szlafrok i otuliwszy się nim, owinęła ręcznikiem włosy. Zebrała swoje rzeczy i opuściła pomieszczenie, zamierzając udać się do pokoju. Marek obiecał przygotować pokój, tylko nie bardzo wiedziała, w którą stronę powinna się udać. Postanowiła więc zapytać o to Agathę. Ruszyła w stronę, z której przyszła za chłopakiem.

Nim dziewczyna zdążyła podejść bliżej przesłoniętych kotarą drzwi, w tych ukazała się Agatha. Spojrzenie rudowłosej, dość radosne, padało na pakuneczek zawinięty w kolorowy papier, który ściskała w ramionach.
- Panienka Rieven. - uśmiechnęła się nieco zaskoczona - Dopiero teraz uświadczyła panienka kąpieli? Ach ten Marek, będę musiała wytarmosić go za ucho. - zerknęła szybko na pakunek, po czym wyciągnęła ramiona w stronę bardki - To suknia na wieczór. Powinna pasować... Kupiłam ją dla siebie, ale nigdy nie przydarzyła się odpowiednia okazja. Na pewno zrozumiecie... Miałam mówić ci po imieniu. - zorientowała się nagle, kryjąc skrępowanie za lekkim chichotem - Mam nadzieję, że nie będziesz się w niej źle czuła. Zadanie stoi przed tobą wystarczająco dyskomfortowe... Oby suknia nie dodawała ciężaru.

- Nie, nie... - zaprotestowała szybko w temacie kąpieli - Marek spisał się na medal. Kąpiel była tak cudowna, że trochę straciłam poczucie czasu i zasiedziałam się w łaźni. - wyjaśniła z uśmiechem.
Kayla odłożyła swoje rzeczy pod ścianę i przyjęła pakunek, niezmiernie ciekawa, cóż przygotowała dla niej Agatha. Odchyliła nieznacznie papier okrywający suknię i widząc głęboki, czerwony kolor uśmiechnęła się szeroko. Czym prędzej rozpakowała całość i wyprostowała ręce, oglądając kreację w całej okazałości.
- Jest piękna - idealna, Agatho! Dziękuję Ci bardzo. - ucieszyła się szczerze, ale zaraz zmarkotniała nieznacznie, przypominając sobie, w jakim celu będzie ją nosić i gdzie - prawdopodobnie - ściągać - Nie doda mi ciężaru. Będę przynajmniej miała komfort, że nie muszę martwić się wyglądem. - ucichła na moment, po czym odezwała się cichym tonem, obserwując zdobienia sukni - Naprawdę zrobię wszystko, żeby rozwiązać tę sprawę... - przeniosła wzrok na właścicielkę przybytku - Jeśli byłabyś tak miła i wskazała mi pokój, będę mogła przymierzyć suknię i przy okazji trochę się rozgościć. - rzekła z uśmiechem, przybierając nieco radośniejszą minę.

- Naturalnie, proszę za mną. - poprowadziła gościa na sam koniec korytarza do drzwi znajdujących się tuż obok łaźni, z której Kayla dopiero wyszła - Ten pokój przygotowaliśmy dla ciebie. Nie przewidujemy tu specjalnego ruchu, ale w razie czego będziesz miała trochę prywatności, blisko do łaźni, a standard i tak wszędzie staramy się trzymać ten sam. - mówiąc to, otworzyłą przed bardką drzwi.
Jeżeli całe Psalterium prezentowało taki standard, to gdyby nie było trudne do znalezienia, zapewne byłoby pełne po brzegi - przynajmniej tak wydawało się Rieven, która choć wiele w życiu widziała, w specjalne luksusy nigdy nie opływała. Weszła do pomieszczenia, zauroczona jego wystrojem.
- Wrócę do swoich obowiązków. Rozgość się i czuj jak u siebie. Gdy będziesz gotowa, Kaylo, zapraszam na posiłek. - swym zwyczajem Agatha dygnęła dworsko i odeszła, zamykając za sobą drzwi.

Kaylę bawiło nieco, jak grzecznie ją tu traktowano. Wychowała się w całkowicie odmiennych warunkach. Nigdy też nie była nikim ważnym czy wysoko postawionym, tymczasem w Psalterium czuła się jak dama, którą tak często tylko odgrywała. Na co dzień to nie była jej bajka, zwłaszcza od czasu, gdy zaprzestała wędrówki z grupą Amana. Z zadowoleniem przyglądała się pomieszczeniu. Nigdy nie zdarzyło jej się pomieszkiwać w miejscu jednocześnie tak majestatycznym, a przy tym przytulnym. Ciężkie, rzeźbione, mahoniowe meble zdobiły izbę - łóżko, biurko z krzesłem, szafa, półki, stoliczek nocny i czego tylko dusza zapragnie. Do ciemnego drewna dobrano ciemnozielone i fioletowe zasłony oraz narzuty, pledy, dywan. Kayla zdawała sobie sprawę, że za zasłonami nie uświadczy malowniczego widoku, gdyż prawdopodobnie pokój znajdował się pod ziemią, jednak nie przeszkadzało jej to. Miała tu wszystko czego potrzeba - włącznie z pięknym, dużym lustrem w zdobionej ramie. Uznawszy jednak, że czas na dalsze zachwyty będzie później, odłożyła suknię na łóżko, wniosła swoje rzeczy i zrzuciła szlafrok, by przymierzyć kreację. Ostatni raz miała na sobie coś podobnego chyba za czasów życia z Rivem, czyli dawno i nieprawda. Postanowiła sobie, że dzisiaj wspomnienia nie zepsują jej humoru. Na psucie nastroju nadejdzie czas wieczorem.

Włożyła suknię i przejrzała się w lustrze. Kreacja leżała na niej idealnie, opinając ciało w najbardziej kuszących miejscach i eksponując zgrabną sylwetkę o wiele lepiej niż kunsztownej roboty mithrilowa koszulka, którą nosiła zazwyczaj. Musiały z Agathą mieć bardzo podobne figury, ponieważ wprawne oko Kayli uznało, że poprawki nie są w ogóle potrzebne. Dolna część układała się swobodnie na podłodze, a ozdoby połyskiwały delikatnie przy najdrobniejszym ruchu, dodając dziewczynie szyku i elegancji.


- To będzie...długi wieczór. - stwierdziła krótko.
Wyglądała obłędnie i to jeszcze przed - choćby uczesaniem - włosów. Suknia była zbyt elegancka, by chodzić w niej bez okazji, więc Kayla zdjęła ją i odwiesiła do szafy, a z torby wyjęła czyste ubranie, które założyła z myślą o posiłku i wytrwaniu do wieczora w Psalterium. Zasiadła przed lustrem i zaczęła rozczesywać długie włosy. Ze szklanej tafli patrzyła na nią zmęczona podróżą dziewczyna, której jednak mimo wszystko ruszenie się z domu wyszło na dobre. Choćby dlatego, że do jej oczu powrócił dawny blask.

Długie, spokojne, monotonne wręcz ruchy sprzyjały powtarzaniu wszystkich informacji w myślach. Kayla usiłowała przypomnieć sobie podobne sytuacje, w których zablokowano konkretną szkołę magii - nie mogła jednak znaleźć żadnej analogii. Zdarzało się, że milczeli bogowie i ich kapłani nie mogli korzystać z łask patronów. Zdarzało się, że coś nie działało jak powinno, bo dzika magia szalała lub nie działało wcale i miano do czynienia z martwą magią. Żeby jednak zablokować całkiem jedną szkołę? Z ciekawości podniosła się z krzesła i stanęła na środku pokoju. Zanuciła pod nosem jedno z najprostszych, ale bardzo przydatnych zaklęć poznania. Wykrycie magii po prostu nie zadziałało. Sęk w tym, że odczuła... W zasadzie nic nie odczuła. Magiczny Splot nie odpowiedział, zupełnie jakby zmarnowała czar, myląc gesty lub wykonując je niepoprawnie. Kayla nie lubiła nie wiedzieć. Wróciła na swoje miejsce i podjęła metodyczną pielęgnację włosów. Nie lubiła, gdy coś wykraczało poza jej wiedzę, a czuła, że w Halaraah znajdzie wiele takich sytuacji... Póki miała czas dla siebie, postanowiła odpocząć i zjeść coś, aby wieczorem być w formie na danie wyśmienitego przedstawienia godnego największych magów - a przynajmniej uważających się za takich - Halruaa.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline