Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-12-2012, 14:36   #6
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Visions cupped within a flower
Deadly petals with strange power
Faces shine a deadly smile
Look upon you at your trial

Black Sabbath – Behind the Wall of Sleep


Obudziła się odrobinkę zmęczona, zrzucając z siebie pomięty koc. Nie roztargniona, zdezorientowana czy markotna. Po prostu zmęczona. Zawsze budziła się w takim stanie, niezależnie od długości snu. Dopiero kiedy noc rozkręcała się na dobre, kobieta była zdolna przełamać dziwny stan. A i to nie zawsze. Rzuciła przymrużonym okiem na zegar z podobizną Hrabiego z Ulicy Sezamkowej. Uśmiechał się do niej, jego fioletowe rączki dumnie wskazywały liczby 5 i 6. 17:30. Tak, była rannym ptaszkiem. Czasami pomagała jej filiżanka mocnej kawy, choć napój który tytułowała w ten sposób miał więcej wspólnego z głębokim karmazynem niż z ciemnym brązem. Skrzyżowała nogi i usiadła na łóżku, omiatając spojrzeniem swój niewielki pokoik - ciasny, ale własny. To pomyślawszy, uśmiechnęła się pod nosem. W korytarzu panowała cisza, a to znaczyło, że jej współlokatorka wciąż jeszcze smacznie śpi. Akolitka postanowiła więc poświęcić kolejne kilkanaście minut na uporządkowanie myśli. Zapaliła aromatyczne kadzidło, oddając się przemyśleniom. Poprzednią noc spędziła na studiowaniu nader interesującego dzieła. Zawarte w nim prawidła zrobiły na niej wrażenie tak spore, że stare wersety wciąż odbijały się echem od ścian jej umysłu. Jakby skuszona, wyciągnęła dłoń w kierunku biurka i złapała nią opasane skórą tomiszcze. Martwy palec ponownie podkreślał odczytywane wyrazy.
- Targany lękiem wędrowiec odszukał Mistrza. Pokornie padł przed nim na kolana i rzekł: „Jesteś roztropny i wolny od trosk. Twój spokój jest niezmącony. Użycz mi swojej mądrości, abym nie musiał już dłużej patrzeć na całe zło i niesprawiedliwość tego świata.” Mistrz wyłupił mu więc oczy.



***
Kiedy druga z kobiet w końcu wstała, Themis skończyła właśnie przygotowywać posiłek. Pośpiesznie podgrzewana krew zakrapiana kawą nie była niczym specjalnym. Nie miała żadnych nadzwyczajnych właściwości ponad te wiadome. A mimo to, wydawała się rozwiązaniem znacznie lepszym, niż wyjście na mróz i szukanie pokarmu w mrocznych zaułkach metropolii. Kelly postawiła dwa kwieciste kubki na drewnianym meblu. Zajęła miejsce siedzące i powitała wciąż roztargnioną koleżankę.
- Jak ci się spało? Mam nadzieję, że nieco lepiej niż mnie. Jakieś ciekawe sny?
Po około pięciu sekundach, w odpowiedzi padł słowotok nieskładnych wyrazów, który z normalnym zdaniem nie miał nic wspólnego. Ale przecież liczą się dobre intencje, prawda? Wczesne wstawanie miało jeden dodatkowy plus. Dzięki niemu Themis mogła obserwować wyborny pokaz komediowy w wykonaniu swojej współlokatorki. Eshe znosiła wątpliwe uroki przebudzenia znacznie gorzej niż ona. Kiedy stopy najlepszej psiapsiółki nie mogły się zdecydować co do obranego kierunku, Kelly po prostu westchnęła. Wstała i stanowczo usadziła ją na krzesełku przeciwległym do swojego.
- Najpierw coś wypij. Ciepła krew cię rozbudzi, od razu poczujesz się lepiej. No. Nie chcemy przecież żebyś znowu przestraszyła Hierofanta po omacku nałożonym makijażem. Już, już!
Macierzyństwo było dla Kelly czymś obcym. Została przemieniona nim chociażby zdążyła pomyśleć o założeniu własnej rodziny. Była jednak pewna, że matki wyprawiające swoje dzieci do szkoły musiały mierzyć się z podobnymi sytuacjami jak ona teraz. Wtedy też zadzwonił telefon, dostarczając kolejną porcję wrażeń na ten wieczór. Dire Straits obwieszczali obydwu słuchaczkom jak klawo jest zarabiać pieniądze nie robiąc absolutnie nic. Panna Smith raczyła odebrać dopiero po trzecim dzwonku. Nie dlatego, że żywiła negatywne uczucia względem rozmówcy. Po prostu lubiła ową melodię.
- Halo? Tak, przy telefonie. Ach, dobry wieczór! Jak miło znowu usłyszeć pani głos po tak długiej przerwie! Rozumiem. Faktycznie, to dość dziwne. Dobrze, dobrze. Nie ma żadnego problemu. Odpowiada pani za około pół godzinki? Świetnie. Do zobaczenia wkrótce.
Rozłączyła się i wstała od stołu. Ciekawość przysłuchującej się Eshe zdołała w końcu kompletnie wyrwać ją z objęć Morfeusza. Oczy zdradzały chęć poznania tożsamości rozmówcy jeszcze zanim jej usta wypowiedziały pierwszy wyraz. Mimo to, Themis delektowała się tą chwilową nutką tajemnicy.

- Wychodzisz gdzieś? Kto to był? Czego chciał? No, nie bądź taka! Powiedz!
Zabawne jak szybko przeszła z narkolepsji na ADHD. Może to jej conocne rozespanie było po prostu grą pozorów, choć Themis mocno w to wątpiła. To zapewne wrodzona wścibskość tak wyostrzyła jej zmysły. Kelly nie odpowiedziała. Zamiast tego dopiła powolutku swoją kawę i skierowała się w stronę łazienki. Dopiero kiedy napięcie stało się dla Eshe nie do zniesienia, jej koleżanka zatrzymała się przy drzwiach, gryziona przez resztki swojego sumienia. W sumie nic nie szkodziło uchylić rąbka tajemnicy.
- Do wróżki. Chcę sprawdzić czy w mojej przyszłości czai się jakiś przystojny brunet…
- Osz, ty! Jak tak chcesz pogrywać, to ja też nie będę ci nic mówić, zobaczysz!

Zanosząc się kapkę teatralnym śmiechem, Themis zniknęła w łazience na długo przed tym, nim w drzwi uderzyła poduszka rzucona przez zirytowaną psiapsiółkę.

***
Tej nocy miasto było dziwnie spokojne. Sam autobus nie miał problemu z dowiezieniem jej w obydwie strony. Chociaż posiadała lewe prawo jazdy i wiedziała jak radzić sobie za kółkiem, jakoś nigdy nie przekonała się do zakupu auta. Nie to żeby była zbyt staroświecka w swoich nawykach. Zwyczajnie nie uważała własnych czterech kółek za coś niezbędnego. Poza tym, jazda środkami użyteczności publicznej zawsze oferowała ciekawsze doświadczenia. Swobodny wgląd w interakcje międzyludzkie i tym podobne rzeczy. Tak jak teraz. Automatyczne drzwi otworzyły się z cichym turkotem. Młody chłopak poderwał się do biegu, chwytając skórzaną torebkę z siedzenia obok starszej kobiety. Ta nie zdążyła nawet zareagować na czas. Rabuś zwinnie ominął ociężałego kierowcę, który nieudolnie starał się go powstrzymać i czmychnął w mrok nocy. Jedyną rzeczą jaka przez chwilę dotrzymywała mu kroku było rozchodzące się echem „ratunku, złodziej!”. Kelly obserwowała wszystko z ze swojego standardowego siedzenia na szarym końcu publicznej kolubryny. Jeśli miała być absolutnie szczera, obrót spraw zaskoczył także i ją. Blond nastolatek nie wyglądał na typowego złodziejaszka. Był dość modnie ubrany i przez lwią część jazdy rozmawiał przez nowoczesny telefon. Może robił tego typu rzeczy żeby poczuć adrenalinę? Dreszczyk emocji? Kto wie. Themis wiedziała jednak co innego. Wiedziała, że chłopaczek jeździł tym autobusem dosyć często. Postanowiła więc, że jeśli zobaczy go ponownie, nie omieszka zamienić z nim kilku przyjacielskich słów. Ignorując ponurą sytuację, minęła rozhisteryzowaną starowinkę i zawstydzonego swoją niekompetencją kierowcę. Resztę drogi mogła przejść piechotą.

***
Powiesiła płaszcz na wieszaku, ściągnęła buty i wkroczyła do dużego pokoju. Eshe zajmowała się właśnie transkrypcją jakiegoś tekstu ale przyniesione nowiny były na tyle interesujące, że Kelly postanowiła jej przerwać. Rzuciła kluczyki na stół, skutecznie koncentrując na sobie wzrok koleżanki.
- Ten przystojny brunet, co to o nim mówiłam wcześniej, nazywa się Lucas Jones. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że jeden z niedawno odkopanych archeologów też nosił to imię. Przyznam, wydaje się pospolite. Ale nie aż tak. Aha, no i zanim kompletnie zapomnę, Jones chce się skontaktować z panem Timothym Nowlinem. Czy to nazwisko coś ci mówi, droga siostro?
Ekspresja koleżanki zdradzała, że tak. Podobnie jak to, że Eshe odrzuciła papierzyska na bok, drapnęła za telefon i wybrała pierwszy numer na liście pamięci podręcznej. Themis nie mówiła już nic więcej. Rozmówca był jej znany. Po prostu rozsiadła się wygodnie w fotelu, ukazując rodzaj ten rodzaj zadowolonej ekspresji, która ludziom zwykle kojarzył się z porządnie najedzonym kociskiem.
 
Highlander jest offline