Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-12-2012, 18:49   #5
mckorn
 
mckorn's Avatar
 
Reputacja: 1 mckorn ma wspaniałą reputacjęmckorn ma wspaniałą reputacjęmckorn ma wspaniałą reputacjęmckorn ma wspaniałą reputacjęmckorn ma wspaniałą reputacjęmckorn ma wspaniałą reputacjęmckorn ma wspaniałą reputacjęmckorn ma wspaniałą reputacjęmckorn ma wspaniałą reputacjęmckorn ma wspaniałą reputacjęmckorn ma wspaniałą reputację
Gdy na Dalekiej Północy dziecko urodzi się martwe, a żaden kapłan ni szaman nie będzie w stanie mu pomóc- zdesperowani rodzice mogą prosić wyznawcę boga śmierci o zwrócenie ich potomkowi życia. Jednakże noworodek zapłaci za życie owo wysoką cenę-stanie się przeznaczony Mrocznemu Bogu i zginąwszy będzie służył mu na wieki.
Demon będzie opanowywał duszę i ciało nieszczęśnika finezyjnie, powoli i niezauważalnie dla żadnej z osób z zewnątrz. Upiór przejmuje kontrolę nad umysłem swego nosiciela, głównie podczas ciężkich sytuacji życiowych dotyczących potępionego dając mu ogromną siłę i wprowadzając w amok...

***

Starzec zrolował zwój i włożył go w zdobiony scenami z legend tubus z jakiegoś nieznanego barbarzyńcy drewna. Dookoła było gwarno, piwo lało się strumieniami. Spod ściany dochodziła ich sprośna, pijacka piosenka.
- Więc prawisz mistrzu, że umowę z demonem można w jakiś sposób unieważnić? - Siedzący naprzeciw mędrca mężczyzna nerwowo potarł zniekształcającą policzek bliznę.
Wojownik odziany był w szkarłatny płaszcz, mosiężny pas i skórzaną przepaskę biodrową. Barbarzyńca był iście niedźwiedziej postury, nawet w migotliwych płomieniach kaganków rozświetlających izbę, można było dokładnie zobaczyć każdy z jego okazałych mięśni. Byłby doskonałym obiektem badań, ach gdybym tylko mógł zrobić mu sekcję... Pomyślał uczony.
- Zaiste,nawet diabeł może zrezygnować z praw do czyjejś duszy... ale niestety w zamian za coś innego... hmm, rozumiem, że masz coś co mogłoby go zmusić do tak haniebnej decyzji?
Wojownik milczał. Piosenka urwała się nagle, zagłuszona odgłosami bijatyki. Jakiś pijak przewrócił się prosto na barbarzyńcę. Reakcja była natychmiastowa- opętany chwycił mamrota za frak, zasadził kopa w rzyć i podniosłwszy jedną ręką- wyrzucił przez okno.
- Ci miastowi to jak z gówna zrobieni, tfu. - Splunął.
Jatka ucichła a kilku częstych bywalców oberży widząc rękodzieło syna północy nagle spotulniało i opuściło drewniane pałki i noże. Barbarzyńca nawet nie musiał dobywać przewieszonego przez plecy topora.
- Wracając do naszej rozmowy... - Starzec wielce zniesmaczony kontynuował konwersację, zarazem udając, że niczego nie widział. - Na czym to stanęliśmy nim ten plebs nam przeszkodził...?

***

Korn przemierzał las w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Starzec powiedział, że do pozbycia się demona będzie potrzebne coś, co znajduje się w tych okolicach. Coś potężnego. Barbarzyńca nie miał pojęcia, czym to może być, jednak nie poddawał się. Siedział tu już od trzech dni, a jedynym, co znalazł, było przeziębienie.
W duchu dziękował bogom za schronienie w zaroślach. Rozsznurował pokaźnych rozmiarów marynarski worek, posilił się ostatnimi płatami suszonego mięsa. Kichnął...i zaklął. Znowu trzeba będzie prać ten cholerny worek. Pomyślał. Dopiero od wczoraj zdawał sobie sprawę z tego, że ten stary dziad mógł sobie najzwyczajniej w świecie z niego zażartować. Nie lubił, gdy z niego żartowano. Ostatni taki dowcipniś skończył z własnym kilofem wbitym w głowę. Uśmiechnął się do wspomnień.
Gdyby ktoś zapuścił się na to odludzie, zobaczyłby monstrualnych rozmiarów mężczyznę, kulącego się nad filigranowym ogniskiem pośród zarośli i dzikich krzewów.
Lecz nikt nie mógł tego widzieć, gdyż było to całkowite odludzie na krańcu świata.

Noc była bardzo zimna. On - barbarzyńca z dalekiej północy od dziecka przyzwyczajany był do chłodów lecz tu - na południu nigdy nie spotkał się z taką temperaturą. Kiedyś, gdy był jeszcze młokosem zasłyszał od wędrownego mnicha o nadchodzącym oziębieniu klimatu, lecz odpowiedział mu wtedy tylko śmiechem i pogardą. Był w końcu barbarzyńcą, któremu chłody są niestraszne. Obecnie coraz częściej zaczynał wierzyć tym uczonym bredniom, gdyż zauważył, że często okazywały się prawdą. Ogień dogasał. Skupił się. Skoncentrowany wpatrywał sie w ledwie rzażące się ognisko i wciąż zastanawiał się nad słowami mędrca. Wiedział, że ma czegoś szukać, lecz nie wiedział dokładnie czego.Uśpiony przez dziki wiatr i wtulony w opadłe liście, opuścił głowę na pierś i zasnął.
Kolejna noc; kolejny sen; kolejny koszmar...
Demon posród płomieni i dymu. Przybysz z planu Chaosu nieśpiesząc się, równym krokiem szedł ku śmiertelnemu. Chciał się obudzić nim Morteimer chwyci go w swoje łapska ale nie mógł, jedyne co mógł zrobić to wydobyć krzyk przerażenia ze swoich ściśniętych płuc...
I tak właśnie się obudził. Ze zduszonym krzykiem.
Rozejrzał się dokoła, spanikowany, ale nie było tu żadnych demonów, tylko wygasłe ognisko, w którym spoczywała jego wielka dłoń. Wyjął ją i syknął, zobaczywszy paskudne oparzenie.
Wstawał kolejny, deszczowy dzień. Mżawka, która przemoczyła pled, powoli przeradzała się w deszcz. Niezadowolony (bo mokry i głodny) barbarzyńca zebrał swoje rzeczy i ruszył w dalsze poszukiwania. W sumie nie był jeszcze tylko w jednym miejscu. W starej jaskini.
Nim wyruszył w drogę ku kawernie złożył pled, zgasił ognisko i zatarł ślady swego pobytu. Nieliczni, którym dane było z nim podróżować dziwili się jego manii prześladowczej. Lecz często wrodzona ostrożność Korna ich ratował. Szedł powoli, kurcząc się pod swym płaszczem by uniknąć deszczu, jednak niewiele to pomagało.
“Cholerna pogoda!” Pomyślał. Buty zaczęły mu coraz bardziej przesiąkać wodą.
Kiedy w końcu dotarł do jaskini, odetchnął z ulgą. Wszedł do środka, śmiejąc się w duchu z tego, że na dworze deszcz zaczynał coraz bardziej padać. Wyciągnął z uchwytu pochodnię, nie zastanawiając się zbytnio nad faktem, że jest tu jakikolwiek uchwyt z pochodnią, po czym z trudem ją odpalił. Kiedy zyskał źródło światła, ruszył w głąb.
Nie szedł długo, kiedy natknął się na koniec drogi. Na ścianie znajdowały się różnego rodzaju, stare bohomazy, przedstawiające sceny polowań na wielkie, włochate stworzenia. Korn obszukał i obstukał wszystkie ściany, jednak nie było tu niczego. Żadnych tajemnych przejść, czy krytych skarbów. Po prostu kolejny, ślepy zaułek.
Barbarzyńca aż spurpurowiał na twarzy z gniewu, którego nie miał zamiaru pohamowywać. Tyle dni już szukał, a za każdym razem NIC! Demon w nim poruszył się niespokojnie, czekając na bilet do wyjścia, jednak nie doczekał się. Korn w złości tupnął kilka razy potężnym buciskiem, że aż z góry posypały się kamyki... nagle i on się posypał, kiedy podłoga się zarwała.
Poleciał w dół i to było ostatnie, co pamiętał, zanim uderzył głową w wystający kamień.
Ocknął się już na dole. Pochodnia leżała dobrych kilka metrów od niego, lśniąc jasnym światłem. Barbarzyńca uniósł rękę ku obolałej głowie, żeby się przekonać, że owszem, krwawi.
Wstał dziwnie chwiejnie, żeby rozejrzeć się po miejscu, w którym wylądował.
Była to grota. Niezbyt duża, ale do najmniejszych też nie należała. Miała dziwnie regularny kształt koła, jakby ktoś ją tu wyrzeźbił, umieścił jak bańkę pod wodą... tylko, że w skale. Na samym środku groty stał biały, kamienny łuk, w którym znajdowało się trzynaście różnokolorowych kryształów. Lśniły niespokojnie, jakby na coś niecierpliwie czekały.
Wciąż trzymając się za głowę podszedł bliżej i dotknął jednego z nich... Był dziwnie ciepły w dotyku.
- Ani chybi magia... - Cofnął się od kryształu, dobył topora i obuchem trącił pochodnie. Światło przygasło i Korn zobaczył, co się kryło pod nią. Podobny kryształ, jak w łuku. Ten był żółty i zdawał się pasować w jedyne puste miejsce, między białym a złotym.
Barbarzyńca podrapał się z frasunkiem po głowie, podniósł kryształ i osadził na puste miejsce.
Komnatę zalało jasne światło, które emanowało wprost z kamiennego łuku. Powietrze pod nim też się rozjaśniło i zafalowało. Kryształy nadawały wszystkiemu nieco bajkowej atmosfery, rzucając kolorowe refleksy.
Korn osłonił twarz dłońmi, tego było już za wiele! Jego umysł domagał sie prostego wyjaśnienia. Mocniej scisnął stylisko w dłoniach, nabrał rozpędu i rycząc wściekle, wbiegł w łuk...

***

Kiedy się obudził, głowa straszliwie go bolała. Musiał poleżeć bez ruchu jakiś czas, zanim zdołał chociażby pomyśleć. A pierwszą myślą było to, że chyba nie należało robić tego, co zrobił.
Cóż. Czasu nie cofnie.
Usiadł ostrożnie i rozejrzał się, obracając raczej całym ciałem, niż głową. Ogólnie starał się jak najmniej nią ruszać.
Znajdował się w gęstym lesie, który sprawiał wrażenie dziwacznie uporządkowanego. W powietrzu było coś, co nie podobało się barbarzyńcy. Coś, co stawiało mu włoski na całym ciele. Okazało się, że leżał u stóp kamiennego podestu, na którym znajdował się podobny portal, jak ten, w który wbiegł, jednak ten nie dawał po oczach żadnym światłem, a osadzony w nim był jeden, samotny, czerwony kryształ.
Podszedł z wolna do kamiennego łuku i zapukał weń kłykciem, jednak nic się nie stało.
“Dziwne” pomyślał. Poprawił topór na plecach, otarł krew z czoła i ruszył w las.
Szedł wiele godzin. Nieprzyjemne uczucie, które towarzyszyło mu wcześniej, minęło dosyć szybko. Korn nie miał pojęcia, co mogło to spowodować, jednak nie zastanawiał się nad tym zbytnio.
Woda w bukłaku szybko się skończyła i teraz barbarzyńcę paliło pragnienie. Z wczesnego świtu (o zgrozo! Przecie wcześniej było popołudnie!) zaczął robić się wieczór, kiedy usłyszał jakieś wrzaski. Zastanowił się co może być ich przyczyną i ruszył w tamtą stronę. Nie trwało długo, kiedy w końcu wyszedł z tego przeklętego lasu i znalazł się na drodze.
Przed nim, po drugiej stronie drogi, stał wysoki jegomość o długich, czarnych włosach, z dwoma mieczami: jednym przy pasie, drugim na plecach. Kiedy barbarzyńca wypadł na drogę, ten spojrzał na niego zaskoczony. Korn drgnął niespokojnie, widząc czerwone oczy, wpatrzone w niego. Człek ów stał za drzewem, obserwując bitwę, która toczyła się kawałek dalej, na drodze.
Jednak to nie on zaciekawił Korna najbardziej. Na drodze, kawałek od nich, miała miejsce bitwa... Barbarzyńca zdziwił się wielce, kiedy zobaczył, że walczy tam samotna kobieta, przeciwko grupie żołnierzy.
 
mckorn jest offline