Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-12-2012, 18:19   #8
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
- Sześć ciężkich wozów, każdy zaprzężony w dwójkę wołów – centurion odpowiedział rzeczowo pytajacemu Fabiusowi. Wciąż nie mógł się pozbyć wojskowych nawyków, chociaż legiony przestały istnieć ponad dziesięć lat temu. – Do dwudziestu ludzi, w tym woźniców. Połowa z nich to kawalerzyści. Dowodzi, jak już mówiłem doświadczony oficer, Regius. Opóźnienia rzadko się zdarzają. Okolica powinna być bezpieczna. Wojsko Trejanusa utrzymuje porządek. A co do mostu, to chyba wszyscy wiedzą w jakim jest stanie. Środkowe przęsło zostało porwane przez rzekę. Teraz w jego miejscu wznosi się drewniana konstrukcja, która pozwala przekroczyć rzekę.

Więcej pytań nie było. Nikt nie pokusił się o łyk wina czy kęs chleba. Marcus nic sobie z tego nie robił. Gdy już opuścili jego dom, rozsiadł się wygodnie i przystąpił do jedzenia.

Nim wyruszyli, zaczął padać deszcz. Rzęsiste potoki lejące się z nieba, nie poprawiały warunków jakie panowały na trakcie. Było chłodno i mokro. Szeroko rozlane kałuże utrudniały wędrówkę, a tylko dwóch Rusanamani posiadało konie. Wyglądało na to, że do Mostu Fabiana dotrą ze sporym opóźnieniem. Choć w dzisiejszych czasach trudno było zakładać, że gdzieś się dotrze na czas. Po drodze zazwyczaj coś się działo...

Tym razem pierwszy dzień podróży minął spokojnie. Podróżowali razem, w tym gronie po raz pierwszy i początkowo patrzyli na siebie niemal wrogo. Szczególnie, że Thoerowie i Rusanamani nigdy nie pałali do siebie sympatią. Na przestrzeni wieków Cesarstwo i Sułtanat wielokrotnie prowadziły ze sobą wojny, podczas których obie strony wykazywały się potwornym okrucieństwem. A do zakapturzonego Relhada po prostu nie mieli zaufania. Już na pierwszy rzut oka widać było, że był magiem. Magiem był też jeden z Thoerów, sądząc po stroju i na niego też patrzono krzywo. Wszyscy wiedzieli, że to magia była przyczyną nieszczęść...

Wieczorem słońce zachodziło krwawo. Nic szczególnego, ale wzbudzało to nadal w ludziach niepokój, obawy. Wyglądało na to, że rozbijanie wieczornego obozowiska nieco zbliży tych obcych sobie ludzi. Zazwyczaj tak było. A jeśli nie, to w przyszłości trudno będzie im razem współpracować, zaufać sobie wzajemnie.

W oddali, z morza traw i wątłych krzaków dochodziły odgłosy nocy. Wycie, ujadanie, dzikie pomruki, szelesty i inne dźwięki, których źródła można się było tylko domyślać. Noc, mimo hałasów, minęła spokojnie. Wartownicy byli czujni i nie raz się zdarzyło, że zrywali wszystkich na nogi. Jednak wszystkie alarmy okazały się fałszywe.

Kolejny dzień niczym nie różnił się od poprzedniego. Znowu chmury i deszcz. Trzeba było jechać dalej na północ. Drugi dzień minął. Nastał trzeci, niemal taki sam jak drugi... Nic nie wskazywało na zmianę pogody, ale pogoda jak i wiele innych rzeczy w dzisiejszym świecie, była nieprzewidywalna.

Trzeciego dnia od wyruszenia z Drentius, daleko przed sobą dostrzegli krążące nad czymś stado czarnych ptaków. Chwilę potem dało się usłyszeć ich niskie, chrapliwe głosy. Słodki zapach śmierci roztaczał się wszędzie wokół mostu i w końcu dostrzegli konwój. Wozy były powywracane, rozbite. Na ciałach zaszlachtowanych ludzi posilały się ptaki i brunatne wilki, które oddaliły się na bezpieczną odległość, szczerząc tylko kły i ujadając.
 
xeper jest offline