Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-12-2012, 17:43   #7
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
"Rozmyślanie o śmierci jest rozmyślaniem o wolności."
Jim Morrison


iemność. To pierwsza rzecz, jaka przychodzi na myśl na dźwięk słowa 'noc'. Ale czy słusznie? Europa Zachodnia, Ameryka Północna, Japonia - wielkie metropolie nigdy nie śpią. W dzień oświetla je słońce, a w nocy niezliczona ilość żarówek, jarzeniówek, neonów reklamowych. Człowiek okiełznał światło i przegnał ciemność.
W Montrealu nie było ciemności. Tam, gdzie nie docierało światło, kryły się jedynie cienie. A w tych cieniach - całkiem inny świat.


Dzwonek telefonu przerwał grobową ciszę panującą w pokoju. Godzina nie była jeszcze późna - 21, ledwie późny wieczór wedle współczesnych standardów, ale wiele sygnałów przebrzmiało, nim gospodarz podniósł słuchawkę.
-Halo? - pytanie było równie suche, co głos, który je zadał.
-To ja, Blanchard - ten głos za to był podenerwowany, niespokojny. -Chyba stało się coś złego. Nie chciałbym rozmawiać o tym przez telefon. Czy mogę do pana przyjechać?
-Oczywiście.
I tyle. Rozmowy z nim prawie zawsze były krótkie. Zdawkowe słowa i milczenie, które Blanchard próbował wypełnić.


Samochód zaparkował na podjeździe małego domu w północnej części Montrealu, na zacisznym osiedlu jednorodzinnych domków przy 67e Ave. W środku nie paliło się światło, ale nie oznaczało to, że gospodarza nie było, czy też że spał. Jeremay Blanchard wiedział lepiej. Wyjął klucze i otworzył frontowe drzwi.
Wnętrze domu, nawet w ciemności, sprawiało dziwne wrażenie. Umeblowane bardzo ascetycznie, salon po prawej od wejścia wystrojony był jedynie stołem, kanapą, dwoma fotelami, komodą (ze stojącym na niej starym telewizorem) i barkiem - w dodatku pustym. Na ścianach nie wisiały żadne obrazy, brakowało wazonów z kwiatami. I choć w domu panował porządek, to niemal wszystkie płaskie powierzchnie pokryte były kurzem.
-Gdzie pan jest?- zawołał i wytężył słuch, oczekując odpowiedzi.
-W bibliotece - odpowiedź była ledwo słyszalna i dobiegała z góry. Dopiero u szczytu schodów Blanchard przekonał się, że gospodarz nie siedział w zupełnej ciszy. Jego uszu dobiegły ciche dźwięki muzyki, tłumione przez zamknięte drzwi w głębi przedpokoju.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=bPvAQxZsgpQ[/MEDIA]

Jeremay otworzył je i po omacku odnalazł kontakt, bowiem w bibliotece było zbyt ciemno aby mógł dostrzec coś więcej niż kontury. Światło żarówki zalało stojące pod ścianami regały pełne książek, stolik z anachronicznym patefonem i pojedynczy fotel, w którym z książką w ręku siedział mężczyzna, na oko dobiegający pięćdziesiątki. Pozory jednak myliły - Blanchard znał go od lat, a ten nie postarzał się nawet o dzień. Zresztą, tak samo teraz było z Jeremayem, a to wszystko dzięki temu ekscentrykowi w fotelu, który nie mógł przecież czytać tej książki w zupełnych ciemnościach. A jednak Blanchard był przekonany, że tak właśnie było.
-Chciałeś mi coś... przekazać, prawda? - zapytał mężczyzna nazwiskiem Sangiovanni, tym swoim suchym, grobowym głosem.
-Tak, tak - potwierdził odruchowo Jeremay. -Prosił pan, abym informował, gdybym natknął się na jakieś dziwne przypadki w mojej pracy. No i chyba na taki trafiłem... to znaczy nie ja, tylko mój znajomy z Saint-Jérôme. Nazywa się Stephen Miron, jest patologiem. No i przeprowadzał sekcje zwłok znalezionych w Górach Laurentyńskich archeologów, tych których zasypało. W ich ciałach nie było osocza... w ogóle. Cokolwiek się im stało, to nie było wykrwawienie.
-Pan Miron napisał już raport? - pytanie było nadzwyczaj konkretne, jakby pana Sangiovanniego w ogóle nie zdziwiło to, co usłyszał.
-Tak, naturalnie. Jego kopia została już wysłana do komendanta głównego - dopiero te słowa wywołały jakąś reakcję. Sangiovanni odłożył książkę i podniósł się z fotela.
-To faktycznie nietypowa... sprawa - zgodził się i zaczął szukać czegoś do pisania. -Proszę dokładnie opowiedzieć wszystko, co pan... o niej wie.



Blanchard siedział w swoim samochodzie, jadąc do centrum. Na fotelu obok niego leżała niezaadresowana koperta, którą miał zawieźć pod wskazany mu przez pana Sangiovanniego adres i wrzucić do skrzynki. Najwyraźniej informacja, którą przekazał była faktycznie bardzo ważna i właśnie zaczęła zataczać szersze kręgi. Jeremay może i nie rozumiał do końca w czym uczestniczył, ale z drugiej strony - nawet nie chciał. Wieczna młodość w zamian za parę przysług, to niewygórowana cena. Nie miał zamiaru zaglądać w zęby darowanemu koniowi.
 
Zapatashura jest offline