Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-12-2012, 12:00   #19
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Rzecz należało dokładnie przygotować. Na szczęcie wujaszek dał im miesiąc czasu, bo właśnie w październiku mieli się spotkać w San Francisco. To dawało pewien komfort.
Gdyby czasu było mniej Mac zmuszony byłby skorzystać z biblioteki i literatury fachowej. Z pozycji w rodzaju „Wyprawa na biegun, czyli tam i z powrotem”, „Jak przeżyć w tajdze i nie zwariować”, czy „Quo Vadis Polarniku”.

Tymczasem mógł zasięgnąć rady u pewnego swojego znajomego, który mieszkał w Nowym Jorku w dzielnicy Bronx i był sześćdziesięcioletnim murzynem.



Południowy Bronx był lepszą częścią dzielnicy. W końcu Matthew Benson był nie byle kim, a sławą znaną na cały świat. No nie do końca. Choć powinien być. W końcu był jednym z pierwszych ludzi jacy stanęli na biegunie północnym.
Mac znał go jeszcze ze studiów, gdy spotkał go na jednej z pogadanek. Znalazł się pod ogromnym wrażeniem tego człowieka i nawet jakiś czas ze sobą korespondowali. Benson żywo interesował się samolotami, jako dogodnym sposobem na eksplorację Arktyki.

Mieszkał z całkiem schludnej kamienicy pod numerem piątym. Mac świadomy zasad savoir-vivre przyniósł, a jakże butelkę burbona jeszcze ze starych przedprohibicyjnych zapasów. Ku jego zaskoczeniu w progu przywitał go zakatarzony gospodarz.
- Na litość boską Mateuszu. – wypalił James gdy już się przywitali – Ty polarnik, zdobywca bieguna przeziębiony?
- Wnuczka przyniosła z przedszkola. –
bąknął mężczyzna jakby zawstydzony.
- Acha, to może odpakujemy prezent? – zaproponował potrząsając dla zachęty butelką.
- Czekaj przyniosę szkło. Apsik. – odparł gospodarz kichając w wydobytą w pośpiechu chusteczkę.

Gdy złocisty płyn został rozlany i wlany Benson spytał zaciekawiony:
- No to co Cię do mnie sprowadza? Przez telefon byłeś bardzo tajemniczy.
- Potrzebuję porady fachowca. Wybieram się w mroźną dzicz.
- O. Lecisz na północ?
- Niezupełnie. Wyprawa na Syberię. –
Mac pociągnął Burbona.
- I mam Ci powiedzieć co masz zabrać? Tak? – murzyn był bardzo domyślny.
- Dokładnie mój guru. – James skwapliwie pokiwał głową.
Matthew wygodniej się rozsiadł sięgając po chusteczkę.
- No to synu weź kajecik, ołówek i pisz.

Następne dwa kwadranse spędzili na omawianiu ekwipunku. Wśród zalecanych rzeczy znalazły się niektóre oczywiste, inne mniej, a jeszcze inne zgoła wydające się kompletnie zbędne. Lecz po omówieniu stawały się wręcz konieczne. I tak należało zabrać ze sobą między innymi szwajcarski scyzoryk, który należy przywiązać do spodni mocnym sznurkiem, siekierka, stalowa płytkę pozwalającą dzięki nacięciom i otworom, między innymi przecinać przedmioty, otwierać puszki i butelki, wyciągać gwoździe, dokonywać pomiarów, odkręcać wkręty i nakrętki, oraz metalową puszkę po cukierkach, a w niej zapałki, świecę, krzesiwo magnezowe, przybornik do szycia, lusterko sygnalizacyjne, agrafki, haczyki wędkarskie, żyłkę i nacięte śruciny ołowiane, piła drutowa, nadmanganian potasu, kilka kostek cukru, dużą torbę wodoodporną, drut miedziany lub mosiężny, ostrza wymienne od skalpela. Aby zawartość nie grzechotała należało dodać waty.

Te i podobne porady dotyczące ubrań i sprzętu obozowego James bardzo skrupulatnie notował w przeświadczeniu, że kiedyś może mu to uratować życie.
- Będzie zabawnie jak Ruskie Wam to wszystko zarekwirują. Aaaapsik. – skończył pogadankę Matthew kichając potężnie.
- Nie demonizuj ich. Nie wiem dlaczego wszyscy w Stanach myślą o Rosjanach, jak o dzikusach. – prychnął MacDougall.
- Najważniejsza Mac nie jest ta cała rupieciarnia. – Benson popukał się w głową – Ale Twoja łepetyna. Musisz używać mózgu i mieć silną wolę. To jest najważniejsze. Musisz chcieć żyć i wierzyć, że będziesz. Nie wolno się poddawać, nie wolno sobie odpuszczać.
Spojrzał na Jamesa uśmiechając się ciepło.
- Chciałbym znów ruszyć na północ. Tak naprawdę tam byłem najszczęśliwszy. Zazdroszczę Ci.
Mac odpowiedział uśmiechem.
- Dzięki za wszystko. – powiedział ściskając mocno dłoń Bensona.

Pozostały czas James spędził na zakupie ekwipunku i załatwianiu swoich spraw zawodowych. W tym celu musiał się udać do Detroit, by porozmawiać z Henrym Fordem. Stary kutwa udzielił mu bezpłatnego urlopu na pół roku. Kapitalistyczny wieprz.
Przy okazji wziął ze swojego mieszkania colta M1911. Swoją służbową broń z czasów wojska.


Jako że na Yeti, czy innego syberyjskiego miśka broń ta wydawała się za słaba w sklepie z bronią dla myśliwych nabył półautomatyczny sztucer remingtona model 8. Najpotężniejszą dostępną broń. Strzelał całkiem nieźle i sądził, że nadaje się na jednego z dwóch uzbrojonych członków wyprawy. Nabył także cały osprzęt do konserwacji broni, nie tylko amunicję.



James zdążył jeszcze pojechać do rodziców i wybyczyć się na wikcie i opierunku wniebowziętej mamy. Miał też czas wybrać się z ojcem na ryby. Jak urlop, to urlop.
Wypoczęty i zrelaksowany stawił się w przeddzień spotkania, czyli 9 października w hotelu „Grand”.
 
Tom Atos jest offline